tag:blogger.com,1999:blog-57088435519845421812024-03-13T06:22:22.554+01:00Boobs, blades & wasabiMarcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.comBlogger129125tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-66847411130711588292020-02-15T02:07:00.001+01:002020-02-15T03:57:52.333+01:00Czas zakończeń, czas powrotówZbyt wiele symboli, za dużo książek. Skończę jak inny rycerz, z innej powieści. Nawet muskulaturę mam już odpowiednią. <br />
<br />
No dobrze… klocki na miejscu, można spróbować zacząć coś z nich budować. Interpretacja pierwsza, oparta na przywoływanym przez wszystkich badaczy dziełku Erazma z Rotterdamu “Enchiridion militis christiani”. Enchiridion to mała książeczka, rodzaj podręcznika (urocza gra znaczeń- w grece encheiridion to równocześnie podręcznik i sztylet). Erazm popełnił toto w 1501 roku (pierwsze wydanie drukiem, o ile pamiętam, to 1503), rozdymając na kilkadziesiąt stron wizję z listu do Efezjan:<br />
<i><br />“W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych.”</i><br />
<br />
Życie rozumiane jako nieustanna walka. Jeździec byłby w tym przypadku nie tyle rycerzem czy wojownikiem, ale po prostu obrazem chrześcijanina, który odwracając się od diabła i nie zwracając uwagi na zagrożenia, jedzie- było nie było- ciemną doliną do “miasta na górze”- Jeruzalem niebieskiego. Ma to sens? Jakiś ma. Swoją drogą trudno się nie uśmiechnąć wyobrażając sobie zaświaty jako znajome, swojskie domy z fachwerku, z dachami krytymi dachówką i gontem. Wizja Erazma zostałaby tu uzupełniona przez Durera o dodatkowe symbole- chociaż… nie wszystko się tu zgrywa. Coś zgrzyta. Dlaczego na drodze rycerza leży czaszka? Koniec końców- skoro Jezus zwyciężył śmierć, trudno uznać ją za cel drogi. Czemu ma służyć klepsydra w ręku śmierci? Dlaczego jaszczurka biegnie w stronę przeciwną do tej, w którą zmierza cała kawalkada?<br />
<br />
Może rycerz jest nie tyle przeciwnikiem, co sojusznikiem śmierci i diabła? Jednym z raubritterów, żyjących z chaosu? Nomen omen- psów wojny? Śmierć jest jego towarzyszem i celem. Jaszczurka kieruje się w stronę słońca- Jezusa, a człowiek miecza jedzie w przeciwną stronę- ku zagładzie. Pozostaje za murami miasta, tam gdzie psy i czarownicy.<br />
<br />
A może jeszcze z innej strony? Połowa piach z klepsydry w dłoni umrzyka już się przesypała. Zegar słoneczny pokazuje godzinę piątą czyli- w “języku” średniowiecza- południe. Połowę dnia. Punkt szczytowy, z którego droga prowadzi już tylko w dół, w ciemność. Rycerz jest w połowie swojej drogi, śmierć… przepraszam: Śmierć wytyka Viatorowi fakt, że jego czas zaczyna się kończyć. Skoro jaszczurka zmierza na wschód- pozostali ciągną ku zachodowi. Równocześnie czaszka Adama przypomina, że śmierć pierwsza jest tylko etapem w drodze ku ostatecznemu celowi. Ciągle stanowi nieuchronną konieczność- ale została już pokonana. Jeździec wybierając pomiędzy diabłem a śmiercią, odwracając się plecami do tego pierwszego, tak naprawdę unika obu. Staje się zwycięzcą. <br />
<br />
Rozważania faceta po 40-ce (Durer w chwili stworzenia grafiki miał 42 lata). Jakby nigdy nic ja też brodzę już w smudze cienia… i bardzo możliwe że wkładam Durerowi na plecy własne bagaże. <br />
<br />
Czego bym nie naskrobał- rycina pozostaje sekretem. Wymyka się próbom jednoznacznego odczytania. Jest jak zamglone odbicie w lustrze. Przy całej żonglerce symbolami, wszystkich cytatach, rozkopanych grobach i powyciąganych z szaf umysłach. Bo- jak mówi Dobra Księga tych, którzy wierzyli jak Durer- po części poznajemy i po części prorokujemy, kiedy zaś przyjdzie doskonałość – to, co cząstkowe zostanie uznane za bezużyteczne. <br />
<br />
Q.E.D.Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-61741006683006692772020-02-14T15:46:00.003+01:002020-02-14T16:06:55.849+01:00I rycerz. I pies. I jaszczurkaNo dobrze- pora na główną postać.<br />
<br />
Mamy jeźdźca, w pełnej zbroi “gotyckiej” (mocno anachroniczne określenie jednego z typów zbroi płytowej, pochodzącego- traf chciał- z warsztatów norymberskich), okrytej- o ile mnie wzrok nie myli- sajanem. Na głowie saleta z nakarczkiem pokrytym ozdobną plecionką, pod szyją obojczyk, u pasa długi miecz. W prawej dłoni kopia, na której końcu przyczepiona jest lisia kita. Siodło z wysokim, ozdobnym łękiem, ogłowie z munsztukiem, podwójny zestaw lejc, koń niewątpliwie masywny (zdecydowanie nie jakiś wiejski podjazdek- wygląda wręcz na pełnego destriera) i równie niewątpliwie męski idzie mocno paradnym krokiem. Na końskim łbie i nad ogonem pęczki liści dębu. Całość sprawia wrażenie siły i zdecydowania, mocno przypominając konne pomniki włoskiego quattrocenta, które Durer miał okazję oglądać.<br />
