niedziela, 13 lutego 2011

Ninjatotamto

Mitów związanych z mieczem japońskim są całe tony- jedne mają jakieś oparcie w rzeczywistości, inne żadnego. A to można nimi obcinać lufy karabinów, a to hartowano je w krwi dziewic- do wyboru do koloru. Jednym z bardziej irytujących jest mit dotyczący „miecza wojowników ninja”- ninjato.



"Klasyczne" ninjato w wydaniu "kup mi mamo". Kliniczne połączenie konfabulacji i marketingu, dostępne na tysiącach aukcji internetowych i w "specjalistycznych" sklepach z bronią japońską.

W kulturze Japonii topos zabójcy oczywiście istniał od dawna ale nigdy nie odgrywał większej roli niż w naszej wizerunek mieszającego złowrogie trucizny lekarza Włocha czy hiszpańskiego zabójcy ze sztyletem mówiącego "carramba". Tak naprawdę popularność "ninja" (zarówno jako określenia wypierającego dawne "shinobi" jak i pewnego motywu wraz z towarzyszącym mu sposobem obrazowania) to lata 50-60, czyli druga fala samurajskiej popkultury.

Warto po raz kolejny zwrócić uwagę na upodobanie Azjatów do typizacji. Zły charakter wygląda tak, dobry tak, piękna a dobra tak, piękna a zła owak, czy będzie to sztuka kabuki, drzeworyt, kryminał czy anime- klisze są wszechobecne. Tak w filmach Bollywood, chińskich wuxia czy wreszcie w japońskich jidaigeki, kiedy jeden wzorzec już się przyjmie, trwa bardzo długo i właściwie nie podlega poważniejszym przemianom. Ot- topos "starego mistrza sztuk walki"- starczy rzucić hasło i każdy wie czego się spodziewać, potrafi opisać "jak to wygląda azjatycki mistrz walki"- vide "Kill Bill" czy "Kung Fu Panda". Nie inaczej było i z tworzeniem toposu "ninja".

Sama nazwa „ninja” (忍者) jest bardzo młoda. Pierwotnie używano terminów „shinobi” (忍び) bądź „shinobi no mono” (忍びの者). Niemal każdy termin japoński zapisany w kanji można przeczytać używając onyomi- ale wcale nie zawsze takie odczytanie będzie poprawne z punktu widzenia historycznego uzusu. Jeśli przyjrzeć się historii nazwy shinobi no mono, to wprowadzona została w man'yōganie czyli , było nie było, zapisie sylabicznym, zaliczającym się do kun'yomi i nie pozostawiającym wiele złudzeń co do tego jak należy odczytać poszczególne słowa- czego potwierdzeniem jest choćby poemat Heguri Uji no Iratsume. Do dziś, nawet w popkulturze, w Japonii o wiele częściej używa się terminu shinobi. Z kolei pochodzący z onyomi termin "ninja" (będący- co nietrudno zauważyć- odczytaniem tych samych znaków) został spopularyzowany już po wojnie, przez autorów takich jak Tomoyoshi Murayama czy Sampei Shirato.

Przedstawień zabójców (czy historii o nich) sprzed tego okresu jest naprawdę bardzo mało. Nie istnieli ani w ramach wyobraźni masowej- nie straszono nimi dzieci, nie układano legend- ani też nie byli uznawani za jakoś strasznie ważnych przez dowódców wojskowych którzy- owszem, używali ich, ale dokładnie tak jak używano szpiegów i zwiadowców na wszystkich innych kontynentach. Mogę się mylić ale mam wrażenie że swoją genezę mają (czy- ich wizerunek ma) w teatrze lalkowym Bunraku, gdzie "niewidzialni" operatorzy zawsze są ubrani na czarno, sugerując tym samym że ich tak naprawdę nie widać (faktycznie w czasie oglądania spektaklu przestaje się ich widzieć). Legendzie zabójców, podobnie jak i legendzie samurajów, katany i większość innych japońskich mitów które przedostały się do współczesnej kultury masowej nadała kształt mieszczańska kultura Edo, z masowo drukowanymi drzeworytami i upodobaniem do sensacji. To właśnie na nich najpierw widać shinobi w czarnych piżamach.



Dość późne (1884) ukiyo-e, przedstawiające atak ninja na Odę Nobunagę, autorstwa jednego z wybitniejszych spadkobierców szkoły Utagawy, Toyonoby (nb. wnuka słynnego Kuniyoshiego). Warto zwrócić uwagę na to, że mimo iż ninja pokazany został w typowym, czarnym kostiumie, to ciągle używa tradycyjnego sztyletu tanto.

