poniedziałek, 10 grudnia 2012

Hekiganroku, Koan XXVIII: "Dharma której nigdy nie głoszono" Nansena

Nansen wybrał się by spotkać mistrza Hyakujo Nehana.

Hyakujo spytał,
"Czy istnieje dharma której mędrcy przeszłości nigdy nie głosili ludowi?"

Nansen odpowiedział,
"Tak, taka dharma istnieje."

Hyakujo spytał,
"Jak brzmi dharma której nigdy nie głoszono ludowi?"

Nansen odparł,
"Nie jest nią umysł, nie jest nią Budda, nie jest nią nic"

Hyakujo powiedział,
"Ty tak nauczasz."

Nansen odparł,
"Tak ja to rozumiem. A jak wyjaśnisz to Ty, Mistrzu? "

Hyakujo powiedział,
"Nie jestem mędrcem. Jak miałbym wiedzieć czy istnieje dharma którą głoszono bądź taka której nigdy nie głoszono?"

Nansen odrzekł,
"Nie rozumiem."

Hyakujo powiedział,
"Wyłożyłem Ci już wszystko."

niedziela, 9 grudnia 2012

Jian

Nooo dobrze. Jian. Moja nie taka znów nowa zabawka. Kolejna z broni o której "wszyscy wiedzą", a która tak na dobrą sprawę pozostaje nieznana.

Na początek najprostsze i najłatwiejsze do ustalenia fakty, których nawet twórcom filmów fantasy nie udaje się pominąć: mamy do czynienia z bronią sieczną, obusieczną, jedno bądź dwu ręczną, z długą rękojeścią o mało rozbudowanym jelcu.

Pierwotnie, podobnie jak i w Europie, była to broń o zastosowaniu jak najbardziej bojowym, masywna, przeznaczona raczej do rąbania niż do kłucia (niektóre egzemplarze były całkowicie pozbawione sztychu).


Przykłady brązowych mieczy z okresu Walczących Królestw.

To co dziś uznajemy za "typowy" jian to miecz z epok Ming/ Quing, czyli ledwie dwu ostatnich dynastii panujących w Chinach i 500 ostatnich lat rozwoju tej broni (przy czym użycie słowa "rozwój" dla tej schyłkowej epoki jest pewnym nadużyciem). W każdym razie jedno jest pewne: w okresie o którym mowa była to broń typowo cywilna, używana przez uczonych, urzędników i arystokratów jako oznaka statusu i narzędzie samoobrony. Miecz, jako atrybut bothisattvy Manjusri i taoistycznych nieśmiertelnych był symbolem mądrości i z tego powodu stał się jednym z akcesoriów towarzyszących wszelkiej maści uczonym. Czasami nosili go oficerowie i dowódcy, ale funkcję użytkową na polu bitwy przejęła szabla dao. Jeśli szukać jakichkolwiek odpowiedników jiana w arsenale europejskim, to najbliższy chińskiemu mieczowi z tej epoki byłby rapier europejski w swojej wczesnej wersji, choćby ten z traktatów Marozza (nota bene pochodzący mniej więcej z tego samego czasu). Przeznaczony głównie do kłucia, choć ciągle wystarczająco masywny żeby cięcia były możliwe. Stosowany niemal wyłącznie "samodzielnie", bez broni towarzyszącej (co z punktu widzenia pola walki jest kompletnym absurdem i tylko poświadcza twierdzenie o cywilnym pochodzeniu), choć- podobnie jak w przypadku rapierów- zdarzały się przypadki użycia dwu bliźniaczych mieczy i- ponownie, podobnie jak w Europie- były one raczej rzadkie. Ponownie (bo analogia jest tu zbyt wyraźna żeby ją pominąć) tak jak i rapier na naszym podwórku, jian wymagał długotrwałego, a co za tym idzie kosztownego, treningu, co było kolejną z przyczyn, dla których nie cieszył się popularnością wśród niższych warstw, wśród których królowała łatwiejsza do opanowania (przynajmniej jeśli chodzi o poziom podstawowy), premiująca siłę fizyczną szabla dao.


Portret Dorgona, księcia Rui (1612– 1650). Ładnie wyeksponowany na stojaku, ozdobny jian- ważna oznaka statusu portretowanego.

Praktykom europejskich sztuk walki sam podział ostrza proponowany w chińskich traktatach prawdopodobnie również wyda się znajomy. Dzieli się je zwykle na trzy równe części, z których tylko sztych jest ostry, natomiast dwie pozostałe (zwłaszcza najbardziej masywna, leżąca najbliżej rękojeści) są tępe i służą do blokowania. Taki pokrój głowni w oczywisty sposób determinuje taktykę walki- praktyk jian shu będzie raczej unikał bliskiego dystansu, starając się utrzymywać przeciwnika na odległość. W repertuarze technik znajdują się również uderzenia głowicą rękojeści i dźwignie a także (choć to już- ze zrozumiałych przyczyn- rzadkość) kopnięcia.

Szarfa czy pompon wiązany przy rękojeści, które dziś w świecie praktyków sztuk walki są często uznawane za elementy bardzo ważne z punktu widzenia techniki, to kolejne pozostałości "urzędniczej" przeszłości, czasów, kiedy kolor tego rodzaju elementu świadczył o dworskiej randze użytkownika. W realnej walce bardziej przeszkadzał niż pomagał- nie dość że plątał się, zmieniał wyważenie broni i na dodatek wyjątkowo łatwo było za niego chwycić, co dla przeciwnika jest wprost wymarzoną szansą.

Miecze których obecnie używają niektórzy praktycy tai-chi i wu-shu- cienkie i wiotkie wstążki metalu- stanowią całkowite zaprzeczenie jakiegokolwiek utylitaryzmu i nie są niczym więcej niż akcesoriami gimnastycznymi, choć ich ogólny pokrój w bardzo ogólnym zarysie nawiązuje do wzorców historycznych.

piątek, 7 grudnia 2012

Hekiganroku, Koan XXVI: Hyakujo na szczycie góry Daiyu.

Mnich spytał Hyakujo,
"Co można zaliczyć do nadzwyczajnych cudów?"

Hyakujo odpowiedział,
"Samotne siedzenie na szczycie Daiyu [1]!"

Mnich skłonił się głęboko, wtedy Hyakujo go zdzielił.

[1] Daiyu to góra na której leżał klasztor w którym żył Hyakujo.

środa, 5 grudnia 2012

Hekiganroku, Koan XXIV: Krowa Tetsuma.

Ryu Tetsuma [1] odzwiedziła Isana. Isan rzekł,
"Przybyłaś, stara krowo!"

