poniedziałek, 31 października 2011

Nie oglądaj się za siebie

Część historyków piszących o Japonii z lubością rozwodzi się o kluczowej roli jaką miała mieć dla sukcesów chrześcijaństwa na wyspie obecność elementów soterycznych, rzekomo nieobecnych w ramach kultów obecnych na niej przed przybyciem misjonarzy ze starego kontynentu. Motyw Mikaeri Amidy- Amidy oglądającego się wstecz- jest jednym z lepszych dowodów tego, jak bardzo dęta jest ta teoryjka.

Jego powstanie wyjaśnia- jak zawsze w przypadku świętych wizerunków- legenda. W XI wieku (dokładnie w roku 1082) w klasztorze Zenrin-ji służbę pełnił „emerytowany” dworzanin który na stare lata zdecydował się ogolić głowę i zostać mnichem, Eikan bądź według innych wersji Yokan. Pewnej nocy pełnić miał służbę przy posągu buddy Amidy. Polegała ona na nieustannej recytacji pobożnego wezwania nembutsu (namu Amida butsu- w dość „zgrubnym” tłumaczeniu- chwała imieniu buddy Amidy) podczas okrążania ołtarza. Praktyka ta związana była z wiarą w obietnicę że każdy, kto w swoim życiu przynajmniej raz szczerze wymówi te słowa, po śmierci zostanie przez Amitabhę ocalony przed cyklami kolejnych narodzin i odrodzi się w raju. W którymś momencie mnich zauważył że posąg zaczął zstępować z postumentu. Zdumiony przerwał recytację, a wówczas Amida odwrócił się w jego stronę i powiedział „Chodź za mną, Eikanie”, po czym zastygł w tej pozycji.

W rzeczywistości słynna rzeźba z Zenrin-ji jest przedstawieniem dość nietypowym, ale niekoniecznie nadprzyrodzonym. Ma 77 cm. wysokości, pochodzi z późnego okresu Heian/ wczesnego Kamakura, rzeczywiście najprawdopodobniej z XII wieku. Pokryta płatkowym złotem, z dodaną ażurową, płomienistą aureolą. Pierwotnie prawdopodobnie służyła do dewocji prywatnej, według niektórych przekazów była przez jakiś czas w posiadaniu rodziny cesarskiej. Przejście od hieratycznej rzeźby japońskiego średniowiecza do dużo bardziej ekspresyjnych dzieł czasów późniejszych zaczyna się od delikatnego ruchu głowy Amitabhy do którego usłużni czy może zauroczeni wizją nieznanego artysty z Kyoto teolodzy dopisali całe tomy objaśnień. Mimo tego, że za jego przyczyną niezliczone rzesze zostały już zbawione, Amida ogląda się za tymi, którzy ciągle jeszcze pozostali z tyłu. Bardzo podobne wizerunki stawiano bądź wieszano przy posłaniach umierających, żeby w ostatniej chwili mogli zanosić prośby o zbawienie.

sobota, 15 października 2011

Kto tym wszystkim trzęsie ?

Trzęsienie ziemi w Fukushimie było jedną z tych wielkich tragedii o których opowiada się pokoleniami. Słynnych „50 mężnych z Fukushimy” dołączyło do panteonu narodowych herosów, równie wzruszająca była reakcja emerytów zgłaszających się do misji zabezpieczania terenu po katastrofie. Osoby wystarczająco zarażone „japonizmem” kojarzą być może z relacji czy felietonów poświęconych temu wydarzeniu logo agencji zajmującej się wczesnym ostrzeganiem przed trzęsieniami ziemi. Przedstawia ono stylizowany pysk ryby namazu (samo logo jest zresztą bardzo, niestosownie wręcz, kawaii).



