czwartek, 16 grudnia 2010

Itetsuru

Za oknami coraz więcej śniegu. Natura zlitowała się nad zmysłem estetycznym mieszkańców Łodzi i przynajmniej na parę miesięcy przykryła to miasto warstwą izolacji. Wygląda to trochę jak makijaż 50-latki albo spojler na maluchu- niby coś tam poprawia, ale nawet najbardziej naiwni bez trudu połapią się że to działania nie tyle nawet nieskuteczne co kompletnie chybione. Jakkolwiek by nie było- jest biało i monochromia za oknem uzasadnia zajęcie się „śnieżnymi” motywami.

Żyjący w drewniano-papierowych domkach Japończycy nieprzesadnie ukochali śnieg, czemu zresztą trudno się dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że na wyspach do dziś nie przyjęła się koncepcja centralnego ogrzewania a jedynym sposobem ugrzania się jest kotatsu- dość żałosny podgrzewany stoliczek (wszyscy siadają dookoła i wtykają kulasy pod blat, gdzie umieszczone jest źródło ciepła). Mimo to w opowieściach niechęć do było nie było wrogiego żywiołu miesza się z czymś w rodzaju fascynacji.



Japońskie żurawie z Hokkaido. ©Hokkaido Tourism Organization/© JNTO

Normalnie żurawie są wyjątkowo optymistycznymi symbolami długowieczności, jednymi ze zwierząt które mają przynosić szczęście. Złożenie tysiąca żurawi z origami ma być środkiem gwarantującym spełnienie jednego życzenia (pierwotnie ograniczało się do zdrowia i długowieczności ale że ludzi trudno zadowolić ofertę- jak widać- poszerzono). Pod wpływem mitologii chińskiej kojarzone są również z dobrym gustem, sztuką i dworskim wykwintem. W przeciwieństwie do karpi czy smoka żuraw jest symbolem „kobiecym”. Dużą popularnością cieszy się opowieść o szacie tysiąca piór, będąca odmianą znanej i u nas historii o księżniczce- żabie czy, w wersji z „Baśni tysiąca i jednej nocy”, księżniczce- małpie (nie wspominając o opartej na tym samym motywie anegdocie pierwszej części „Shrecka”- kolejny dowód na to że stare motywy nigdy tak naprawdę nie umierają). Mężczyzna żeni się z nieznaną sobie wcześniej piękną dziewczyną której jedyną wadą jest to, że nie pozwala mu, pod groźbą odstawienia od stołu, łoża i każdego innego strasznego nieszczęścia, oglądać się w nocy. Oczywiście ciekawski małżonek nieodmiennie popełnia typowo męski błąd i próbuje za wszelką cenę odkryć przyczynę nietypowego zachowania swej bogdanki, przez co ściąga na siebie wyjątkowo niemiłe konsekwencje. O dziwo nie chodzi o cellulit, a o fakt, że ukochana nocą wraca do starannie ukrywanej w ciągu dnia postaci białego żurawia. Reszta zależna jest od prezentowanego wariantu legendy- czasem bohater po wielu perypetiach związanych z odkryciem prawdziwej natury kobiety i związanym z tym szokiem łączy się ponownie z ukochaną i żyją długo i szczęśliwie, choć w przypadku Japończyków wszystko zwykle kończy się źle, tragicznie a przynajmniej smutno, co daje słuchaczom szansę napawania się oh-jakże-dystyngowanym poczuciem ulotności wszechrzeczy. Wabi, sabi and all that jazz.

Żyjące w Japonii żurawie słyną z niezwykłej odporności na zimno, zdaniem biologów związanej z umiejętnością zwężania naczyń krwionośnych w nogach, dzięki której mogą godzinami sterczeć w lodowatej wodzie polując na ryby bez obaw o wychłodzenie organizmu. W czasie zadymki stają na jednej nodze, chowają głowę pod skrzydło żeby zminimalizować straty ciepła i stoją tak dopóki pogoda się nie poprawi lub dopóki nie zamarzną stojąc. Ten cichy, zacięty upór sprawił że wizerunek stojącego w takiej pozie żurawia stał się symbolem wytrwałego dążenia do przetrwania o własnych siłach bądź- jakżeby inaczej- śmierci, wszystko to wbrew otoczeniu i przy całkowitej obojętności na nie. Ma (czy miała) być to również pośmierdująca dydaktyzmem zachęta dla młodych kobiet do cierpliwego znoszenia przeciwności losu.