Tetsuma powiedziała,
"Jutro na szczycie góry Tai [2] będzie wielka uczta. Czy przybędziesz tam, Mistrzu?"

Isan padł na ziemię i oddał pokłon. Tatsuma natychmiast wyszła.



[1] Jedna ze "znakomitości" Zen, wcześniej studentka Isana. Znana pod imieniem "Ryu, Żelazny Moździerz."

[2] Dokładniej góra Gotai, około 800 km. na północ od miejsca w którym toczy się akcja.

Co prawda objaśnienia zabijają koan, ale ...

"Nie ma przybywania i nie ma odchodzenia"

A- jeszcze jedno. Obecnie zwrot "stara krowo" trudno uznać za komplement, ale należy pamiętać że w świecie symboliki buddyzmu chińskiego bawół/wół/krowa symbolizują prawdziwą naturę, stąd budda bywa określany mianem "Króla wołu". O tym jak traktowana była starość i co oznaczała nie trzeba chyba nawet wspominać. Isan, mimo że dość chytrze testuje swoją uczennicę, odnosi się do niej ze sporym szacunkiem.

wtorek, 4 grudnia 2012

Miecz Taiji, klasyczny styl Yang

Chyba pora na krótki odpoczynek od Hekiganroku. Do mojej kolekcji dołączyła kolejna książka poświęcona chińskiemu mieczowi, tym razem "Taji Sword, Classical Yang Style" autorstwa dr. Yang, Jwing-Ming'a. Autor pochodzi z Tajwanu, jest znanym nauczycielem Taijiquan i Quigong.


W przeciwieństwie do "The Complete Jianshu" omawianego wcześniej, która próbowała podejścia nieco zbliżonego do tego jakie zaproponowało kendo, czyli dokonania wyboru i koniecznej redukcji zestawu technik, tutaj mamy do czynienia z bardziej tradycyjnym potraktowaniem tematu.

Autor, po zakończeniu obowiązkowej gry wstępnej (wszelkie podziekowania, dedykacje i inne tego rodzaju formalności zajmują pierwszych 10 stron) rozpoczyna od opisu tego czym jest miecz, jak się z nim obchodzić (etykieta miecza) i rysu historycznego. Ujmując rzecz możliwie oględnie, nie jest to szczególnie porywająca część książki, sprawia raczej wrażenie kolejnej "jazdy obowiązkowej" którą trzeba odbębnić ale która w gruncie rzeczy nieprzesadnie autora obchodzi.

Po 20 stronach suchego tekstu dochodzimy do części o wiele bardziej interesujących, czyli 79 stron podstaw. Zawierają one króciutkie wprowadzenie, opis sposobów trzymania miecza, ważniejsze postawy, ćwiczenia energetyczne (czyli po prostu kilka prostych ćwiczeń Qi Gong), po których następuje opis podstawowych pojęć oraz technik. Brzmi to nieco słownikowo, ale w rzeczywistości jest jednym z lepszych kompendiów pojęć- nazw cięć i bloków stosowanych w szermierce jian. Autor powołuje się tu na definicje z kilku źródeł, głównie: "The Great Importances of Wudang Sword Techniques", "The Great Dictionary of Chinese Wushu", "The Seven Star Sword". Każda z 30 technik pokazana jest na serii fotogramów (3-4, zależnie od stopnia skomplikowania), objaśniona cytatem ze źródła oraz komentarzem autora. Nazwy technik podane są w wersji angielskiej, romanji oraz- jakżeby inaczej- w zapisie oryginalnym.


Dalej znajdujemy przedstawioną krok po kroku formę. Poszczególne ruchy zaprezentowane są w podobny sposób w jaki przedstawiano podstawy, jedyną różnicą jest dodanie zastosowań praktycznych czyli tego, co wyjątkowo rzadko można zobaczyć w pokazach Wushu, a co stanowi główny przedmiot zainteresowania praktyków Jianshu. Kolejny solidny (79 stron) i dobrze podany kawał mięsa.

Ostatnim z rozdziałów "praktycznych" są zajęcia w parach czyli zadaniówka. Zbiór 10 kombinacji do wykonywania z partnerem, "zapętlonych" tak, żeby można było pracować nad wyrobieniem nawyków, w sposób który wszyscy praktycy wschodnich walki z miejsca rozpoznają.

Całość zamyka podsumowanie oraz dwa dodatki: słownik nazw technik stosowanych w mieczu Taiji (w praktyce nazwy te są takie same w obrębie większości szkół Wushu z którymi się spotkałem) oraz tłumaczenie i słowniczek chińskich zwrotów i terminów użytych w książce.

Sumując: moim zdaniem książka o kilka poziomów lepsza niż "The Complete Jianshu". Techniki pokazane bez zbędnej mistycznej propagandy i nabijania tekstu "byle więcej"- samo gęste, podane przejrzyście i "uczciwie", bez sadzenia się na zarabianie kasy na udawanej głębi. Szczerze polecam.


niedziela, 2 grudnia 2012

Hakiganroku: Koan XXIII: Piknik Hofu i Chokei'a.

Kiedyś Hofuku i Chokei wybrali się na piknik w górach. Hofuku, wskazując palcem, powiedział,
"Tam jest szczyt góry Myo." [1]
Chokei powiedział
"Rzeczywiście. To godne ubolewania".


(Setcho skomentował mówiąc,
"Jaki byłby sens wybierania się z tymi dwoma na wycieczkę?"
Znów powiedział,
"Za setki i tysiące lat, nie powiem, że nie będzie w ogóle takich ludzi jak on, ale z pewnością nie będzie ich wielu.")

Później, gdy opowiedzieli o tym Kyosei, ten powiedział,
"Gdyby nie Chokei, na polu widziałbyś wyłącznie szkielety."


[1] Dosłownie: "Szczyt Cudów".

Hekiganroku, Koan XXII: "Jadowity wąż" Seppo

Seppo, nauczając w zgromadzeniu, powiedział:

   "Na południowym stoku góry żyje jadowity wąż na południowym stoku góry. Wszyscy powinniście uważnie się za nim rozglądać! "

Chokei powiedział
   "Dzisiaj w Zen sali jest wiele osób. Stracili swoje ciało i życie."

Mnich który to usłyszał, przekazał to Genshy, który powiedział,
   "Tylko starszy brat Ryo [1] mógł powiedzieć coś takiego. Ja jednak bym tego tak nie ujął"

Mnich zapytał,
   "Co ty byś powiedział, Mistrzu?"

Gensha odpowiedział,
   "Dlaczego niby tylko "po południowej stronie góry"?"

Unmon rzucił swoją laskę przed Seppo i zaczął udawać przestrach.



