środa, 22 stycznia 2014

Chodzi lisek koło drogi...

Lisy pełniły w folklorze japońskim rolę „czarnego luda”. Jeśli jakiekolwiek zwierzęta oskarżano o jednoznacznie zły charakter - były nimi właśnie lisy. Oczywiście – koty, o których pisałem wcześniej, czy tanuki, również miały swoje za uszami, bywały mordercze, demoniczne, przerażające, ale jeśli szukać stworzenia, którego bezinteresowna, złośliwa skłonność do szkodzenia ludziom przebijałaby wszystko inne, to kiedy już opadnie kurz, na polu bitwy pozostaną tylko lisy i kobiety.

Wierzenia, o których mowa (te dotyczące lisów), są dość powszechne na terenie całej Azji. Do Japonii przybyły z Chin, gdzie pierwsze ich ślady odnaleźć można w pochodzącej z 4 wieku p.n.e. (choć wielokrotnie później przerabianej i edytowanej) księdze Shan-hai Ching (Księgi Gór i Mórz), klasycznym tekście składającym się z krótkich opowieści o najróżniejszych cudeńkach, jakie można zobaczyć na świecie. Opisuje on krainy geograficzne, zasiedlające je stworzenia i rośliny, często przytacza związane z nimi legendy, czy - bardziej praktycznie - sposoby wykorzystania ich w medycynie. Głęboko w pas kłaniają się analogie z europejskimi „opisaniami świata” czy bestiariuszami.

Według Shan-hai Ching lisy z dziewięcioma ogonami potrafią mówić głosem podobnym do głosu ludzkiego dziecka, a ich mięso chroni osoby, które je zjedzą, przed wszelkim złem.


Ilustracja do jednego z późniejszych wydań Shan-hai Ching

Nieco późniejsze dzieło, Księga Zhou, wyjaśnia, że biała lisica o dziewięciu ogonach została zesłana z niebios jako rodzaj gwaranta zachowania porządku - bóstwo mające opiekować się cesarzem, kiedy ten spełnia wolę nieba, lecz również mogące doprowadzić do zrzucenia go z tronu, kiedy utraci mandat niebios. W tym drugim wcieleniu zwierzę stało się symbolem rewolucji, oporu wobec władzy co - jak nietrudno się domyślić - bardzo szybko (już za panowania dynastii Han) doprowadziło do przypisania mu cech demonicznych. Od tego czasu biały lis o dziewięciu ogonach stał się klasycznym „czarnym charakterem” legend.

W najwcześniejszej wersji tej historii, powtarzanej później w różnych wersjach, lisica miała opętać Mo Xi, nałożnicę króla Jie z państwa Xia, co doprowadziło do upadku całej dynastii. Opowieść ta miała prawdopodobnie służyć pokazaniu tego, do jak okrutnych działań posuwają się niebiosa, wspierając prawowitych władców, jednak z czasem zaczęła żyć własnym życiem. Jej zręby pozostawały te same - mamy piękną kobietę, która posiada władzę nad sercem władcy, a która z czasem okazuje się być żywiącym się ludzkim ciałem i krwią demonem (wspominane wcześniej opowieści o demonicznym kocie są późniejszą redakcją tego samego mitu). Koniec końców maskarada wydaje się, ktoś tam znajduje trupy, ktoś inny przepędza demona (lub ucieka on sam, wystraszony szczekaniem psów). Oczywiście zmieniali się bohaterowie. Jie z Xia został zastąpiony przez Zhou z Shang (zawodowo również króla), dynasta Xia przez dynastię zachodnią Zhou. Po przeniesieniu opowieści na grunt japoński, opętaną będzie słynna kurtyzana Tamamo-no-Mae, zaś jej niedoszłą ofiarą cesarz Konoe.


Artystyczna wizja japońskiej wersji tej opowieści. Hokusai.