Jeśli chcielibyśmy być dokładni, słowem namazu zwykło się określać rybę z rodziny sumów, mówiąc ściślej gatunku Silurus asotus. Dlaczego akurat ta oścista i nieszczególnie lubiana (co w odniesieniu do wszystkożernych azjatów wiele mówi o jakości jej mięsa) ryba stała się symbolem związanym z katastrofami sejsmicznymi? Otóż według wierzeń średniowiecznej Japonii w prowincji głęboko pod ziemią, w zalanych wodą grotach żyć ma gigantyczna O-namazu. Ruchy jej wąsów powodują lekkie wstrząsy, kiedy zaczyna się miotać dochodzi do tragedii takich jak ta w Fukushimie czy wielkie trzęsienie ziemi w Edo w połowie XIX wieku. Oczywiście w uporządkowanej i hierarchicznie ułożonej mitologii japońskiej niewiele pozostawione jest przypadkowi i nie do pomyślenia jest by stworzenie tak groźne mogło ot tak sobie samopas pływać i powodować zniszczenia gdzie tylko mu przyjdzie ochota.



Kashima Okami powstrzymuje namazu. Niezbyt wysokich lotów drzeworyt z XIX w.

Boskim nadzorcą potwora jest Takemikazuchi, znany również jako Kashima Okami („wielkie bóstwo z Kashimy”), bóg który urodził się z krwi jaka wytrysnęła, gdy Izanagi, zrozpaczony śmiercią swej ukochanej żony, Izanami, odciął głowę swojego synalka- bóstwa ognia, będącego przyczyną jej cierpień (nietrudno sobie wyobrazić że poród tego rodzaju indywiduum rzeczywiście mógł mieć dość gwałtowny przebieg). Kagu-tsuchi zginął, z jego krwi narodził się Takemikazuchi. Jest to jedno z tych licznych, starych bóstw shinto które przez wieki nazbierały stosy funkcji i atrybutów. Jest bogiem miecza (dzięki niemu się narodził) i jednym z władców piorunów, patronem wojowników i sztuk walki. Był jednym z bóstw które podbiło Japonię dla władców wysokiego nieba, torując drogę potomkom Amaterasu na tron cesarski. Jedna z najstarszych szkół szermierki, Kashima Shinryu utrzymuje że nauki jej założyciela, Matusmoto-bizen-no-kami, są rezultatem boskiego objawienia do którego miało dojść za przyczyną Takemikazuchi-no-Mikoto w 1477 roku. Jedną z bardziej upierdliwych powinności bóstwa jest pilnowanie by ogromna namazu nie psociła za bardzo. Zwykle sprawę załatwia umieszczenie na łbie rybiszcza gigantycznego głazu Kaname-Ishi (którego wierzchołek pokazuje się pobożnym w sanktuarium w Kashima, w prowincji Izumo), jednak bóstwo też człowiek i od czasu do czasu zajmuje się czymś innym, z czego O-namazu skwapliwie korzysta, brojąc ile wlezie.

Legenda o tych dwojgu dała początek kilku (jeśli nie kilkunastu) ciekawym motywom ikonograficznym. W epoce Edo, po wielkim trzęsieniu ziemi Asai z 1855 nastąpiła eksplozja przedstawień wielkiej ryby- powstało około 700 typów przedstawień które- co ciekawe- już w dwa miesiące później niemal zupełnie zniknęły z rynku. Drzeworyty te, nazywane obecnie przez kolekcjonerów namazu-e, pokazywały wielką rybę jako herosa który wywraca na głowie porządek społeczny, karząc bogatych (o losie jaki w czasie kataklizmów spotykał biedaków taktownie nie wspominano), co w państwie policyjnym nie mogło spotkać się z aprobatą cenzury.



Namazu-e. Ryba zostaje ujarzmiona przez zwykłych mieszkańców miasta (oczywiście boski patron asystuje z chmurki) podczas gdy czerpiący profity z katastrofy przedsiębiorcy budowlani przyglądają się bezczynnie.