Co zabawniejsze- nie ma ani jednego historycznego przekazu dotyczącego najbardziej typowej działalności ninja- skrytobójczych ataków. Nic. Ani jednego. Jak na legendę- to dość niewiele. Oczywiście istnieją informacje o próbach ustrzelenia Nobunagi z arkebuzu ale trudno to uznać za osiągnięcie spektakularne czy wymagające jakichś nadludzkich umiejętności- ot, strzał z ukrycia, zza skały w górach i ucieczka. Potwierdza to znaną od dawna choć zdecydowanie mniej atrakcyjną od hollywoodzkich bajek prawdę: shinobi byli szpiegami, zwiadowcami, ludźmi od brudnej roboty ale, wyolbrzymiając proporcje, bliżej im było do Jamesa Bonda niż Johna Rambo. Ich głównymi zadaniami było zbieranie i przekazywanie informacji, czasem organizowaniu operacji w stylu zdobycia bramy w zamku w Osace w czasie kampanii zimowej 1615, osłanianie władców, wykrywanie innych szpiegów.

Wróćmy do nieszczęsnego miecza. Nie trzeba IQ na miarę takich tytanów Mensy jak Doda żeby zauważyć, że ostatnim, czego mógłby sobie życzyć działający w ukryciu szpieg jest zwracanie na siebie uwagi. Ktoś paradujący publicznie z nietypową bronią nie spełniałby tego warunku, ergo- mamy pierwszy z powodów dla których użycie „ninjato” mijałoby się z celem. Drugi związany jest z samą technologią produkcji miecza japońskiego. Nie wdając się w szczegóły- klinga wykuwana jest jako prosta, przed hartowaniem wygląda dokładnie tak, jak „ninjato”. Sęk w tym, że w trakcie hartowania rosnące kryształy stali rozpychają się, nadając głowni charakterystyczne ugięcie. Może ono być mniej lub bardziej wyraźne, ale obecne jest zawsze. Jedynym wyjątkiem od reguły są rytualne miecze proste, chokuto- takie, z jakimi zwykle pokazywany jest Fudo Myo (ciekawi a nieświadomi znajdą przykład w którymś z wcześniejszych postów), nie mające zastosowania bojowego. Stworzenie „ninjato” byłoby wyjątkowo kłopotliwe z powodów technologicznych (a pamiętać należy o wysokich kosztach produkcji miecza i możliwościach zatrudnienia przez osoby nie dysponujące fortuną mieczników posiadających odpowiednie umiejętności by taki miecz stworzyć). Gdyby taka sztuka się udała, miecz byłby nie tylko kłopotliwy dla użytkownika jako osobliwość, wyjątkowo kosztowny, ale wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi- mniej wytrzymały. By jednosieczna klinga nie wygięła się podczas hartowania musiałaby mieć zahartowaną nie tylko krawędź tnącą, ale i grzbiet (mune), co pozbawiłoby ją elastyczności. Wreszcie- ugięcie klingi zapewnia jej możliwość efektywnego cięcia. Wycinek łuku styka się z płaszczyzną wyłącznie w jednym punkcie, dzięki czemu cała siła włożona w cios skupia się na bardzo małej powierzchni. Ostrze proste nie posiadałoby tej zalety. Mówiąc uczciwie- „ninjato” w takim kształcie, w jakim funkcjonuje ono w popkulturze, nie posiadałoby żadnych zalet. Miałoby wszystkie możliwe wady miecza prostego, wszelkie wady broni jednosiecznej oraz- jako bonus- byłoby obciążone ułomnościami wynikającymi z wymuszania stosowania procesu technologicznego do zadań sprzecznych z jego podstawowymi założeniami. Po co szpiedzy średniowiecznej Japonii mieliby strzelać sobie w stopę w ten sposób ? Nie mam zielonego pojęcia.

Niektóre z tradycyjnych sztuk walki wspominają o stosowaniu przez shinobi mieczy o klingach krótszych niż sugerowałaby to długość saya- trick tego rodzaju dawałby przewagę zaskoczenia ale techniki walki stosowane przez historycznych ninja, opisy używanego przez nich arsenału broni to temat na kompletnie inną, nie związaną z mitami, historyjkę.