<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMdYv50qgbXi-TXjZAAFWfwxx5csHfj3ISzQDnL-Uy2zkDSrCqLQRzbAARmscx77Tqf3NKks9FkBDv7qxHdriqeI_RmC3VsIAHFnLP4HaUdorOWvInR2O-aHbKS3CT_3b67lSN71Cpt2A/s1600/800px-Gattamelata%252C_Erasmo_de_Narni_%2528perfil%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="800" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMdYv50qgbXi-TXjZAAFWfwxx5csHfj3ISzQDnL-Uy2zkDSrCqLQRzbAARmscx77Tqf3NKks9FkBDv7qxHdriqeI_RmC3VsIAHFnLP4HaUdorOWvInR2O-aHbKS3CT_3b67lSN71Cpt2A/s400/800px-Gattamelata%252C_Erasmo_de_Narni_%2528perfil%2529.jpg" width="400" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dwa pomniki prześladujące młodocianych historyków sztuki- Gattamelata (1453, Donatello)..</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkFkRtE4g9xBR5GpIfbUU3yr-ySrv_xVZxaX8qyosCjJXUmfdfn-YLynzU1R0rjJF7cBq1qHf91cpz-ys6s4izqEPeZYIKRlEY4zohAPfE6k58p9WOl2wT13M0CeFSHjMlinHDSWUbrW8/s1600/Museo_pushkin%252C_calchi%252C_verrocchio%252C_colleoni_02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1440" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkFkRtE4g9xBR5GpIfbUU3yr-ySrv_xVZxaX8qyosCjJXUmfdfn-YLynzU1R0rjJF7cBq1qHf91cpz-ys6s4izqEPeZYIKRlEY4zohAPfE6k58p9WOl2wT13M0CeFSHjMlinHDSWUbrW8/s400/Museo_pushkin%252C_calchi%252C_verrocchio%252C_colleoni_02.jpg" width="360" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">...i Colleoni, tu w Petersburskim odwzorowaniu. Verocchio, około 1480</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
Symbolika? Nienachalna. Liście dębu wiązano na terenie Rzeszy wierzchowcom zwycięzców i szczęśliwych myśliwych. Gdyby podłubać dłużej można od biedy próbować szukać tu innego rodzaju nawiązań- według średniowiecznej tradycji krzyż Chrystusa miał być wykonany z drewna dębu- choć moim zdaniem to już mocno naciągana analogia.<br />
<br />
Lisia kita- tu będzie ciut ciężej. Lis jako taki był kojarzony jednoznacznie negatywnie, zwykle symbolizował diabła. Gdyby przyjąć taką wykładnię rycerz byłby wysłannikiem zła, towarzyszem diabła i śmierci. Tłumaczenie sensowne, ale przeczy mu dość powszechna praktyka przedstawiania rycerzy z lisimi kitami przytwierdzonymi do lanc. Inny trop niesie ze sobą stara occytańska piosenka “Ai vist lo lop, lo rainard, la lèbre” (“Widziałem wilka, lisa i łasicę”- choć niektórzy próbują przekładać la lebre jako "zająca"). Jest króciutka więc zaśpiewajmy sobie:<br />
<br />
Widziałem wilka, lisa i łasicę<br />
Widziałem wilka i lisi taniec<br />
Wszyscy troje tańczyli wokół drzewa<br />
Widziałem wilka, lisa i łasicę<br />
Wszyscy troje krążyli wokół drzewa<br />
Wszyscy krążyli dookoła rozkwitającego krzaku<br />
<br />
Pracujemy jak niewolni przez cały rok<br />
By zarobić kilka monet<br />
A w czasie ledwie miesiąca<br />
Widzę wilka, lisa i łasicę<br />
I nic nie zostaje<br />
Widziałem łasicę, lisa i wilka<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen="" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/Ywj0K-oRc5A/0.jpg" frameborder="0" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/Ywj0K-oRc5A?feature=player_embedded" width="320"></iframe></div>
<br />
<br />
Piosneczka ludowa i zjadliwie satyryczna. Według znawców tematu wilk jest tu symbolem króla, lis- feudała (czyli naszego rycerza), a łasica- kleru. Rzecz zdecydowanie pasująca do pro-chłopskich sympatii Durera ale, biorąc pod uwagę powszechność wizerunków rycerzy z tego rodzaju ozdobą lancy nadawanie lisiej kicie jakiegoś wyjątkowego znaczenia zakrawałoby o nadinterpretację, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że pojawia się ona w innych, czysto “dokumentalnych” rysunkach samego Durera. Ot- wbrew twierdzeniom starego zbola Freuda, ogórek to czasami po prostu ogórek i nic więcej.<br />
<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1XgxNKVuH4sg9V7YH6Hd_DuYK8jgbnErnmuBxU1XT8LR-akX7ykdyG17T-F-rRSPxL14QyxI5UWEJzGeJ_ksdh-IPuVSKPmrJTip3ciBKRzNys1OvouOQIpwVfms4qLXGXzCai17QiDY/s1600/Duerer_-_Studie_Reiter_1495.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1283" data-original-width="1000" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1XgxNKVuH4sg9V7YH6Hd_DuYK8jgbnErnmuBxU1XT8LR-akX7ykdyG17T-F-rRSPxL14QyxI5UWEJzGeJ_ksdh-IPuVSKPmrJTip3ciBKRzNys1OvouOQIpwVfms4qLXGXzCai17QiDY/s640/Duerer_-_Studie_Reiter_1495.jpg" width="497" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Studium rycerza na koniu. Durer, 1495. </td></tr>