Są też wyobrażenia O-namazu korzącego się przed swoim „dozorcą” (od zwykłych pokłonów aż po rybie seppuku). Dość zabawna jest historyjka (czy może próba teologicznego wytłumaczenia katastroficznych rozmiarów klęski) która powstała właśnie po tym kataklizmie. Otóż Takemikazuchi wybierający się z gościną do swych niebiańskich krewnych poprosił Ebisu, jednego z siedmiu bogów szczęścia i było nie było rybaka, o przypilnowanie zwierzątka. Ebisu, wielbiciel trunków, jak nietrudno się spodziewać zamiast potraktować fuchę poważnie po prostu zasnął a O-namazu szalała aż do czasu gdy zaalarmowany hałasem Takemikazuchi wrócił z równin nieba (często przedstawia się go galopującego w stronę kataklizmu na białym koniu) i nie zaprowadził porządku.



XIX wieczna tsuka krótkiego miecza. Menuki z motywem namazu i tykwy. Walters Art Museum.

Z namazu związany jest jeszcze jeden charakterystyczny motyw ikonograficzny. Rybę tą przedstawia się w sąsiedztwie tykwy i jest nawiązaniem do chińskiego przysłowia (czasem błędnie podaje się że źródłem jest koan Zen z czasów szogunatu Ashikaga)"pochwycić suma przy pomocy tykwy". Naoliwiona tykwa ma być odpowiednikiem gigantycznego kamienia a przysłowie (obecnie już idiom) odnosi się do czegoś niewiarygodnie trudnego do osiągnięcia i dla wielu wyznawców zen było alegorią oświecenia.



Kashira- kapturek zamykający rękojeść miecza z jeszcze jedną wariacją tego samego motywu.

czwartek, 13 października 2011

Terapeuci z grzechotkami

Rokujo opętała Aoi no Ue. Oczywiście bezpośrednie okazywanie zawiści nie uchodzi damie o jej pozycji, zwłaszcza w sytuacji kiedy powodem całego zamieszania była afektacja kochanka. O całym tragicznym zdarzeniu nie wiedziała, ba- jeśli wierzyć autorce, szczerze współczuła ofierze. Rzeczywistego sprawcę demonicznego opętania kochanki Promienistego Księcia udało się zidentyfikować przypadkiem, a to za sprawą zapachu palonego maku, kadzidła używanego podczas rytuałów odpędzania demona którym przesiąknęły szaty damy Rokujo. Cała historia jest jednym z dziwniejszych rozdziałów Genji Monogatari. W opowieści elementy nadnaturalne nie pojawiają się zbyt często, toteż rozdział poświęcony opętaniu demonicznemu jest przez niektórych krytyków uznawany za nie pasujący do całości. Jakkolwiek by nie było, jest on najbardziej znanym opisem działania mononoke.

Mononoke to dość tajemnicze istoty pozbawione formy. Ich nazwa początkowo zapisywana była fonetycznie, dopiero po jakimś czasie przypisano jej znaki kanji, stąd trudno o odgadnięcie jaka interpretacja nazwy będzie pierwotną. Wiemy że składa się ona z dwu członów: mono, który należałoby przetłumaczyć jako „coś”, zwykle coś nieznanego, niedookreślonego (w tym przypadku nie ma większych kontrowersji), oraz ke – zapisywane jako 気 oznacza energię, ale w odmiennym (dominującym obecnie) zapisie 怪 również coś dziwacznego, podejrzanego, widmowego. Sądząc z mizernych rezultatów jakie przyniosły działania najpotężniejszych dworskich egzorcystów mamy do czynienia z bytami potężnymi i równocześnie wyjątkowo słabo określonymi.

Opętanie dokonało się bez udziału woli i świadomości osoby która była przyczyną całego wydarzenia. Nie był w nie zaangażowany żaden demon czy inny piekielny przydupas. Mononoke nie zaliczają się tak naprawdę do yokai- są raczej sposobem w jaki manifestują się skrywane a potężne emocje zupełnie zwyczajnych osób. W literaturze klasycznej znajdujemy jeszcze jeden przykład działań tych istot, historię opowiadaną przez wielką konkurentkę Murasaki Shikibu. Wspomina ona kilkukrotnie o zabiegach egzorcystów, przy okazji swoim zwyczajem napomykając o ich nieszczególnie nabożnym zachowaniu.

