sobota, 25 lipca 2009

Siedmiu bogów szczęścia

Podczas któregoś z nienachalnie trzeźwych wieczorów znajoma pokazała nam zabawny amulecik- mała, drewniana deseczka ze znakiem manji i siedmioma miniaturowymi postaciami. Miniaturowość była posunięta tak daleko że postaci różniły się od siebie właściwie tylko kolorem i pojedynczymi znakami rozpoznawczymi takimi jak nienaturalnie długa głowa czy tobołek na plecach. Słowem- siedem łebków od zapałek. Całe ustrojstwo swobodnie mieściło się w zamkniętej dłoni i na pierwszy rzut oka było raczej uroczą durostrojką- kurzołapką niż obiektem kultu. W rzeczywistości była to bardzo uproszczona, ale ciągle rozpoznawalna wersja Takarabune (宝船)- Statku Skarbów. W bardziej rozbudowanych przedstawieniach jest to łódź, wyładowana po brzegi worami z ryżem i skarbami. Na żaglu widnieje chiński ideogram 獏 lub 貘 oznaczający baku- dość dziwne stworzenie z bestiariusza japońskiej mitologii, według XVII wiecznego japońskiego manuskryptu Sankai Ibutsu (山海異物) posiadające pazury tygrysa, ogon wołu, trąbę słonia i oczy nosorożca. zjadacza chorób i koszmarów. Baku przywędrowały do Japonii z Chin około XIV-XV wieku i jako w gruncie rzeczy dobroczynne istoty dość łatwo zaaklimatyzowały się na wyspie.

Ręcznie malowane wizerunki Statku Skarbów pojawiły się w okresie Muromachi i podobno były rozdawane przez cesarza jako podarki noworoczne dla wysokiej arystokracji. Jeśli to prawda, to zarówno zwyczaj jak i motym ikonograficzny wyjątkowo szybko stały się popularne wśród wszystkich klas. Już w epoce Edo drukowane wizerunki Takarabune wkładano pod poduszkę w Nowy Rok. Wraz ze snem- wróżbą miały przynieść szczęście na nadchodzący rok. Jeśli sen okazywał się być mało szczęśliwy (tak mało szczęśliwy że nawet baku nie dało sobie z nim rady), drzeworyt wrzucano do morza lub rzeki, by takarabune odpłynął zabierając ze sobą zły los.




Dość pokraczny ale jak najbardziej "kanoniczny" drzeworyt zamieszczony w "Child-Life in Japan and Japanese Child Stories" W. Griffis'a (1909). Drzeworyty tego typu i podobnej jakości sprzedawano w Edo przed nowym rokiem. Patrząc na poziom tej "sztuki" trudno się dziwić że wrzucali toto do wody...


"Prawdziwy" Takarabune ma przypływać w noc noworoczną, przywożąc na swoim pokładzie Shichifukujin czyli tytułową siódemkę bogów szczęścia. Mamy więc kolejno:

Hotei- w Polsce jego wizerunki często nazywa się "śmiejącym buddą". Wyjątkowo tłusty i zadowolony mnich buddyjski z gołym i owłosionym brzuszyskiem (pierwotnie Angida, jeden z 19 arhatów buddyzmu, uczeń samego Shaki), symbol zdrowia, dostatku i powodzenia. Nosi ze sobą wielką torbę z jedzeniem która nigdy nie jest pusta. Prawdopodobnie od tego atrybutu pochodzi japońskie imię tej postaci bo Ho Tei to po prostu "płócienna torba", podobne zresztą jest znaczenie imienia Angida, natomiast- jeśli wierzyć legendom- zawartość torby uległa pewnej przemianie. Angida pierwotnie był wyjątkowo uzdolnionym poskromicielem węży- łapał je do noszonego na plecach wora, miłosiernie nie zabijał ich a "tylko" pozbawiał jadu by nie gryzły przechodniów i wypuszczał. Dzięki tak miłosiernym działaniom miał osiągnąć oświecenie. Podobno pocieranie brzucha posągu czy wizerunku Hotei przynosi szczęście. Ma też pomagać parom starającym się o potomstwo (dlatego często pokazywany jest w towarzystwie dzieci).

Jurojin/ Fukurokuju- z tymi dwoma jest pewien problem, otóż podobno zamieszkują jedno ciało, według innych legend są to wnuk i dziad. Czasem pokazuje się ich jako dwie oddzielne postaci, czasem na statku jest tylko jeden z nich.

Fukurokuju to w gruncie rzeczy postać łącząca w sobie cechy trojga chińskich gwiezdnych bóstw szczęścia- Fu (boga szczęścia) Lu (boga powodzenia materialnego) i Shou (boga długowieczności). W Japonii przejął głównie cechy Shou, jest bogiem mądrości i długowieczności. Przedstawiany jako siwy dziadek z dziwacznie wydłużoną czaszką, laską do której przywiązany jest zwój zawierający całą mądrość świata, długowiecznymi zwierzętami: czarnemu jeleniowi (jak powszechnie wiadomo jelenie stają się czarne kiedy przeżyją dwa tysiące lat), żółwiowi czy żurawiowi. Jako jedyny z całej siódemki może wskrzeszać zmarłych. Bożek ten był pierwszym japońskim bóstwem jakie zacząłem rozpoznawać, a to za sprawą małej, kiczowatej, porcelanowej figurki którą kupiłem mamie na dzień matki a która do dziś jakimś cudem przetrwała wycieranie kurzu mordercze dla wszystkich modeli jakie kiedykolwiek skleiłem. Ot- dając prezent wypadało umieć odpowiedzieć na pytanie "a co to jest"... Niestety imię Fukurokuju niekoniecznie łatwo zapada w pamięć, za to kiedy już je "wkułem" - zostało do dziś.