[1]: tj. Chokei

Hekiganroku, Koan XXI: "Lotos" Chimona

Mnich spytał Chimona,
"Czym jest lotos który jeszcze nie wyłonił się z wody?"

Chimon odpowiedział,
"Kwiatem lotosu."

Mnich spytał Chimona,
"Czym jest lotos który już wyłonił się z wody?"

Chimon odpowiedział,
"Liśćmi lotosu."

wtorek, 27 listopada 2012

Hekiganroku, Koan XX: Suibi i podpórka pod brodę.

Ryuge zapytał Suibi,
"Co oznacza nadejście Patriarchy z zachodu?"
Suibi powiedział,
"Przynieś mi podpórkę pod brodę."
Ryuge przyniósł i dał mu. Suibi wziął ją i uderzył go.Ryuge powiedział,
"Możesz mnie bić ile tylko zechcesz. Nadejście Patriarchy z zachodu nie ma żadnego znaczenia "

Ryuge zapytał Rinzai,
"Co oznacza nadejście Patriarchy z zachodu?"
Rinzai powiedział,
"Przynieś mi poduszkę do siedzenia."
Ryuge przyniósł poduszkę i dał Rinzaiowi. Rinzai chwycił ją i uderzył go. Ryuge powiedział,
"Możesz mnie bić ile tylko zechcesz. Nadejście Patriarchy z zachodu nie ma żadnego znaczenia "


Hekiganroku, Koan XIX: Palec Guteia

Gdy kiedykolwiek pytano go o buddyzm, mistrz Gutei po prostu wystawiał pojedynczy palec.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Hekiganroku, Koan XVIII: Nagrobek nauczyciela narodu

Cesarz Shukuso [1] zapytał Chu, nauczyciela narodu,
"Co chciałbyś żebym robił za sto lat ?" [2]
Nauczyciel odpowiedział,
"Przygotuj temu staremu mnichowi grób bez szczelin."
Cesarz powiedział,
"Chciałbym Cię prosić, mistrzu, o jego projekt."
Nauczyciel zamilkł na dłuższy czas, wreszcie powiedział,
"Czy zrozumiałeś ?"
Cesarz odpowiedział,
"Nie zrozumiałem niczego."
Mistrz powiedział,
"Mam następcę, mojego ucznia, Tangena, który jest dobrze zorientowany w tej materii. Pozwól mu przyjść do siebie i poproś go o radę."

Kiedy nauczyciel zmarł, cesarz wezwał Tangena i spytał go o znaczenie zachowania mistrza. Tangen odpowiedział:
"Na południe od rzeki, na północ od jeziora:
(komentarz Setcho, "Poedyncza dłoń nie wydaje dźwięku bez powodu,")
jest złoto, które wypełnia całą krainę
(komentarz Setcho, "Laska, świeżo wycięta z górskiego lasu.")
pod drzewem które nie rzuca cienia wszyscy ludzie w tej samej łodzi
(komentarz Setcho, "Morze jest spokojne, rzeka przejrzysta")
w kryształowym pałacu nie ma nikogo kto by wiedział.
(komentarz Setcho, "Przemowa zakończona.")"


[1]. Z historycznego punktu widzenia cesarzem był prawdopodobnie Daiso, starszy syn i następca Shukuso
[2]. Cesarz w oględny (choć jak widać zrozumiały) sposób pyta o to co ma zrobić po śmierci mistrza
[3]. Chodzi o urnę w kształcie jaja, wyciętą z jednego kawałka kamienia. Urny takie często przygotowywano dla mnichów

niedziela, 25 listopada 2012

Hekiganroku, Koan XVII: "Siedzenie przez długi czas" Kyorina

Mnich spytał Kyorina,
"Co oznacza fakt że Patriarcha [1] przyszedł z zachodu?"

Kyorin odpowiedział,
"Siedzenie przez długi czas zmęczyło mnie."


[1] Patriarcha to oczywiście Bodhidarma- "ojciec" zen który przywędrował do Chin z Indii.

Hekiganroku, Koan XVI: "Stukanie i dziobanie" Kyosei

Mnich poprosił Kyosei,
"Ja, Twój uczeń, dziobię od środka w skorupę. Błagam Cię, Mistrzu, uderzaj w nią z zewnątrz."

Kyosei spytał,
"Będziesz żywy czy nie?"

Mnich odpowiedział,
"Jeśli bym nie był, ludzie by się strasznie śmiali."

Kyosei rzekł, "Ty zagubiony głupcze!"

Hekiganroku, Koan XV: "Nauczanie na odwrót" Unmona

Mnich spytał Unmona,
"Co to jest, co nie jest funkcją mojego umysłu ani czymś mam przed sobą?"

Unmon powiedział,
"Nauczanie na odwrót."

Hekiganroku, Koan XIV: "Właściwe nauczanie" Unmona

Mnich spytał Unmona,
"Jaka naukę mamy z całego życia Shakyamuniego?"

Unmon odpowiedział.
"Nauczać tylko o jednym"

sobota, 24 listopada 2012

Hekiganroku, Koan XIII, "Srebrna misa" Haryo

Mnich spytał Haryo,
"Czym jest sekta deva?"

Haryo powiedział,
"Układanie śniegu w srebrnej misie."


Ten tekst wymaga drobnego objaśnienia realiów historycznych. Sekta deva to nazwa zwolenników mistrza Kanadevy (jego imię skracano do prostego "Deva"), żyjącego w Indiach 15-go po Shakyamunim patriarchy, znanego ze zwycięskich debat ze zwolennikami innych szkół. Według Shaku-sôena zen znane było wcześniej pod pięcioma innymi nazwami (mówiąc inaczej- pięć wcześniejszych szkół uznawanych było za protoplastów tego, co w jego czasach znano pod nazwą chan czy zen) i jedną z nich miała być własnie sekta deva. Gdyby chcieć "zaktualizować" pytanie mnicha, powinno ono brzmieć "czym jest retoryka (z której znana była szkoła Kanadevy) w zen?"

Hekiganroku, Koan XII: "Trzy funty konopii" Tozana

Mnich spytał Tozana,
"Czym jest Budda?"

Tozan powiedział,
"Trzy funty konopii"

Hekiganroku: Koan XI: "Siorbiący fusy" Obaku

Obaku, zwracając się do zebranych, powiedział,
"Wszyscy tu siorbiecie fusy. Jeśli dalej będziecie iść tą drogą, co z oświeceniem ? Czy wiecie że w wielkim imperium Tang nie ma ani jednego mistrza zen?"