Sama wiara w opętanie ma czcigodne korzenie, zagnieżdżona jest w szamanizmie (od którego- bądźmy szczerzy- shinto nieszczególnie daleko odpełzło), z jego brakiem wyraźnego rozdziału światów duchów, demonów i ludzi. Choroby, słabości, nieszczęścia- wszystko to było wynikiem działań istot nadprzyrodzonych które posługiwały się ciałami swych ofiar dla osiągnięcia własnych celów. Dręczenie nie ustawało dopóki ów cel nie został osiągnięty. Człowiek był wehikułem służącym woli istoty nadprzyrodzonej. Popychadłem bogów.

Kiedy przyjmie się tego rodzaju optykę, jasnym staje się że wyleczenie chorego możliwe jest tylko na dwa sposoby.

Jednym z nich jest podjęcie walki: przeciwstawienie dręczycielowi istoty potężniejszej od niego (których uwagę przyciągana na różne, mniej lub bardziej zrytualizowane sposoby) któregoś z boskich orędowników) i sprawienie by pobyt w ciele opętanego stał się skrajnie nieprzyjemny. Hałasowano, potrząsano różnej maści magicznymi grzechotkami czy dzwonkami, okadzano wszystko zapachami o których wierzono że są dla niematerialnego gościa szczególnie niemiłe, używano mających podobne właściwości ziół.



Pielgrzym z podróżnym kijem- grzechotką shakujo (sanskr. khakkhara). Pierwotnym przeznaczeniem laski z brzękadłami było odstraszanie groźnych zwierząt oraz ostrzeganie przed pielgrzymem drobnych stworzeń, by ten nieopatrznie nie nadepnął na któreś i nie spaprał sobie karmy. Dżwięk brzękadła miał również odstraszać demony, stąd używano go podczas egzorcyzmów. Shakujo było również jedną z legendarnych broni wu-shu. Ręcznie kolorowana fotografia z końca XIX w.

Drugi sposób polegał na czymś zupełnie odwrotnym- odkryciu i spełnieniu życzeń prześladowcy. Niestety, opętani zwykle nie byli w stanie komunikować się ze sprawcą swoich nieszczęść (koniec końców nie zawsze byli świadomi przyczyny stanu w którym się znajdują). Konieczny był interpretator czy mówiąc precyzyjniej głośnik. Funkcję taką brał na siebie pomocnik egzorcysty, zwykle osoba specjalnie przygotowana do pełnienia roli głośnika czy „ust” wyjawiających sekrety i pragnienia, a czyni to zawsze w sformalizowanej, teatralnej manierze, używając idiomów których kobietom wysokich rodów nawet nie wypadało znać. Co znamienne o ile opętującym jest zwykle duch kobiety, to medium niemal zawsze (przynajmniej do końca epoki Heinan, czasu „działania” mononoke w klasycznej postaci) są mężczyźni. Jeśli wierzyć relacji Sei Shonagon, kobieta- medium była w jej czasach widokiem nie do zniesienia dla arystokratycznych widzów. Połączenie niekontrolowanego, „dzikiego” zachowania z ceremonialnym, „męskim” językiem było czymś co wykraczało poza wszelkie normy. Rola kobiet- szamanek została zredukowana do kilku największych przybytków shinto jak choćby Ise (stopniowe wypieranie ich z oficjalnego kultu to wyjątkowo pasjonujący temat, ale chyba ciut zbyt obszerny na drugą nad ranem).

Niezależnie od sposobu działania który okazywał się skuteczny w danej sytuacji, niezależnie od tego czy całą operację przeprowadzał szaman, kapłan czy wróżbita, w swojej istocie egzorcyzm zawsze polegał na przywróceniu porządku świata. Oczyszczeniu tego co nieczyste, naprawieniu krzywd które bez zaświatowej interwencji pozostawałyby nieznane. Wyrównanie i zamknięcie rachunków. W tym miejscu starożytne zabiegi magiczne i współczesne teorie różnej maści psychologów spotykają się. To co nieuświadomione, nieznane, zapomniane i destruktywne po nazwaniu i poznaniu przestaje szkodzić.