Oczywiście to zaledwie jeden z rodzajów opowieści związanych z lisami. Stworzenia te nazywano na wyspach kitsune. Ich główną zdolnością była umiejętność przyjmowania postaci ludzkiej (są kolejnymi - po kotach - groźnymi „człowiekołakami”). W niektórych legendach dokonują tego „tak po prostu”, bez żadnych rytuałów czy akcesoriów, w innych - konieczne są różnego rodzaju przygotowania. Najbardziej charakterystyczny był przesąd o tym, że chcący zająć się taką przebieranką lis musi przez jakiś czas balansować umieszczoną na głowie ludzką czaszką (w niektórych wersjach do czaszki dorzuca się najróżniejszych śmieci - liści, trzcin i temu podobnych). Jeśli się uda - przeistoczenie będzie niemal doskonałe. Jedyną cechą, dzięki której można odkryć podstęp, jest strach przed psami lub - w niektórych wersjach legend - ukryty pod odzieżą ogon. Lisy słyną z tego, że tworzone przez nie kreacje kobiece są zwykle prześliczne, co dało podstawy określeniu „kitsune-gao”, lisia twarz, używanemu do opisania osoby o wąskiej twarzy, z wysoko umieszczonymi, wydatnymi kośćmi policzkowymi i oczyma osadzonymi blisko siebie. W pewnych okresach dokładnie tak wyglądał ideał piękna kobiecej twarzy.

Zanim przejdziemy do omówienia lisów będących yokai, warto wspomnieć o tych pełniących nieco bardziej chwalebne funkcje. Otóż kitsune są służkami Inari - jednego z ważniejszych bóstw shinto, opiekuna plonów, bóstwa ryżu, herbaty i płodności, a w dawniejszych czasach patrona kupców i kowali zajmujących się produkcją mieczy. W każdej świątyni Inari znajdzie się para posągów kitsune, zwykle przedstawianych z jakimś magicznym przedmiotem (najczęściej spełniającym życzenia klejnotem) w pysku lub łapie. Wierzy się, że nawet wyobrażenie lisa ma dość mocy, by rozproszyć złą energię (kimon).


Inari w otoczeniu lisów pomaga miecznikowi Munechika w wykuciu ostrza nazywanego potem "Małym Liskiem".

Jeśli idzie o yokai, możemy je z grubsza podzielić na zenko (czyli „dobre” lisy, czasem wprost utożsamiane z posłańcami Inari) i yako (czyli „polne” lisy), mające o wiele bardziej demoniczne usposobienie. Rozróżnienie jest dość późne i, mówiąc szczerze, dość problematyczne - wszystkie kitsune mają dość podobne „charaktery”. Są kochliwe, psotne i niewiarygodnie wręcz mściwe (co upodabnia je do innych wyjątkowo szkodliwych i niestety niemitycznych istot). Te „dobre” często latami pozostają w związkach z zakochanymi ludźmi, odgrywając role modelowych żon, ba - mając potomstwo. Motyw pięknej małżonki, która musi odejść po tym, kiedy jej mąż, zwykle przypadkiem, odkrywa jej prawdziwą naturę, jest tu najczęściej powtarzanym typem opowieści. Najstarsze ludowe wyjaśnienie znaczenia słowa kitsune, przytoczone w opowieści z 6 wieku n.e., opiera się na grze słów kitsu-ne- czyli „przychodzi i śpi” oraz ki-tsune - „zawsze przychodzi”. Ma być pozostałością po historii o zakochanym rolniku, którego żona-lisica spędzała z nim noce jako kobieta, a nad ranem, w swej prawdziwej, zwierzęcej postaci, uciekała do lasu. Opowieści oparte na tym schemacie są chyba jedynymi jednoznacznie „dobrymi” historiami o lisach - we wszystkich innych odgrywają one role stworzeń w najlepszym razie kłopotliwych.

I jedne i drugie lisy specjalizują się w głupich kawałach w rodzaju przebrania się za prowokujące gejsze, zaciągnięcia jakiegoś nieszczęśnika na jawiące mu się jako wykwintny dom rozrywki bagna, , napojenia i nakarmienia aż do granic i ulotnienia się. Całość nie byłaby może szczególnie dokuczliwa, gdyby nie fakt, że goście lisów karmieni są ich odchodami i pojeni moczem, które to specjały w momencie rozwiania się czaru wracają do swej pierwotnej postaci, co nieszczęsna ofiara odchorowuje przez kilka dni.