Na to z tłumu wystąpił mnich i powiedział,
"Co w takim razie powiesz na fakt że w wielu miejscach są ludzie którzy przyjmują uczniów i kierują zgromadzeniami?"

Obaku odrzekł,
"Nie powiedziałem że nie ma zen, powiedziałem tylko, że nie ma mistrza."

piątek, 23 listopada 2012

Hekiganroku, Koan X: "Idiota" Bokushu

Bookushu spytał mnicha,
"Skąd pochodzisz?"

Mnich z miejsca wykrzyknął,
"Kaatz!"

Bokushu powiedział,
"Krzyczysz 'Kaatz' do starszego mnicha?"

Mnich ponownie krzyknął,
"Kaatz!"

Bokushu odpowiedział,
"No dobrze, krzykniesz trzy albo cztery razy 'Kaatz' i co potem?"

Mnich zamilkł, wtedy Bokushu uderzył go, mówiąc,
"Ty idioto!"

Hekiganroku, Koan IX: Cztery bramy Joshu

Mnich spytał Joshu,
"Czym jest Joshu?"[1]
Joshu odpowiedział,
"Wschodnia brama, zachodnia brama, południowa brama, północna brama,"


[1]: Imię mistrza Zen, Joshu, pochodzi od nazwy miasta Joshu, niedaleko którego nauczał.

czwartek, 22 listopada 2012

Hekiganroku, Koan VIII: "Brwi" Suigana

Pod koniec lata Suigan nauczał zebranych, mówiąc,
"Całe lato uczyłem was, moim bracia. Spójrzcie tu, czy brwi Suigana są na miejscu [1] ?

Hofuku powiedział,
"Złodziej się boi!"
Chokie powiedział,
"Nieźle wyrosły!"
Umon powiedział,
"Uwaga!" [2]


[1]: Istniał przesąd że wielcy zbrodniarze tracą brwi i że jest to znak że czekają ich męki piekielne.

[2]: Tak naprawdę powiedział "kan"- dosłownie "bariera", ale w potocznym języku oznaczało to również "Strzeżcie się!" czy "Uwaga!"

Hekiganroku, Koan VII: Echo pyta o Buddę.

Mnich spytał Hogena, "Ja, Echo, pytam Cię, Mistrzu. Czym jest Budda?
Hogen odpowiedział,"Ty jesteś Echo."

Hekiganroku, Koan VI: "Dobry dzień" Unmona

Unmon, udzielając pouczeń, powiedział,

"Nie pytam was o czas przed piętnastym dniem; powiedzcie mi coś o dniach które nastąpią po piętnastym dniu."


Unmon sam odpowiedział za mnichów,
"Każdy dzień to dobry dzień"

środa, 21 listopada 2012

Hekiganroku, Koan V: "Ziarnko ryżu" Seppo

Mistrz Seppo, nauczając zebranych, powiedział,

"Kiedy uniesiesz całą Ziemię w swoich palcach, będzie rozmiarów ziarna ryżu. Rzucam je przed Ciebie. Jak we wnętrzu wiadra z czarnej laki- nie możesz go już rozpoznać. Uderz w bęben, wezwij wszystkich by go szukali!".

Hekiganroku, Koan IV: Tokusan i jego tobołek

Tokusan przybył do Isana. Wszedł do sali dharmy, niosąc swój tobołek pod pachą. Przemaszerował przez pomieszczenie od wschodu do zachodu i od zachodu do wschodu. Rozejrzał się dookoła, powiedział "Nic, nic!" i wyszedł.

(komentarz Setcho, kompilatora zbioru: "przejrzał!")

Kiedy Tokusan doszedł do bramy, powiedział, "Mimo wszystko nie powinienem działać tak pośpiesznie." Ubrał się w strój ceremonialny i ponownie wszedł żeby spotkać się z Isanem. Isan siedział na swoim miejscu. Tokusan ceremonialnie uniósł swój dywanik i powiedział, "Mistrzu!" Isan już miał chwycić hossu, gdy nagle Tokusan rozdarł się "Kaatz!" po czym zgarnął rękawy i wyszedł

(Setcho ponownie komentuje: "przejrzał!")

Zostawiając za sobą salę dharmy Tokusan włożył swoje sandały z trawy i odszedł. Popołudniem Isan spytał starszego mnicha, "Gdzie jest ten nowicjusz który był tu wcześniej?". Mniech odpowiedział, "Odwrócił sie tyłem do sali dharmy, założył sandały i poszedł sobie." Isan powiedział, "Pewnego dnia ten człowiek zbuduje szałas z trawy na samotnym szczycie, będzie ochrzaniał buddów i obrażał patriarchów."

(komentarz Setcho: "Nie dość było śniegu, teraz do tego jeszcze mróz."


Kaatz to zwykle głośny okrzyk (bardziej wrzask), bez słów czy znaczenia, używany przez mistrzów Zen by wyrwać ludzi ze świata złudzeń i pożądań

Hossu to krótka laseczka z drewna bądź bambusa z kępą włosia (krowiego, końskiego bądź jaka) na jednym końcu, noszona przez kapłanów Zen. Często opisywana jako "odganiaczka much" miała pierwotnie służyć odganianiu pożądań, ale sprawdzała się również w bardziej prozaicznych zastosowaniach. Symbolicznie hossu jest oznaką autorytetu mistrza, jego "prawa" do nauczania i przekazywania dharmy innym, co leżało u podstaw pojawienia się zwyczaju przekazywania jej przez starego mistrza swojemu następcy.

Hekiganroku. Koan III: Chory mistrz Ba

Wielki mistrz Ba był poważnie chory. Najwyższy kapłan świątyni spytał go,
"Mistrzu, jak się czujesz?"
Wielki mistrz odpowiedział,
"Budda o twarzy słońca, Budda o twarzy księżyca" [1].

[1] Budda o twarzy słońca to budda którego życie trwa 1800 lat. Budda o twarzy księżyca żyje tylko 24 godziny.

Hekiganroku, Koan II: "Najdoskonalsza droga" Joshu

Nauczając zebranych, Joshu powiedział,
"Najdoskonalsza droga nie jest trudna; polega na odrzuceniu wyboru [1]. Nawet gdy słowo zostaje wypowiedziane, mamy do czynienia z "wyborem" lub z przywiązaniem do "zrozumienia". Ten stary mnich [2] nie przywiązuje się do zrozumienia. Czy wy, mnisi, chcecie pojąć czy nie?"