</tbody></table>
<br />
<br />
Skoro już omówiliśmy główne dramatis personae, dorzućmy przyprawy.<br />
<br />
Pies. Biegnie przy tylnych nogach koni. Uroczo nierasowy. Znaków szczególnych- poza swobodnie dobranymi cechami wyglądu zewnętrznego- brak. To, co wiemy, wynika raczej z wykluczania kolejnych potencjalnych funkcji jakie mógłby pełnić. Nie jest to pies do walki (w tym czasie Hiszpanie z dużym powodzeniem używali do tego celu mastifów, zwłaszcza w trakcie podboju Ameryki)- jest na to zbyt lekko zbudowany. Nie jest to chart i brak mu wiele do alaunta. Jeśli wypić dość dużo, można uznać go za jakąś odmianę spaniela, ale trudno się upierać przy takiej klasyfikacji. Ot- jeden z psów gończych, o bliżej nieokreślonej progeniturze. Symbolicznie? Oczywiście wierność, ale to samo w sobie byłoby nudne. Ciekawszą w kontekście naszej sceny jest historia o tym, jak to pies jest w stanie sam wyleczyć swoje rany liżąc je, przez co stawał się emblematem spowiedzi leczącej rany duszy zadane przez grzech. Dodatkowo, jeżeli wierzyć Pliniuszowi, a średniowiecze często popełniało ten błąd, psy zawsze rozpoznają swoich panów i nigdy nie zapominają drogi którą raz przebyły.<br />
<br />
Jaszczurka. Zwierzątko mocno niecodzienne. Symbolicznie- mocno dwoiste. Z racji tego że niezaprzeczalnie gadzie, chętnie łączone z wężem i dorzucane do wszystkich paskudztw rojących się przy trupach. Z drugiej strony jej zdolności do regeneracji staje się egzemplifikacją zmartwychwstania. Według Izydora z Sewilli ślepnąca ze starości jaszczurka włazi w szczelinę w murze skierowaną na wschód, a kiedy promienie wstającego słońca padają na jej oczy- odzyskuje wzrok- podobnie dusza bogobojnego chrześcijanina ma powstać dzięki blaskowi Chrystusa- słońca. Inna interpretacja, częsta w sztuce nagrobnej (ot, choćby renesansowe nagrobki mieszczańskie z klasztoru dominikanów w Krakowie), pokazuje jaszczurkę ni z gruchy ni z pietruchy przycupniętą na ramieniu czcigodnego zmarłego. Gad ma symbolizować duszę wygrzewającą się w promieniach łaski boskiej. <br />
<br />
Czaszka na pniaku. Niby… ozdobnik, ale, moim zdaniem, dość ważny. Oczywiście czaszka sama w sobie jest jednym z najpopularniejszych symboli jakie można sobie wyobrazić. Instynktownie odczytujemy ją jako denotat śmierci, śmiertelności, wreszcie nieosiągalności wiecznego trwania. Moim zdaniem Durer nieprzypadkowo umieścił “swoją” czaszkę na pniaku. Myślę że odwołuje się tu do starego motywu czaszki Adama i powiązanych z nim znaczeń które, być może, stanowią klucz do odczytania całości. Jako że w kraju zamieszkanym przez katolików historie te pozostają kompletnie nieznane, pozwolę sobie przypomnieć pewne legendy z wczesnych wieków chrześcijaństwa. Otóż wierzono (o czym pisze tak Orygenes, jak i “Księga zwojów” Kitab al-magall, jak etiopskie opowieści z Geez o konflikcie pomiędzy prarodzicami a szatanem, jak “Księga skarbów”, jak wreszcie pisma Sa'id ibn Batriq czyli- prościej- Eutychiusza z Aleksandrii) że Szem i Melchizedek odnaleźli Arkę Noego, a na niej- ciało praojca Adama, które przywieźli do Jerozolimy i pochowali w miejscu później nazwanym Golgota. Jak zwykle w przypadku apokryfów detale, jakkolwiek smakowite by nie były i jak tłumnie nie pchałyby się pod pióro (czy klawisze) nie do końca się zgadzają. Dla nas nie będą one przesadnie istotne. Ważnym jest to, że z drzewa, które wyrosnąć miało na grobie Adama zrobiony miał zostać krzyż na którym zawisnął Jezus. Grób Adama miał być miejscem środka, Axis mundi, w którym Adam został stworzony, a później również pochowany. Początek i koniec tak praojca, jak i grzechu- i całej kreacji. Według legend z trzeciego wieku krew spływająca z krzyża miała ożywić spoczywającego pod nim Adama i sprawić, że pokazał się on wielu świadkom w Jeruzalem. Jakkolwiek mgliście nie przedstawiałaby się całość tej historii, wystarczyła ona do stworzenia motywu ikonograficznego nazywanego “czaszką Adama”.<br />
<br />