Lisy „polne”, czyli yako, to stworzenia nieco inne niż kitsune - o wiele mniejsze od zwykłego lisa, rozmiarów plus-minus łasicy, w kolorze czarnym, białym bądź całkiem niewidzialnym. Jeśli wierzyć opowieściom, mają one być niedościgłymi mistrzami opętań. O ile duch zazdrosnej kobiety (niekoniecznie martwej) może doprowadzić rywalkę do obłędu (świetnym przykładem będzie tu historia Rokujo z Genji Monogatari, która wykończyła rywalkę nawet o tym nie wiedząc), o tyle kitsunetsuki - opętanie przez lisy - jest sprawą o wiele bardziej skomplikowaną. Ofiary, którymi są niemal wyłącznie młode kobiety, nabywają zdolności mówienia obcymi językami, czytania i pisania, wykazują też niezwykły apetyt na tofu i słodką fasolę (według legend przysmaki lisów), które to upodobanie znika bezpowrotnie wraz z ustaniem opętania w sposób tak radykalny, że ex-opętane nigdy w życiu nie dotykają „lisich” dań. Niezastąpiony Lafcadio Hearn opisuje, jak to na ciele opętanych pojawiają się żyjące własnym życiem guzy czy wybrzuszenia, które „uciekają” kiedy spróbuje się nakłuć je jakimś ostrym przedmiotem. Inne źródła wspominają, że jeśli yako poliże bliznę po oparzeniu lub ślad po ospie - osoba polizana nieodwracalnie umrze w mękach. Remedium miało być rozrzucanie wokół siebie popiołu.

Metody leczenia tego rodzaju przypadłości były różne. Zaczynano po dobroci - od egzorcyzmów i składania ofiar w świątyniach Inari. Kiedy to nie skutkowało, nieszczęsną dręczono na rożne sposoby, chcąc wypłoszyć zamieszkującego jej ciało demona. Dostawała solidny łomot od zgromadzonego kolektywu, była głodzona, przypalana, topiona - słowem stosowano wszystko, co tylko miłosierni współplemieńcy byli zdolni wykombinować. Paralele z europejskimi opętaniami są tu wręcz zaskakujące. Metodą ostateczną, na którą nieczęsto się decydowano, było ogłaszanie polowań na lisy. Hideyoshi miał wystosować do kapłanów opiekujących się świątynią Inari ultimatum, mówiące, że jeśli opętanie młodej kobiety pozostającej pod jego opieką natychmiast się nie skończy, wybite zostaną wszystkie lisy w regionie. Sądząc po braku informacji dotyczących prześladowań lisów za czasów jego panowania, należy przyjąć, że okazało się skuteczne.

Co ciekawe, kitsunesuki jest najzupełniej autentyczną chorobą psychiczną, jedną z najwcześniejszej (bo już w epoce Heian) wyodrębnionych. Dotknięci nią ludzie święcie wierzą, że zostali opętani przez lisy. Jedzą tofu i azuki, unikają kontaktu wzrokowego, są hiperaktywni i cierpią na bezsenność. Podobno przypadłość ta jest endemiczną odmianą klinicznej lykanotropii, tym bardziej interesującą, że w większości swych "mrocznych" wcieleń lisy wykazują wiele cech wspólnych wampirom czy sukkubom z innych kręgów kulturowych.

sobota, 11 stycznia 2014

Credo wojownika

Nie mam rodziców. Czynię niebo i ziemię moimi rodzicami.
Nie mam domu. Czynię świadomość swoim domem.
Nie mam życia lub śmierci. Czynię rytm oddechu moim życiem i śmiercią.
Nie mam boskiej mocy. Czynię uczciwość moją boską mocą.
Nie mam żadnych zasobów. Czynię zrozumienie moim zasobem.
Nie mam magicznych sekretów. Czynię swój charakter swoim magicznym sekretem.
Nie mam ciała. Czynię wytrwałość moim ciałem.
Nie mam oczu. Czynię blask oświecenia moimi oczami.
Nie mam uszu. Czynię moją wrażliwość moimi uszami.
Nie mam kończyn. Czynię gotowość do działania moimi kończynami.
Nie mam strategii. Czynię umysł "niezaciemniony przez myśl" moją strategią.
Nie mam planów. Czynię "chwytanie okazji za grzywę" moim planem.
Nie mam cudów. Czynię właściwe działanie moim cudem.
Nie mam wskazówek. Czynię zdolność adaptacji do okoliczności moimi wskazówkami.
Nie mam taktyki. Czynię pustkę i pełnię moją taktyką .
Nie mam żadnych talentów. Czynie moją zdolność pojmowania moim talentem.
Nie mam przyjaciół. Czynię mój umysł moim przyjacielem.
Nie mam wroga. Czynię niedbałość swoim wrogiem.
Nie mam zbroi. Czynię dobro i prawość moją zbroją.
Nie mam zamku. Czynię niewzruszony umysł swoim zamkiem.
Nie mam miecza. Czynię brak ego swoim mieczem.