Wtedy jeden z mnichów spytał,
"Mówisz że nie przywiązujesz wagi do pojmowania. Skoro tak, do czego należy przywiązać wagę?"
Joshu odpowiedział
"Tego nie wiem."
Mnich spytał
"Jeśli nie wiesz tego, Mistrzu, to dlaczego mówisz że nie przywiązujesz wagi do pojmowania?"
Joshu odpowiedział,
"Zadałeś już dość pytań. Pokłoń się i wróć na miejsce."

[1]: Prawdopodobnie odwołanie do początku jednego z pierwszych i najważniejszych tekstów buddyzmu chan/zen, Shinjinmei (Wiara w Umysł), traktatu trzeciego patriarchy Sosana):

"Najdoskonalsza Droga nie jest trudna;
polega na odrzuceniu wyboru.
Kiedy przestaniesz kochać i nienawidzić
stanie się zrozumiała sama z siebie."

[2]: "Ten stary mnich.."- Joshu mówi tu o sobie, unikając użycia osobowego "ja".

Hekiganroku, Koan I: "Czystość i pustka" Bodhidarmy

Tym razem jeden z tekstów źródłowych, o ile wiem do tej pory nie tłumaczonych na polski. Nie wiem czy wystarczy mi uporu żeby przetłumaczyć wszystkie, ale dopóki nie mam nic ciekawszego do pisania spróbuję przynajmniej zająć się czymś pożytecznym.

"Zapiski Niebieskiego Urwiska" to kolekcja koanów Chan, skompilowanych przez mnicha Yuanwu Keqin w czasach dynastii Song, około 1125. Oprócz 100 koanów, zebranych przez Xuedou Zhongxian, zawierała ona komentarze i zapiski Yuanwu. Powszechnie uznawana za jedną z najważniejszych ksiąg tej szkoły buddyzmu. O jej popularności świadczą powielane przez wieki anegdoty opowiadające jak to ten bądź ów mistrz widząc że mnisi zbyt długo ślęczą nad księgą miał wrzucić ją w ogień.

Koan 1. "Czystość i Pustka" Bodhidarmy

Władca Bu z Ryo [1] spytał wielkiego mistrza Bodhidamę,
"Jakie jest najwyższa zasada na której opierają się święte nauki ?"
Bodhidarma odpowiedział,
"Czystość i pustka, nie świętość."
Władca spytał:
"Kto siedzi przede mną?"
Bodhidarma odpowiedział,
"Nie wiem"
Władca nie pojął odpowiedzi.

Po tym Bodhidharma przekroczył rzekę Yangtse i udał się do królestwa Gi. Władca spytał Shiko o opinię na ten temat. Shiko zapytał,
"Czy Wasza Dostojność wie kim jest ten człowiek?"
Władca odpowiedział,
"Nie wiem"
Shiko rzekł,
"To Mahasattwa Avalokitesvara, ten który niesie pieczęć Umysłu Buddy."
Cesarz nie posiadał się z żalu i chciał wysłać posła by prosić Bodhidharmę o powrót, ale Shiko powiedział,
"Wasza Dostojność powinien porzucić zamiar wysłania posła by prosić o powrót. Nawet gdyby wysłać za nim wszystkich ludzi żyjących w kraju, nie powróci."

[1] Władca Bu rządził krainą Ryo w latach 502-509

środa, 3 października 2012

Moja prawda jest mojsza.

"To może jako następny ktoś z zupełnie innej beczki - Nichiren? :) "
A bardzo kolegę proszę- nasz klient nasz perpan.

Nichren pewnością był osobowością nietuzinkową, reformatorem religijnym który w poważny sposób wpłynął na kształt japońskiego buddyzmu. Równocześnie miał tyle cech twardogłowego, fanatycznego doktrynera, że o wiele łatwiej podziwiać jego wytrwałość i oddanie przekonaniom, niż wykrzesać z siebie sympatię dla tego rodzaju indywiduum.

Pochodził z najniższych warstw społeczeństwa. Sam pisał o sobie że pochodził z rodziny „chandala”, co w sanskrycie oznacza osoby zajmujące się usuwaniem zwłok i innymi tego typu „kalającymi” czynnościami. Odpowiednikiem tej kasty w Japonii byliby Eta. Jest w tym chyba trochę przesady- wiadomo że jego ojciec był rybakiem. W każdym razie przyszły prorok urodził się 16 lutego 1222 roku.Rodzice nadali mu imię Zennichimaro, które tłumaczyć można na wiele sposóbów, w każdym razie niezależnie od przekładu zawsze jest tam jakaś superlatywa i coś o słońcu („Wspaniałe słońce”, „Słońce cnót”). Nie wiadomo czy jest to historia „prawdziwa” czy legenda dopisana później przez zwolenników Nichrena, w każdym razie miało to mieć związek ze snem który przyśnił się matce tuż przed porodem- słońce spoczywające w kwiecie lotosu „wpłynęło” do pomieszczenia w którym była.

Niewiele wiadomo o najwcześniejszych latach jego życia. W wieku 11 lat wstąpił do klasztoru, pięć lat później został wyświęcony w świątyni sekty Tendai, w Kiyosumi-dera. Warto zwrócić uwagę na to, że sutra Lotosu uważana jest przez tę odmianę buddyzmu za najpełniej oddającą czy wyrażającą dharmę, co znajdzie później swoje odbicie w doktrynie którą stworzył Nichren. W każdym razie ten ostatni aż do 1253 wędrował po różnych świątyniach w kraju, zgłębiając doktrynę. Co ciekawe i bardzo nietypowe dla Japonii, nigdy nie posiadał mistrza. Był bezkompromisowym i chyba dość niezależnym intelektualnie samoukiem, który poświęcił się badaniom pism, ze szczególnym naciskiem na wielbioną przez niego sutrę Lotosu.