<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqC4ZNALxL-Vm5fa1s0_78rAPQAv1I_YpO3nixUYvAReCeGRNHOtWXvpnzztmIHEO-uSQaW6Iu5aP31y-3jnLP36M-VdttK25RteC-0gT0daCL-NTDDdTNqY9VCiLiQKYGacaP8Q-OWmc/s1600/Carlo+Crivelli.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="494" data-original-width="370" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqC4ZNALxL-Vm5fa1s0_78rAPQAv1I_YpO3nixUYvAReCeGRNHOtWXvpnzztmIHEO-uSQaW6Iu5aP31y-3jnLP36M-VdttK25RteC-0gT0daCL-NTDDdTNqY9VCiLiQKYGacaP8Q-OWmc/s640/Carlo+Crivelli.jpg" width="478" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ukrzyżowanie, Carlo Crivelli, druga połowa XV wieku, o ile pamięć mi służy. Okrwawiona czaszka Adama u stóp krucyfiksu.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEindRbeXtrfMYl94SXhbz_TXjZZ844ok8L35mFMsyV6Cm2xVItRl96PF_MbMELNRDClAHOZ8msMHDbJotH9D2gFze18b3GUkoLXpE5dmMjK6ZV0dMhfAClDX2EKQGzqkFtkNllmprIkP1s/s1600/800px-Fra_Angelico_090.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="979" data-original-width="800" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEindRbeXtrfMYl94SXhbz_TXjZZ844ok8L35mFMsyV6Cm2xVItRl96PF_MbMELNRDClAHOZ8msMHDbJotH9D2gFze18b3GUkoLXpE5dmMjK6ZV0dMhfAClDX2EKQGzqkFtkNllmprIkP1s/s400/800px-Fra_Angelico_090.jpg" width="326" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Inny przykład, tym razem Fra Angelico.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Miasto. Ot, typowe germańskie miasteczko. Niektóre wieże przypominają Norymbergę, ale… nie ma chyba sensu iść tak daleko. Ważniejszym jest fakt, że umieszczone jest w górnej części grafiki, na wzgórzu. Czy jest to “miasto położone na górze”? Trudno przesądzać, ale warto zatknąć mentalną zakładkę.<br />
<br />
To chyba wszystko. Kule znalazły się w bębnie maszyny losującej, pora zabrać się za poskładanie wszystkich klocuszków w jakąś całość… lub kilka całości.<br />
<br />
<br />Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-32617699588008528422020-02-04T23:04:00.000+01:002020-02-05T00:05:25.954+01:00I śmierć, i diabeł, i rycerz.<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;">Jak zwykle wypadałoby zacząć od inwentaryzacji- suchy opis rzeczy często pozwala uniknąć podążania koleinami. Oto po prawicy rycerza jedzie drugi konny (jako że rycina powstała w czasach niepoprawnych politycznie obecność brody pozwala nam założyć że jest on płci męskiej). Delikwent owinięty jest płótnem, widać że pierwotnie okrywało ono również głowę. Na głowie- korona, wokół niej wiją się węże. W prawej ręce jeźdźca klepsydra, w której piach przesypał się do połowy, połączona z zegarem słonecznym wskazującym na godzinę piątą. Twarz wykazująca objawy pewnego zużycia- nosa i zębów trzonowych brak, skóra opięta na czaszce i nadgniła. Wierzchowiec w stanie równie nieimponującym co jego pan- wychudzona, niepodkuta chabeta, w uprzęży ze sznura, na której, pod końskim łbem, zwisa dość pokaźny dzwonek.</span></span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhicIB72Aoriyk-KFPnKtdOwywnBzsRJTDYYoXRm3QjmTWX_o0qMt3mF8joFu500sW_dQAiTMnQpQOao7B02KLAWV74-cASu1OYFcjI6pc7D99ed30Bh0dU8te-QLNA5P5aH9OilX5YsNw/s1600/Albrecht_D%25C3%25BCrer_-_Knight%252C_Death_and_the_Devil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="989" data-original-width="726" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhicIB72Aoriyk-KFPnKtdOwywnBzsRJTDYYoXRm3QjmTWX_o0qMt3mF8joFu500sW_dQAiTMnQpQOao7B02KLAWV74-cASu1OYFcjI6pc7D99ed30Bh0dU8te-QLNA5P5aH9OilX5YsNw/s640/Albrecht_D%25C3%25BCrer_-_Knight%252C_Death_and_the_Devil.jpg" width="467" /></a></div>
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><br />
</span></span> <span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;">Gdybyśmy chcieli się zasugerować potocznym tytułem ryciny, należałoby uznać że mamy do czynienia ze śmiercią czy- będąc poprawnym- ze Śmiercią (bo mówimy jeszcze o pre-syntetycznych czasach w których Śmierć przemierzała świat jako byt jednostkowy i unikalny). Bardzo naturalne i pasujące do apokaliptycznych nastrojów, jakim często- gęsto ulegał Durer byłoby odwołanie się do wizji świętego Jana, w której to Śmierć jest jedynym identyfikowanym z imienia jeźdźcem Apokalipsy. Dla porządku sięgnijmy do Wulgaty:</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><i><br />
</i></span></span> <span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><i>Et ecce equus pallidus : et qui sedebat super eum, nomen illi Mors, et infernus sequebatur eum, et data est illi potestas super quatuor partes terrae, interficere gladio, fame, et morte, et bestiis terrae.</i></span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><br />