Anonimowy samurai, XIV wiek.

piątek, 10 stycznia 2014

Hekiganroku, koan XXXVIII: "Pieczęć serca" Fuketsu

Gdy Fuketsu zajmował stanowisko w administracji prowincji Ei, wstąpił do holu świątyni (by nauczać) i rzekł:

- Pieczęć serca patriarchy przypomina żelaznego wołu. Kiedy ją unieść, pozostaje odcisk, kiedy pieczęć jest dociśnięta- odcisku nie widać. Czy gdyby nie unosiła się i nie pozostawała w miejscu, czy byłoby właściwym powiedzieć że pozostawiła ślad czy też nie ?

Wówczas starszy Rohi wystąpił i powiedział:
- Znam tryb działania żelaznego wołu, lecz proszę Cię, Mistrzu, nie obdarzaj mnie pieczęcią.

Fuketsu odparł:
- Przywykłem już do uśmierzania wielkich fal oceanu przez wyławianie wielorybów, ale jedynym, co tu znajduję, jest żaba, wijąca się w błocie.

Rohi stał, rozważając to co usłyszał. Fuketsu krzyknął -Kaatz!- i spytał:
- Dlaczego nie mówisz nic więcej, starszy bracie ?

Rohi dalej stał bez ruchu, zakłopotany. Fuketsu uderzył go miotełką i rzekł:
- Czy pamiętasz co powiedziałeś ? Powiedz coś, a ja to dla Ciebie sprawdzę.

Rohi próbował coś powiedzieć, wtedy Fuketsu ponownie uderzył go miotełką.

- Prawo Buddy i prawo królewskie mają tę samą naturę- oznajmił sędzia.
- Jaką wspólną zasadę w nich dostrzegasz- spytał Fuketsu
- Jeśli nie podjąć decyzji wtedy, gdy decyzja powinna być podjęta, pojawia się nieład.

Wtedt Fuketsu zstąpił z mównicy.



Patriarcha- chodzi o Bodhidarmę. Pieczęć- mowa tu raczej o pieczęci w sensie przenośnym, znaku nieprzerwanej tradycji uwierzytelniającym nauczyciela (na tej zasadzie mówi się, że Bodhidarma przyniósł pieczęć buddyzmu do Chin). Wspomniany żelazny wół to wielka, ruchoma krata, umieszczona w korycie Żółtej Rzeki i zabezpieczająca przed powodziami.

Hekiganroku, koan XXXVII "Ni jednej rzeczy w którymkolwiek z Trzech Światów" Banzana

W trakcie nauczania Banzan rzekł:

-Żadna rzecz nie istnieje w którymkolwiek z Trzech Światów. Gdzie w takim razie szukać umysłu ?

(Mowa oczywiście o świecie pragnień, świecie materialnym i świecie niematerialnym- przypis mój)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Hekiganroku, koan XXXVI: Chôsa wybiera się na wycieczkę

Pewnego dnia Chôsa wybrał się w góry, na spacer. Kiedy mijał bramę wracając, starszy mnich spytał:- Gdzie byłeś, Mistrzu?
- Spacerowałem w górach- odpowiedział Chôsa.
- Którędy wędrowałeś?
- Najpierw śladem pachnących traw, potem wróciłem przez opadające kwiecie.
- Wszystko to brzmi bardzo wiosennie- powiedział starszy mnich.
- To lepsze niż jesienna mgła opadająca na kwiat lotosu- rzekł Chosa

(Setchô skomentował: Jestem wdzięczny za tę odpowiedź)