28 kwietnia 1253 roku ogłosił zręby swojej doktryny. Była ona o tyle nowatorska, że odrzucała przekonanie o nieuchronności następowania po sobie kolejnych epok czy- jak kto woli- faz rozwoju buddyzmu. Według Nichrena nadejście mappo było wynikiem nie tyle naturalnej i nieodwracalnej przemiany, co następstwem grzesznego przyzwolenia rządzących na niemoralność i „zatruwanie” czy „rozwadnianie” oryginalnej nauki Buddy. Wszelkie nieszczęścia jakie tylko mogły spać na kraj, naród czy jednostkę, były rodzajem boskiej odpłaty za szerzenie bądź dopuszczanie szerzenia się „fałszywych” poglądów. Jako że Nichren za prawdziwą uznawał wyłącznie własną, „oczyszczoną” z późniejszych wpływów wersję buddyzmu Tendai, wszystkie inne, wliczając tę z której nasz prorok się wywodził, uważał za twory piekielne (buddyzm Zen określał wprost nazwą „nauk demonów”, a nie była to bynajmiej najgorsza z obelg jakimi miotał). Rzeczywiście można uznać stworzoną przez niego wersję buddyzmu za rodzaj buddyjskiej ortodoksji. Nichrenizm z pewnością zrywał z górą ezoterycznego bagażu właściwego starym szkołom, odrzucał również przesłanie amidyzmu, chociaż warto zwrócić uwagę że tak jak amidyzm szerzył wiarę w nembutsu, tak szkoła Nichrena ukuła swoje własne daimoku czy, poprawniej, z pełnym szacunku przedrostkiem, o-daimoku, „Namu Myoho Renge Kyo” (Chwała Lotosowie boskiego prawa). Wers ten recytowano i śpiewano do wtóru łomotu bębnów chociaż trzeba oddać wyznawcom Nichrena sprawiedliwość- nie przypisywano mu niemal magicznej mocy sprawczej jaką nembutsu miało dla amidystów. Było to tylko i aż credo, znak rozpoznawczy i zawołanie bojowe jednej z najbardziej ksenofobicznych i nietolerancyjnych szkół buddyzmu japońskiego.

W 1260 Nichren ogłosił swój „Traktat o ustanowieniu właściwego kultu w celu zapewnienia szczęśliwości kraju” (Risshō Ankoku Ron). Pismo to zawierało ni mniej ni więcej tylko prostą wykładnię tego, jak to tajfuny, trzęsienia ziemi, nieurodzaje i wszelkie inne nieszczęścia są rezultatem przyzwolenia przez rządzących na głoszenie fałszywych bądź przestarzałych doktryn. Pomiędzy wszystkimi pouczeniami znajdowały się też przepowiednie mówiące że jeśli rząd nie naprawi swoich błędów, kraj zostanie ukarany najazdem z kontynentu (przepowiednia którą przypomniano sobie w czasie najazdu Mongołów). Szogunat odpowiedział w sposób zaskakująco łagodny, wyganiając hałaśliwego mnicha (banicję zniesiono niedługo później, w 1261). Oczywiście rząd z Kamakury swoje, a urażone szkoły buddyjskie i powiązani z nimi arystokraci swoje. Nichren spotykał się z zemstą różnej maści bonzów, raz próbowano go nawet zdekapitować. Uratowało go wówczas pojawinie się nad morzem „jasnej kuli, świecącej jak księżyc” które przeraziło katów. Sam prorok przyjmował wszelkie niedogodności jak przysłowiowy „dopust boży” , ale ani razu nie odstąpił od swoich poglądów, za co skazano go na wygnanie po raz kolejny, w roku 1272, które ponownie zniesiono w 1274. Na jego plus warto zapisać że kiedy po odparciu najazdu Mongołów różnej maści zakony zgłaszały swoje pretensje do nagrody za wymodlenie boskiej interwencji, Nichren, wezwany na dwór, nie wykorzystał tej okazji do zbierania owoców urzeczywistnienia się swojej przepowiedni sprzed lat (czego nikt pewnie by mu nie odmówił). Ograniczył się do kolejnego wygłoszenia tych samych, znanych wszystkim napomnień, które spotkały się z tym samym odezwem co zwykle- zignorowano go. Wówczas zastosował się do chińskiej maksymy mówiącej że mędrzec którego rady zostaną trzykrotnie odrzucone powinien się usunąć na bok i udał się na dobrowolne wygnanie na górę Minobu. Założył tam świątynię, Kuon-ji, która stała się centrum założonego przez niego wyznania. W 1282 słabujący na zdrowiu Nichren wybrał się „do wód”, by podreperować swój organizm korzystając z gorących kąpieli. Niestety, podróż okazała się być zbyt męcząca i po 10 dniach zmarł w posiadłości Ikegami Munenakiego świeckiego wyznawcy swojej doktryny.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Fiu fiu

Zen. Najlepiej sprzedająca się szkoła buddyzmu na świecie. Medytacja, koany, obowiązkowe głębokie frazy o pustce z kołem ratunkowym w postaci programowego aintelektualizmu (w razie gdyby ktoś nalegał na objaśnienia). We wszystkich obecnie istniejących szkołach tego odłamu siedząca medytacja zazen czy shikantaza zajmuje poczesne miejsce, stając się wręcz znakiem rozpoznawczym. Swego czasu istniała w Japonii szkoła która niemal całkowicie odrzucała tego rodzaju zabiegi. Fuke (czy poprawniej: Fuke- shi) wywodziła się z popularnej do dziś szkoły Rinzai. Pochodziła (jak cały zresztą buddyzm Zen/ Chan) z Chin. Jej protoplastą był dość ekstrawagancki nauczyciel Puha, w transkrypcji japońskiej właśnie Fuke. Kiedy jego mistrz umierał, miał poprosić zebranych uczniów o namalowanie swojego portretu. Wszyscy mnisi rzucili się do pędzli, jeden tylko Puha wywinął salto. Mistrz skomentował to „on kiedyś będzie uczył w bardzo ekstrawagancki sposób” po czym umarł. Gest Puha może wydać się obraźliwy (nauczyciel umiera a ten sobie wywija fikołki), w rzeczywistości jednak miał zaledwie stanowić rozwiązanie „zadania” jakie postawił mnichom umierający. Tworzenie portretu czyli zaledwie próby uchwycenia, odwzrowania materialnej rzeczywistości, jest w obliczu ulotności tej ostatniej kompletnie absurdalne i pozbawione znaczenia. Mistrz tak czy tak umiera, tworzenie portretu jest idiotyzmem- w tej sytuacji nawet salto ma więcej sensu.

Buddyzm Fuke koncentrował się na nieprzekazywalnych aspektach oświecenia. Nie odrzucał sutr (podobnie jak i inne gałęzie Zen z dużym szacunkiem podchodził zwłaszcza do sutry diamentowej i Lankavakara sutry), ale próżno w nim szukać praktyki recytacji. Za całą medytację miała służyć święta muzyka, honkyoku- prawdopodobnie początkowo po prostu forma ćwiczenia oddechowego, odbywanego w trakcie długotrwałych wędrówek. Z czasem uległa ona oczywiście kodyfikacji, powstały kolejne kanony, ale pierwotnie ideałem miało być naśladowanie „wiatru w zaroślach bambusa”. Oprócz pełnienia swej pierwotnej funkcji honkyoku stała się też sposobem na zbieranie datków. Wędrujący mnich siadał gdzieś w kątku i grał w nadziei na to że ktoś z przygodnych słuchaczy odwdzięczy się jałmużną.



Mnisi Fuke początkowo znani byli pod nazwą komoso, czyli „mnichami słomianej maty”, ale pod koniec XVII wieku nazwę „odrobinę” zmieniono na komuso- „mnichów pustki” co- bądźmy szczerzy- z marketingowego punktu widzenia brzmi o wiele zgrabniej. Najbardziej charakterystycznym elementem ich stroju był wyjątkowo głęboki kapelusz, całkowicie zakrywający twarz i trochę podobny do odwróconego do góry nogami wiklinowego kosza. Zapewniał on pełną anonimowość, cenną dla chcących pozbyć się jakichkolwiek cech indywidualnych mnichów, ale tym bardziej cenną dla ludzi mających o wiele bardziej przyziemne intencje- roninów, szpiegów i temu podobnych indywiduów. Swoją drogą tak owa anonimowość, jak i flet miały być- jak twierdzi T. Screech- traktowane jako fetysz. Dodatkową zachętą do włożenia misiego przebrania była swoboda poruszania się po terenie całego kraju, którą cieszyli się komuso- rzecz dość niespotykana w państwie policyjnym jakim była Japonia Tokugawów. Współcześnie badacze przychylają się do teorii jakoby w rzeczywistości Fuke najprawdopodobniej byli zwolennikami bakufu, co tłumaczyłoby nie tylko dość niecodzienne przywileje jakimi się cieszyła sekta, ale i fakt jej rozwiązania zaraz po upadku szogunatu.



Jakkolwiek wyglądały fakty dotyczące politycznych powiązań Fuke, w popkulturze komuso są niemal zawsze agentami wrogich sił, czy będą to shinobi na usługach Ura-Yagu, polujący na Kazuro Okami czy też mnisi z klanu Kruka z komiksu Okko.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Nie-tak-znowu-Complete JianShu

Chiński jian jest dość osobliwym przypadkiem. Broń bez której nie obejdzie się chyba żadna szkoła tai chi czy kung fu, wykorzystywana w setkach- jeśli nie tysiącach- form
i układów. Równocześnie całkowicie niemal wymarła umiejętność praktycznego jej zastosowania. Praktycznego- to znaczy do walki pełnokontaktowej, z przeciwnikiem który nie będzie patrzył na to czy changshan wystarczająco efektownie się układa albo czy cycata blondyna w pierwszym rzędzie zauważa go czy nie, tylko całą swoją uwagę skupi na tym jak możliwie szybko i sukutecznie przy...łożyć w łeb i wygrać starcie. Ostatnimi czasy ten stan rzeczy powoli- wręcz zaskakująco wolno- ulega zmianie. Powstają kolejne ugrupowania skupiające się na zrekonstruowaniu Jianshu i zrobieniu z niego pełnoprawnej sztuki walki, mogącej konkurować z kendo czy choćby DESW. Co ciekawe większość z nich działa poza granicami Chin. Największa to World Jianshu League, jeśli się nie mylę z USA, http://www.worldjianshu.org/) i Traditional Chinese Sword League z Australi (http://www.swordleague.com/). Obie organizacje robią co mogą żeby tworzyć filie
i organizować zawody, póki co co prawda z dość mizernym rezultatem, ale jeśli zerknąć na to, jak wyglądały początki DESW można mieć nadzieję że z czasem będzie coraz lepiej.

W moje ręce wpadła ostatnio książka robiąca furorę, reklamowana jako „najbardziej kompletny podręcznik sztuki walki chińskim mieczem” czyli „The complete jianshu. Chinese combat sword for sport”, autorstwa sifu Jasona Tsou i Artura Shonfelda.



Rzecz wydana bardzo praktycznie. Miękka okładka, wewnątrz 237 stron spiętych sprężynką, co znakomicie przedłuża żywotność każdego podręcznika, zwłaszcza w sali treningowej.




Całość podzielono na 6 rozdziałów:

Wprowadzenie (strony 1-20)
Głównie opis budowy miecza, nazewnictwo jego części oraz opis protektorów, tak tych uznawanych za wmagane, jak i opcjonalnych.

Omówienie głównych zasad (21-58)
Sposoby trzymania rękojeści, kilka słów o konieczności symetrycznego ćwiczenia obu rąk, koncept „bram” (w szermierce europejskiej: otwarć), dystansów, synchronizacji w czasie
i drobna dolewka mistycznego jumbo-jumbo (koniec końców mówimy o wschodniej sztuce walki), szcześciem podanego w dość strawnym sosie.

Podstawy Jianshu (58-111)
Rozgrzewka, statyczna i dynamiczna, ćwiczenia koordynacji, Qi Gong dla praktyków jianshu, wreszcie postawy.

Trening (112-194)
Trzy zestawy ćwiczeń: ofensywne, defensywne i związane z „kontrolą bram” (mówiąc po ludzku: bloki dynamiczne), ćwiczenia zadaniowe w parach, kombinacje.

Praca nóg (193-210)

Sparring (211-221)
System punktów, opis wyposażenia, rozmiar planszy, sposób oceniania. Część przeznaczona dla osób myślących o bardziej sportowym podejściu.

Mamy też dodatki, zawierające tablice z zestawieniami wszystkich ćwiczeń, technik
i kombinacji. Wszystkie techniki pokazane są na seriach czarno-białych ilustracji. Książce towarzyszy płyta DVD, z demonstracją większości „mięsa” zawartego w podręczniku- poszczególnych ćwiczeń, technik, jest tu również przykład walk zadaniowych i sparringów. Całość jest dość ciekawą inicjatywą, ale nie ma co ukrywać- obarczoną wszystkimi możliwymi chorobami wieku dziecięcego. Kulawa angielszczyzna (skoro nawet ja to zauważam, to rzeczywiście musi to być dość koszmarna wersja angielskiego) jest do przełknięcia, koniec końców to nie epos poetycki, ważne żeby dało się zrozumieć „co autor miał na myśli”. Nieco poważniejszym grzechem jest fakt skoncentrowania się autorów na technikach solo. Pierwsze zdjęcia pary ćwiczącej w duecie znajdują się na stronie ...211, ostatnie- na 214, co daje nam raptem dwie kartki pokazujące samo starcie. Byłoby to zrozumiałe gdybyśmy mówili o podręczniku przeznaczonym wyłącznie dla osób początkujących, na dodatek z gatunku tych, które mają problemy z rozróżnieniem końców miecza. W pracy mającej w tytule słowo „complete” wygląda to na nieporozumienie. Sytuację nieco ratuje DVD, ale tu z kolei wyłazi inny problem- mówiąc językiem szermierzy ewidentny „brak obicia” obu demonstrujących techniki. Dopóki demonstrują techniki solo jest całkiem nieźle, widać że tą część mają opanowaną, są obyci z samą bronią, ale w sytuacji walki z przeciwnikiem pojawiają się jakieś cudaczne przyruchy, widać typową dla początkujących koncentrację na mieczu (tak własnym jak i przeciwnika) i technice oraz brak rzeczywistej intencji trafienia. Sama szermierka wygląda na dość podobną do wczesnego europejskiego rapiera- tego z traktatów Marozzo czy Agrippy. Moim zdaniem rapierzysta czułby się na sali treningowej jianshu jak ryba w wodzie, a i połączenie metody treningowej zaproponowanej przez sifu Tsou z rozwiązaniami taktycznymi choćby Capoferro nie byłoby jakąś straszną herezją.