</span></span> <span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;">W tłumaczeniu biblii tysiąclecia werset ten brzmi:</span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><br />
</span> <span style="font-family: inherit;"><i> I ujrzałem: oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć i Otchłań mu towarzyszyła. I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta</i></span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><br />
</span></span> <span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;">Warto zwrócić uwagę na dobór słownictwa. W Wulgacie mówi się o Piekle które towarzyszy Śmierci- w innych tłumaczeniach są to Otchłań, Piekło (biblia króla Jakuba), Hades (Standardowa angielska) czy Szeol. Słowem- podobnie jak w przypadku Śmierci również i Piekło jest w tej wizji upersonifikowane. Powinniśmy więc mieć- i de facto mamy- dwie postaci. Jedna to Śmiertka, druga zaś, którą określano mianem diaboła- to nie tyle diabeł jako Ha-satan, oskarżyciel rodzaju ludzkiego, ale łażące na dwóch łapach, osobowe Piekło. Obrazek wcale nierzadki- w części pism apokryficznych, rozwijających wątek zstąpienia do piekieł, pojawia się scena w której Szeol rozmawia z Szatanem, żaląc się na klęskę poniesioną ze strony Jezusa, a często również zwracając się przeciwko Szatanowi i obiecując więzić go aż do paruzji.</span></span><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="776" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0Q61dkwhvvm5wk0Pf3GawGBk5-gpAR8LJXDtrxXqlZboXUZZisTwI69ZcuY7VW6zrw8Ag67FiTIds_tuy4zm-KqguLJbs0hp3UxBRZORU6Qs70zapFKc0-jKy0GbR1MAaaCwgMAxQ-w0/s640/372ccf9919b896be719793868ce35323.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="413" /></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: small;"><span style="background-color: transparent; color: black; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre;"> </span><span style="font-family: inherit;"><i><span style="font-size: xx-small;"><span style="color: black; display: inline; float: none; font-weight: 400; letter-spacing: normal; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: pre-wrap; word-spacing: 0px;">Wczesnośredniowieczne wyobrażenie czterech jeźdźców apokalipsy. Pokazuję bo ślicznie widać koronę, łuk i upostaciowione Piekło podążające krok w krok za Śmiercią. O ile mnie wzrok nie myli Piekło ma może i paskudną mordę, ale za to całkiem niezłe cycki. Niepokojąco częste połączenie. Kodeks Beatusa z Liebany, VIII </span></span></i></span></span></div>
</td></tr>
</tbody></table>
</div>
<br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Wszystko pasuje, prawda? Otóż… tak, ale jak mawiało radio Erewań- nie do końca. O ile obraz czwartego jeźdźca apokalipsy- Śmierci, z podążającym za nim Szeolem, jest dość powszechny i kusi, żeby wkleić go Durerowi, kilka szczegółów wyraźnie odstaje. Jeden z nich to korona. Jeśli idziemy tropem Apokalipsy św. Jana, to spośród czterech jeźdźców dwóch jechało na białym koniu, ale tylko jeden z nich nosił koronę. Ponownie odwołując sie do Vulgaty:<br />
<i><br />
Et vidi : et ecce equus albus, et qui sedebat super illum, habebat arcum, et data est ei corona, et exivit vincens ut vinceret.<br />
<br />
I ujrzałem: oto biały koń, a siedzący na nim miał łuk.I dano mu wieniec,i wyruszył jako zwycięzca, by [jeszcze] zwyciężać.</i><br />
<br />
Przytoczenie łacińskiej wersji jest tu o tyle zasadne, że raz- była ona w tamtym czasie “tą właściwą” a dwa- pozwala pokazać, jak różnie można kształtować znaczenie podczas przekładu. Łacińska “corona” jest oczywiście równocześnie koroną, jak i wieńcem, choć patrząc na inny drzeworyt Durera- “Czterech jeźdźców apokalipsy”- łatwo można się przekonać które znaczenie słowa było mu najbliższe. </span></span></span><br />
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: x-small;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1163" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQb2vikFHANWQhT8Tq7k_8sOJobhMcErGaLwgM7eqcfWt033Z9IYx0LD59JBtUqb2TStGIql9qXI0MzZG0OHW-rY_ylYnmtHOvCmaRw5qQifgpAL-u-ebrpOApS_NNVGM3VwGtX7jIEXM/s640/Albrecht_D%25C3%25BCrer_-_The_Four_Horsemen_%2528NGA_1979.39.1%2529.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="464" /></span></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i style="font-family: arial, helvetica, sans-serif;"><span style="color: black; display: inline; float: none; font-size: x-small; white-space: pre-wrap;">"Czterech jeźdźców apokalipsy" Durera. Ponownie- Śmierć z Szeolem (Hadesem, Piekłem) najbliżej widza, pierwszy z jeźdźców- najdalej. Warto zwrócić uwagę na fakt, że już wtedy (mamy raptem XVI wiek) łuk i strzały <span style="font-family: inherit;">w połączeniu z koniem miały zdecydowanie wschodnią konotację, co widać w stroju łucznika.</span></span></i></div>
