wtorek, 10 kwietnia 2012

Nie-tak-znowu-Complete JianShu

Chiński jian jest dość osobliwym przypadkiem. Broń bez której nie obejdzie się chyba żadna szkoła tai chi czy kung fu, wykorzystywana w setkach- jeśli nie tysiącach- form
i układów. Równocześnie całkowicie niemal wymarła umiejętność praktycznego jej zastosowania. Praktycznego- to znaczy do walki pełnokontaktowej, z przeciwnikiem który nie będzie patrzył na to czy changshan wystarczająco efektownie się układa albo czy cycata blondyna w pierwszym rzędzie zauważa go czy nie, tylko całą swoją uwagę skupi na tym jak możliwie szybko i sukutecznie przy...łożyć w łeb i wygrać starcie. Ostatnimi czasy ten stan rzeczy powoli- wręcz zaskakująco wolno- ulega zmianie. Powstają kolejne ugrupowania skupiające się na zrekonstruowaniu Jianshu i zrobieniu z niego pełnoprawnej sztuki walki, mogącej konkurować z kendo czy choćby DESW. Co ciekawe większość z nich działa poza granicami Chin. Największa to World Jianshu League, jeśli się nie mylę z USA, http://www.worldjianshu.org/) i Traditional Chinese Sword League z Australi (http://www.swordleague.com/). Obie organizacje robią co mogą żeby tworzyć filie
i organizować zawody, póki co co prawda z dość mizernym rezultatem, ale jeśli zerknąć na to, jak wyglądały początki DESW można mieć nadzieję że z czasem będzie coraz lepiej.

W moje ręce wpadła ostatnio książka robiąca furorę, reklamowana jako „najbardziej kompletny podręcznik sztuki walki chińskim mieczem” czyli „The complete jianshu. Chinese combat sword for sport”, autorstwa sifu Jasona Tsou i Artura Shonfelda.



Rzecz wydana bardzo praktycznie. Miękka okładka, wewnątrz 237 stron spiętych sprężynką, co znakomicie przedłuża żywotność każdego podręcznika, zwłaszcza w sali treningowej.




Całość podzielono na 6 rozdziałów:

Wprowadzenie (strony 1-20)
Głównie opis budowy miecza, nazewnictwo jego części oraz opis protektorów, tak tych uznawanych za wmagane, jak i opcjonalnych.

Omówienie głównych zasad (21-58)
Sposoby trzymania rękojeści, kilka słów o konieczności symetrycznego ćwiczenia obu rąk, koncept „bram” (w szermierce europejskiej: otwarć), dystansów, synchronizacji w czasie
i drobna dolewka mistycznego jumbo-jumbo (koniec końców mówimy o wschodniej sztuce walki), szcześciem podanego w dość strawnym sosie.

Podstawy Jianshu (58-111)
Rozgrzewka, statyczna i dynamiczna, ćwiczenia koordynacji, Qi Gong dla praktyków jianshu, wreszcie postawy.

Trening (112-194)
Trzy zestawy ćwiczeń: ofensywne, defensywne i związane z „kontrolą bram” (mówiąc po ludzku: bloki dynamiczne), ćwiczenia zadaniowe w parach, kombinacje.

Praca nóg (193-210)

Sparring (211-221)
System punktów, opis wyposażenia, rozmiar planszy, sposób oceniania. Część przeznaczona dla osób myślących o bardziej sportowym podejściu.

Mamy też dodatki, zawierające tablice z zestawieniami wszystkich ćwiczeń, technik
i kombinacji. Wszystkie techniki pokazane są na seriach czarno-białych ilustracji. Książce towarzyszy płyta DVD, z demonstracją większości „mięsa” zawartego w podręczniku- poszczególnych ćwiczeń, technik, jest tu również przykład walk zadaniowych i sparringów. Całość jest dość ciekawą inicjatywą, ale nie ma co ukrywać- obarczoną wszystkimi możliwymi chorobami wieku dziecięcego. Kulawa angielszczyzna (skoro nawet ja to zauważam, to rzeczywiście musi to być dość koszmarna wersja angielskiego) jest do przełknięcia, koniec końców to nie epos poetycki, ważne żeby dało się zrozumieć „co autor miał na myśli”. Nieco poważniejszym grzechem jest fakt skoncentrowania się autorów na technikach solo. Pierwsze zdjęcia pary ćwiczącej w duecie znajdują się na stronie ...211, ostatnie- na 214, co daje nam raptem dwie kartki pokazujące samo starcie. Byłoby to zrozumiałe gdybyśmy mówili o podręczniku przeznaczonym wyłącznie dla osób początkujących, na dodatek z gatunku tych, które mają problemy z rozróżnieniem końców miecza. W pracy mającej w tytule słowo „complete” wygląda to na nieporozumienie. Sytuację nieco ratuje DVD, ale tu z kolei wyłazi inny problem- mówiąc językiem szermierzy ewidentny „brak obicia” obu demonstrujących techniki. Dopóki demonstrują techniki solo jest całkiem nieźle, widać że tą część mają opanowaną, są obyci z samą bronią, ale w sytuacji walki z przeciwnikiem pojawiają się jakieś cudaczne przyruchy, widać typową dla początkujących koncentrację na mieczu (tak własnym jak i przeciwnika) i technice oraz brak rzeczywistej intencji trafienia. Sama szermierka wygląda na dość podobną do wczesnego europejskiego rapiera- tego z traktatów Marozzo czy Agrippy. Moim zdaniem rapierzysta czułby się na sali treningowej jianshu jak ryba w wodzie, a i połączenie metody treningowej zaproponowanej przez sifu Tsou z rozwiązaniami taktycznymi choćby Capoferro nie byłoby jakąś straszną herezją.

Sumując: wbrew temu co sugeruje tytuł mamy do czynienia z solidnym podręcznikiem WPROWADZAJĄCYM do zapomnianej sztuki walki, której reanimacja na dobrą sprawę dopiero się zaczyna. Wygląda na to, że dział chiński imaginacyjnego muzeum sztuki walki bronią sieczną ciągle czeka na swojego Kustosza.