Sumując: wbrew temu co sugeruje tytuł mamy do czynienia z solidnym podręcznikiem WPROWADZAJĄCYM do zapomnianej sztuki walki, której reanimacja na dobrą sprawę dopiero się zaczyna. Wygląda na to, że dział chiński imaginacyjnego muzeum sztuki walki bronią sieczną ciągle czeka na swojego Kustosza.

niedziela, 11 marca 2012

Nie ma to tanto

Najbardziej znanym z japońskich mieczy jest oczywiście katana. Niestety (a może i na szczęście) noszenie tak wielkich kawałów żelastwa przy sobie wyszło z mody, panowie o zapędach militarystycznych zdecydowali się na zredukowanie swoich ambicji do ostrzy dużo skromniejszych. Temu faktowi zawdzięcza swoją popularność inny z mieczy japońskich- tanto.

Na potrzeby różnej maści bronioznawczych upierdliwców z miejsca zastrzegam, że w rozumieniu europejskim tanto nie jest mieczem, a ledwo sztyletem. Jeśli przyjąć za podstawę klasyfikacji ostrzy regulacje reżimu Tokugawów, to za tanto uznać wypadnie mie... no dobrze, zrezygnujmy z drażliwego słowa: wszekie nihonto o ostrzu krótszym niż 1 shaku (czyli z grubsza licząc 1/3 metra). Broń tego typu mógł nosić każdy (na posiadanie mieczy dłuższych- o-tanto czy wakizashi potrzebne było zezwolenie), stąd ostrza tego rodzaju stanowią najliczniejszą i najlepiej reprezentowaną grupę japońskich antyków- militarów.

Tanto pojawiło się dość wcześnie, bo już w epoce Heian. Służyło do rozstrzygania starć wręcz, obcinania głów pokonanym przeciwnikom czy rozpruwania sobie brzucha (czemu zawdzięczało podśmierdującą patosem nazwę "strażnika honoru"). O ile gość przybywający z wizytą do domu samuraja zobowiązany był do odłożenia swoich mieczy, o tyle, poza sytuacjami wyjątkowymi, tanto wolno mu było zatrzymać. Niektórzy wielcy panowie demonstracyjnie nosili tanto bez mekugi (kołka utrzymującego ostrze w rękojeści)- ten nonszalancki gest pozbawienia się broni miał znaczyć "jestem tak dobrze chroniony, że nie potrzebuję używać mojego miecza, noszę go tylko dlatego, że tak wypada". Przez całe japońskie średniowiecze, aż do okresu wczesnego Edo, tanto produkowano masowo. Wojownik mógł na polu bitwy obejść się bez katany, yari czy teppo, ale przydatny we wszystkich możliwych sytuacjach, od cięcia sznurów po dekapitację przeciwnika "kozik" był niezbędny. Trudno się w tej sytuacji dziwić mnogości form jakie przybierały ostrza. Oczywiście najpopularniejsze były najłatwiejsze do wykonania, w gruncie rzeczy podobne do dzisiejszych noży rzeźnickich hira zukuri, w których obie strony klingi są płaskie (no dobrze, lekko soczewkowate).





Dwa tanto z głowniami w stylu hira zukuri ze zbiorów British Museum. Bardzo ładne bohi (zbrocze) na drugim z nich.

Druga wielka grupa to shinogi zukuri, czyli ostrza posiadające "ość"- shinogi. Trudniejsze do wykonania, często będące rezultatem wtórnego wykorzystania złamanych mieczy, ale ciągle- nieprzesadnie "wydumane". Wszystkie pozostałe odmiany to efekty mniej lub bardziej udanego połączenia zalet (bądź wad) hira i shinogi zukuri- a to z jedną stroną w stylu hira a drugą shinogi, a to z shinogi kończącą się w połowie ostrza- wersji jest naprawdę sporo, ale wymienianie ich "z kronikarskiego obowiązku" nie ma chyba sensu- tego rodzaju informacje wyjątkowo łatwo znaleźć. Tym, na co warto zwrócić uwagę i co jest w gruncie rzeczy powodem powstania tego wpisu, jest kształt sztychu (kissaki). Kolekcjonerzy noży bardzo często mówią o sztychu "typu tanto" bądź wręcz o "tanto" i mówiąc to mają na myśli coś plus minus takiego:



Co ciekawe różnej maści podrabiacze mieczy japońskich nadają taki "dłutowaty" kształt sztychom swoich produktów, idąc za wzorcami rozpowszechnianymi przez popkulturę i uznając go za najbardziej charakterystyczny i najbardziej "japoński" z możliwych. Najzabawniejsze w całej sytuacji jest to, że w japońskich tanto tego rodzaju kissaki w ogóle nie występuje. Biorąc rzecz na mniej lub bardziej zdrowy i mniej lub bardziej chłopski rozum- nic w tym dziwnego. Takie zakończenie ostrza jest na dobrą sprawę najgorszą z możliwych opcji. Zamiast krzywizny, która w czasie ruchu wprost tnie po łuku i rozsuwa materiał- prosty kształt który więźnie w przecinanym materiale. Krok (a nawet kilka kroków) wstecz. Skąd pomysł ? Trudno zgadnąć. Miecze japońskie tego rodzaju sztych miały na dobrą sprawę tylko w stosunkowo krótkiej epoce Heian, a i wtedy dotyczyło to wyłącznie mieczy długich, przeznaczonych do walki z konia i raczej nie stosowanych do sztychów. W przypadku tanto (czy raczej "noży typu tanto") popularny mit stał się podstawą do tworzenia pseudohistorycznych tworów, które z kolei wzmacniają działanie mitu... i tak dalej i tak dalej. Niestety zdarza się, że mający więcej entuzjazmu niż wiedzy amatorzy kierując się tego rodzaju popularnymi wyobrażeniami "poprawiają" kształt zabytkowego ostrza, nieodwracalnie je niszcząc.