</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><br />
</span> <span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">W przypadku postaci z “Jeźdźca” korona na ogniłej głowie upiornego kompaniona jest dość charakterystyczna- to prosta obręcz, najeżona dość rzadko rozstawionymi, pionowymi trójkątami promieni. Jest jedną z najstarszych form korony. W czasach rzymskich nazywano ją pierwotnie corona radiata, europejska heraldyka po kilkunastu stuleciach od upadku Rzymu nadała jej imię korony wschodu.<br /> </span></span></span> <br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgB0qMGjNyql43dvyCK-LND_qohcsWUTHb14BZ5AuMlMuaKsVj1DSg2oJAspJwzhKlfojowj5E0_RkAHDx-YQnlJHjOUFy8x5JQHilM2fhFHISBsbE6l5BrHMD_FmWKxWZLVVuykPn8oR4/s1600/DENAR1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="800" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgB0qMGjNyql43dvyCK-LND_qohcsWUTHb14BZ5AuMlMuaKsVj1DSg2oJAspJwzhKlfojowj5E0_RkAHDx-YQnlJHjOUFy8x5JQHilM2fhFHISBsbE6l5BrHMD_FmWKxWZLVVuykPn8oR4/s400/DENAR1.jpg" width="400" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><span style="background-color: transparent; color: black; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre;"><span style="font-size: xx-small;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: x-small;"><i><span style="color: black; display: inline; float: none; font-weight: 400; letter-spacing: normal; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: pre-wrap; word-spacing: 0px;">Corona radiata na denarze Marka Antoniusza.</span> </i></span></span></span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br />Pierwotnie związana z kultami solarnymi (co w kontekście śmierci, zarazy czy apokalipsy jest informacją równie użyteczną co druga zwrotka “piosenki o Czterech pancernych”), była również utożsamiana z jeszcze starszym symbolem- egipskim wieńcem sprawiedliwych. Wiem że brzmi to jeszcze bardziej absurdalnie niż deszcze niespokojne, ale już próbuję wyklarować co i jak. Otóż, jak poucza 19 rozdział “Księgi Umarłych”, dekoracja taka przynależna jest ona zmarłym którzy pokonali śmierć tak, jak Ozyrys pokonał swych wrogów. Tego rodzaju wieńce czy naśladujące wieńce korony znajdujemy w mocno synkretycznej ikonografii wczesnego chrześcijaństwa i- wbrew bardziej łopatologicznym tłumaczeniom późniejszych epok- nie są one wtedy jeszcze laurami zwycięstwa, choć później i ta warstwa znaczeniowa doszlusuje do reszty.</span></span></span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br />
</span> <br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="304" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNIcv9DAJn9ay0bZaMIuC369eS3ncxZv-vwcaXXOuJtswGrWC_jx6YIopje8t6Jq0j_abWCDMY0P1R3lTkjeeeuVsSUzKElz49sMB9zVv3ZW8VIjc5abGlHDfpMP0D72CYn-qqHVQjgs4/s640/Fayum-80.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;" width="304" /></span></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<i style="font-family: arial, helvetica, sans-serif; white-space: pre;"><span style="font-size: x-small;"><span style="color: black; display: inline; float: none; white-space: pre-wrap;">Przykład "wieńca sprawiedliwych". Portret trumienny z Fajum. Enkaustyka, pomiędzy I w. p.n.e. a I w. n.e.</span> </span></i></div>
</td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br />Możemy spekulować, do którego znaczenia nawiązuje obręcz na głowie durerowskiego truposza- czy jest oznaką absolutnej, imperatorskiej władzy (było nie było corona radiata jest również nazywaną koroną despotów) jaką posiada nosząca ją persona, czy też jest znakiem ostatecznego tryumfu- ważnym jest, że jeśli sięgamy do tradycji ikonograficznej Apokalipsy św. Jana- korony nie nosi czwarty jeździec, a pierwszy.<br /> </span></span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Kolejnym klocuszkiem nie do końca pasującym do układanki z czwartym jeźdźcem apokalipsy jest dzwonek wiszący na szyi chabety. Zwykle pojawia się w kontekście personifikacji zarazy (dzwonek ogłaszał tym, którzy jeszcze pozostali przy życiu, że oto przyjechał wózek zbieracza zwłok), według wielu interpretacji będącej - ponownie- nie czwartym, a pierwszym z jeźdźców. Tym, dosiadającym konia barwy białej.<br />