Jurojin to bóg długowieczności. Nie wygląda specjalnie efektownie- jego atrybuty to długa, biała broda i laska z przywiązanym na niej zwojem, na którym spisana jest długość życia każdej z istot które żyły, żyją i będą żyć. Od Fukurokuju różni się głównie chińską szatą dworską oraz tym, że jego głowa nie jest tak monstrualnie wydłużona.

Bishamonten- jeden z Shitennō, czterech niebiańskich królów, strażników czterech stron świata (nie mylić z pięcioma królami mądrości wspomnianymi przy okazji Fudo Myo, to wbrew pozorom zupełnie inne bóstwa). Bishamonten jest patronem wojowników- ubrany w chińską zbroję, z włócznią w jednej ręce i miniaturową pagodą, symbolem skarbów których równocześnie strzeże i udziela, w drugiej.

Benzaiten- jedyna kobieta w towarzystwie. Pierwotnie hinduska bogini Saraswati, czczona w Japonii zaskakująco długo, bo już od VI wieku. Jest boginią związaną z żywiołem wody, patronką wszystkiego co płynie, przez co w dziwny sposób stała się patronką artystów, muzyków i krasomówców- czort wie czy dlatego że leją wodę czy że piją jak smoki. Kiedy podróżuje w towarzystwie i statkiem (bo równie często jeździ po morzach na grzbiecie smoka lub- co w gruncie rzeczy wychodzi na to samo- gigantycznego karpia), zwykle pokazywana z lutnią.

Daikokuten- bóg- uwaga: mroku i ciemności. Japońska wersja Mahakali- dosłownie "wielkiego czarnego", raczej złowrogiego wcielenia Shiwy będącego wyobrażeniem niszczącego wszystko czasu. Przedstawiany jako dziarski, uśmiechnięty i kompletnie niegroźny staruszek w charakterystycznej, płaskiej czarnej czapie. Jest patronem rolników, opiekunem ogniska domowego, jego atrybuty to Uchide Nokozuchi- magiczny młotek który ma moc rozmnażania pieniędzy oraz szczur, zwierze przynoszące szczęście, symbol dostatku i płodności. Bożka tego często pokazuje się siedzącego na rozprutym czy podgryzanym przez szczury worze ryżu. Na statku przypływa z nim szczur mający moc przepłaszania duchów.

Ebisu- chyba jedyny "Japończyk" w całej gromadce. Nazywany też Hiruko, dosłownie "dziecko- pijawka". Niewydarzone dziecko Izanagi i Izanami, urodził się bez kości i został przez rodziców wyrzucony do morza. Na brzeg udało mu się wyleźć dopiero po trzecich urodzinach, kiedy to udało mu się "wyhodować" nogi. Kulawy i przygłuchy, trochę jak grecki Hefajstos, jest tak radosny że nazywa się go "śmiejącym bogiem". Jest patronem rybaków, jego atrybuty to wędka i wielka, zwykle czerwona ryba. Tworzy parę z Daikokutenem (według niektórych legend to ojciec i syn bądź uczeń i mistrz), czasem dołącza do nich Fukurokuju i tworzą wówczas triadę trzech bogów szczęścia.
.
.


Shikifukujin, Dla odmiany naprawdę dobry drzeworyt Yoshitoshiego, 1882. Jak widać zgromadzenie siedmiu bogów szczęścia jest być może urocze, ale nieszczególnie poważne czy majestatyczne...



Inny przykład tego jak Japończycy wyobrażali sobie zabawy swoich bogów... rysunek tuszem, szkoła Kuniyoshiego. Ich sześciu ona jedna czyli ile łap i innych członków zmieści się pod kieckę patronki artystów.

Oczywiście, każda z wymienionych tu postaci ma własną, zwykle bardzo rozbudowaną ikonografię ale dokładne jej omówienie przy okazji omawiania Takarabune nie jest chyba konieczne- jak sądzę każdy z bogów na drzeworytach powyżej jest identyfikowalny i to na początek chyba wystarczy. I tak - jak mawiali skrybowie- inkaust już wysycha, plecy mnie bolą a świeca kopci. Dobranoc.

PS. O mały włos bym zapomniał- Takarabune to również nazwa jednej z dość cudacznych pozycji erotycznych. Mężczyzna leży w niej na plecach z jedną nogą wyciągniętą pionowo w górę (ma to niby być główny maszt łodzi), a jego partnerka przykuca przy tym maszcie obejmując go ramionami dla zachowania z równowagi i korzysta z ... maszciku. Egzotyka, panie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz