poniedziałek, 25 października 2010

Say hello, wave goodbye

Gdyby się nad tym zastanowić to japońskie koty są jak teściowe. Mają opinię tak złą, że odsyłanie ich do diabła wypadałoby traktować jak grubą nieuprzejmość w stosunku do władców piekieł, z drugiej jednak strony zdarzają się i takie które uważa się za istoty dobroduszne i przynoszące szczęście (mowa oczywiście o kotach- każde porównanie ma granice poza które nie należy go rozciągać bez ryzyka popadnięcia w absurd).

Swego czasu, spacerując z najlepszą z żon po Chinatown, weszliśmy do sklepiku z gadżetami do komórek. Opakowania, naklejki, paski, smycze i oczywiście najróżniejsze maskotki. Wyszliśmy z małą paczuszką zawierającą coś takiego:



Na pierwszy rzut oka krzyżówka Wańki-wstańki z pokemonem. W rzeczywistości jest to uproszczona wersja maneki-neko (dosłownie "zapraszający kot"), jednej z najpopularniejszych japońskich figurek-amuletów, mających przynosić szczęście. Jeśli chodzi o popularność i zasięg występowania klasyczny maneki-neko jest azjatyckim odpowiednikiem naszych gipsowych krasnali, z tym że zamiast brodatego koślawca mamy postać siedzącego, trójkolorowego kota z uniesioną łapą, czerwoną kokardą i dzwonkiem na szyi i tradycyjną, złotą monetą opartą o łapy.



Cała historia ma swój początek w epoce Edo, chociaż pierwsze datowane wyobrażenia są nieco późniejsze i pochodzą już z ery Meji, gdzieś około roku 1870. Oczywiście legenda występuje w kilku wariantach. Najbardziej popularny opowiada o kocie, który pojawił się przed podróżującym przez niegościnną okolicę dygnitarzem (w zależności od wersji miał nim być lokalny bogacz, daymio lub nawet sam cesarz), wykonując łapą gest przywołania. Podróżnik miał zareagować na kocie zaproszenie i dzięki temu uniknąć a to uderzenia pioruna który trafił dokładnie w drzewo pod którym wcześniej się zatrzymał, a to zasadzki wrogów, a to jeszcze innej nieprzyjemności. Według innej wersji (przytoczonej min. przez prof. Tubielewicz) pierwowzorem maneki-neko miał być ulubiony kot Usugumo – kurtyzany z Yoshiwary. Któregoś wieczoru zwierzę zaczęło łazić za swoją panią, miauczeć, zaczepiać łapą o kimono, słowem- być po kociemu upierdliwe. Właściciel przybytku w którym rzeczona kurtyzana pracowała czy to przesądnie wierząc że zwierze próbuje opętać swoją panią, czy też mniej przesądnie uznając że ma skurkowańca dość i chce chwili spokoju obciął mu łeb. Kocia głowa podskoczyła, podleciała pod sufit i zagryzła zaczajonego tam węża, w ten sposób chroniąc swoją panią przed niechybną śmiercią (swoją drogą frapujące że sierściuch pofatygował się podjąć jakiekolwiek sensowne działania dopiero post mortem). Jak to w legendach wszyscy wpadli w oszołomienie, zadziwieni wiernością kota, rozlali morze łez a potem zaczęli lepić figurki przedstawiające tragicznie zmarłego nieboszczyka, które miały tą cudowną właściwość że przyciągały klientów. Zdaniem niektórych badaczy fakt popularności motywu wśród kurtyzan był nieprzypadkowy- uważano podobno że tak jak koty potrafią opętać człowieka, tak gejsze rzucają podobny urok na mężczyzn.

Jak by nie wyglądała pierwotna historyjka, figurki maneki-neko wystawiane w witrynach sklepów i restauracji mają przynosić szczęście, bogactwo lub przyciągać gości. Wszystko zależy od tego, która łapa wykonuje gest przywołania wyglądający, żeby było weselej, dokładnie tak, jak u nas dziecięce „pa pa”. Jeśli prawa- szczęście i bogactwo. Jeśli lewa- wręcz przeciwnie, goście. Oczywiście przedsiębiorczy Chińczycy szybko podchwycili pomysł i zaczęli produkować figurki z obiema łapami w górze.

Kolor kota jest również nieprzypadkowy. O ile rude kocury uznaje się za fałszywe, czarne- za demoniczne a biały jest kolorem śmierci, o tyle trójkolorowe jako jedyne cieszą się opinią zwierząt wiernych i „szczęśliwych”.

Czerwona kokardka i dzwonek to dwa elementy wiążące się z historią współżycia kotów i ludzi w Japonii. Otóż kiedy czcigodny Tokugawa Ieyasu raczył wziąć cały narodek za kolektywną mordę, skończyło się słodkie kocie nieróbstwo i dawni pupile arystokracji zostali zmuszeni do ganiania za myszami i innymi szkodnikami. W początkowym okresie, biorąc pod uwagę płodność kotów pewnie nieszczególnie długim, zwierzęta te były raczej kosztownymi maskotkami służącymi demonstrowaniu zamożności nowobogackich właścicieli i jako takie cieszyły się różnymi przywilejami (za myszami po staremu ganiała służba). Wiązano im wstążki w kolorze który miał odganiać demony i zapobiegać urokom, do wstążek przyczepiano dzwoneczki ułatwiające odnalezienie stworzenia w razie gdyby przyszła mu do głowy zabawa w chowanego.

Jeśli chodzi o koty i Japonię- to chyba wszystko. Wracając do wizyty w małym chińskim sklepiku: jako że maneki-neko to bardzo popularny motyw, wiązała się ona dla mnie z odkryciem nieco innej natury, nijak nie związanym z ikonologią. Otóż dowiedziałem się że pojęcie „strap” może odnosić się do niewinnych, przyczepianych do telefonu zabaweczek w formie kotków, ptaszków i motylków.

Czego to ludzie nie wymyślą...