<br />
Klepsydra i zegar słoneczny. Dość łatwo rozpoznawalne jako symbole przemijającego czasu, ale też i atrybuty (ba, w późniejszym czasie wręcz emblematy) śmierci. Chwilowo- nic osobliwego. Do ich znaczenia warto będzie wrócić nieco później, w kontekście wymowy całości.<br />
<br />
Wreszcie- wygląd samego delikwenta. Na koniu siedzi nadgniły, owinięty w całun, który tylko z powodu dość nietypowej aktywności osunął się z głowy, trup ortodontycznie brawurowego, brodatego mężczyzny. Ot- santa Claus z recyclingu. Transi. Węże to dość typowy atrybut przedstawień tego typu, tym razem- moim zdaniem- pozbawiony samodzielnego znaczenia symbolicznego.<br />
<br />
Zbierając wszystkie te fragmenty do kupy można uznać postać identyfikowaną nie tyle jako "zwykłą śmierć" (odpowiednik "zwykłego proszku"), co raczej za jej specyficzną odmianę- śmierć morową czy, mówiąc prościej, zarazę, działającą jako posłuszna wykonawczyni woli bożej, używając słów polskiego wierszoklety “szyjącą strzałami gniewu bożego”. Jest ona (również w późniejszej ikonografii) konglomeratem cech pierwszego i czwartego jeźdźca z wizji św. Jana, z dużą domieszką symboli popularnych. </span></span></span><br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKZVsXpTl3spAz1SyYuobjI960LddfsOXhVvWQoNY9DVvnAYV1RIOfJy9pyrevB7jSXWuMZ0AtPSpmTQUy4iIImv4F7NoxFPGFYZyHl0hLwmSWhjhl28CxGgXKiN94EHViASXNBSsLROw/s1600/501dd5989db7a4423fe24686bf896647.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><img border="0" data-original-height="768" data-original-width="653" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKZVsXpTl3spAz1SyYuobjI960LddfsOXhVvWQoNY9DVvnAYV1RIOfJy9pyrevB7jSXWuMZ0AtPSpmTQUy4iIImv4F7NoxFPGFYZyHl0hLwmSWhjhl28CxGgXKiN94EHViASXNBSsLROw/s640/501dd5989db7a4423fe24686bf896647.jpg" width="544" /></span></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt; text-align: center;">
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: x-small;"><i><span style="background-color: transparent; color: black; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"> </span></i></span><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: small;"><i><span style="background-color: transparent; color: black; font-size: x-small; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: x-small;"><i><span style="background-color: transparent; color: black; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;"><span id="docs-internal-guid-a97fad9e-7fff-c0e9-5490-7cf9c21091e3" style="background-color: transparent; color: black; font-variant: normal; font-weight: 400; text-decoration: none; vertical-align: baseline; white-space: pre-wrap;">Co ciekawe sam Durer popełnił już podobną sklejkę, projektując w 1502 roku witraż. Oto śmierć morowa w swoim bardziej typowym (z racji obecności łuku i strzał) wydaniu.</span></span></i></span></span>
</i></span></div>
</td></tr>
</tbody></table>
<div dir="ltr" style="line-height: 1.38; margin-bottom: 0pt; margin-top: 0pt;">
<br /></div>
Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-42890118161418620212020-01-30T00:32:00.001+01:002020-01-30T01:17:35.921+01:00I rycerz, I diabeł, I śmierć. Najpierw rzeczy oczywiste i znane większości dzieci (reńskie wino, folías de España- tylko psa przy nogach brakuje coraz bardziej). Panie i panowie- jeden z idoli mojej burnej młodości. <br />
<br />
Durer. <br />
<br />
Albrecht Durer. <br />
<br />
Geniusz. Artysta. Teoretyk. Reformator. <br />
<br />
Jak większość niemieckich- i nie tylko niemieckich- geniuszy- pochodzący z importu, boć to przecież genialne dziecko węgierskiego złotnika, który ledwo- co przeniósł się do Norymbergi. Od wczesnych lat bardzo świadomy swojego talentu, neurotyczny wrażliwiec. Obsesyjnie oddany swojej sztuce, jeśli chodzi o nią- i chyba tylko o nią- przerażająco wręcz cierpliwy. <br />
<br />
W okolicach roku 1514 Durer niemal zupełnie porzucił malarstwo na rzecz grafiki. Tworzy trzy miedzioryty, do dziś nazywane Meisterstiche. W 1513- rycinę zwaną “Rycerz, diabeł i śmierć”, w 1514 dwie inne, równie duże- “Melancholia” i “Święty Hieronim w swoim studio”. Warto wspomnieć że o ile sam artysta łączył ze sobą “Melancholię” i “Świętego Hieronima”, o tyle “Rycerza” nigdy nie wymieniał i nie dawał w prezentach razem z nimi.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXJ5xBzgY9Juup6BFcNt6JiHfkOc-S2RCrb4OX10rW9tYS84e3FuQfRd7X47IWnVvmLxzcJLPCp9yQG6j7cOUasTT4LQf-49D-kyJqrV49jl403j_FZlYcxs5JHhyphenhyphenTR7pBFBbuT5WG_xU/s1600/Albrecht_D%25C3%25BCrer_-_Knight%252C_Death_and_the_Devil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1232" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXJ5xBzgY9Juup6BFcNt6JiHfkOc-S2RCrb4OX10rW9tYS84e3FuQfRd7X47IWnVvmLxzcJLPCp9yQG6j7cOUasTT4LQf-49D-kyJqrV49jl403j_FZlYcxs5JHhyphenhyphenTR7pBFBbuT5WG_xU/s640/Albrecht_D%25C3%25BCrer_-_Knight%252C_Death_and_the_Devil.jpg" width="492" /></a></div>
<br />
<br />
Sucha inwentaryzacja. Miedzioryt o rozmiarach 24.5 x 19.1 cm. Przedstawia rysowanego równie precyzyjną, co po gotycku nerwową kreską konnego, jadącego przez górzysty krajobraz. Głównej postaci towarzyszy siedzący na wychudzonej kobyle transi w koronie, za nimi wlecze się trójrogie chujwico. Pomiędzy nogami koni pies, kamień i jaszczurka. W tle zdecydowanie niemieckie i równie zdecydowanie nieidentyfikowalne miasto. W lewym dolnym rogu pniak, na pniaku czaszka, obok- popis erudycji i ukłon w stronę mód z południa- tabliczka (tzw. tabula ansata- nawiązanie do tradycji starożytnych) z monogramem artysty i krótkim “s. 1513”. <br />
<br />
Właściwie wszystko, co związane z tą ryciną pozostaje niepewne, niedookreślone, zaczynając od jej tytułu. Durer mówił o niej po prostu (bewundernswert lakonische Aussage) “Der Reiter”- określenie jakiego używa się obecnie ukute zostało później. <br />
<br />
Rozplątania znaczeń ukrytych w sztychu symboli podejmowały się najtęższe głowy pierwszej ligi myśli europejskiej, co sprawia, że moja próba podejścia do tego tematu zakrawa o megalomanię ale… gdzie konie kują tam i żaba nadstawia łapę. <br />
<br />
DIABEŁ<br />
<br />
Maszkara krocząca za jadącymi wydaje się być dość prostą do zidentyfikowania. Pysk paskudny, rogi, widłopodobny instrument w szponiastej łapie. Diaboł, panie kochany, diaboł jako żywo. Sęk w tym, że samo ustalenie oczywistości rzadko kiedy wystarcza. To, że diabeł- wiemy. Wypadałoby teraz odpowiedzieć na ciut dziecinne, ale zaskakująco ważne pytania w rodzaju: co to za diabeł i dlaczego akurat taki? Mówiąc językiem polonistycznej naftaliny: co artysta chciał powiedzieć wstawiając diaboła?<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbp6M6kkNO_c8F-hHK1-q6yG5UhaGeL30EeUo_EAmQFazN4SXNjuBGPpVSaUviyVI_so9x6A39s9SJFuv1rdqfXXEsTnv8lBYCgZ8lTposW-AfKTdnVr_e6LBZnDEJS6DPMl4V38eUe80/s1600/devil.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1344" data-original-width="728" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgbp6M6kkNO_c8F-hHK1-q6yG5UhaGeL30EeUo_EAmQFazN4SXNjuBGPpVSaUviyVI_so9x6A39s9SJFuv1rdqfXXEsTnv8lBYCgZ8lTposW-AfKTdnVr_e6LBZnDEJS6DPMl4V38eUe80/s640/devil.jpg" width="346" /></a></div>
<br />
<br />
Kreatura jest- na nasze szczęście- dość charakterystyczna. Poskładana z różnych przypadkowych kawałków. Trzy rogi, wyraźny, podobny do tiary czub nad czołem. Obrośnięty szczeciną świńsko- psi pysk. Widły. Szpony. Nawet pobieżne przerzucenie pałacu wyobraźni (szumna nazwa zgromadzonego w mojej głowie klamoterium) pozwala odnaleźć jej inne wizerunki. Oto datowane na czasy pontyfikatu Rodriga Borgii czy- oficjalnie- Aleksandra VI- pamflety przedstawiające papieża jako wysłannika piekieł. Złożony z wielu stworzeń maszkaron, głoszący wszem i wobec “EGO SUM PAPA”<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVrlDqxi0S4L1nh-qWt5RgW1cqyN19m8WqePRpZcdU39zifxTuH3YJ4AMIYI0ZsxUW7XZ8htRaxB68glOF-ixVhg_jNr5-3sVWFIHnxUmfoFFWDAjkv2A9hUFa5e43UM-hPLBP_I6xg_o/s1600/cywg3vfexr221.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="415" data-original-width="482" height="343" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVrlDqxi0S4L1nh-qWt5RgW1cqyN19m8WqePRpZcdU39zifxTuH3YJ4AMIYI0ZsxUW7XZ8htRaxB68glOF-ixVhg_jNr5-3sVWFIHnxUmfoFFWDAjkv2A9hUFa5e43UM-hPLBP_I6xg_o/s400/cywg3vfexr221.jpg" width="400" /> </a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCJkt3TbiJNfvMx-tYjJWPiyV6Xk8f4bKKReYoGy5W5mPJ7UwXPcJGGnPgKXJ3q9tgwL-Ko8XIwhmkPRjYHcU3lVmwgqiv5OGnvnK_lrEqG_bYpHH1HGmXW4E9aXNxK-NS3yqLt1rG1sg/s1600/Alexander_VI_caricature.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1294" data-original-width="808" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCJkt3TbiJNfvMx-tYjJWPiyV6Xk8f4bKKReYoGy5W5mPJ7UwXPcJGGnPgKXJ3q9tgwL-Ko8XIwhmkPRjYHcU3lVmwgqiv5OGnvnK_lrEqG_bYpHH1HGmXW4E9aXNxK-NS3yqLt1rG1sg/s640/Alexander_VI_caricature.gif" width="396" /></a></div>
<br />
Wiemy, że Durer- mówiąc najoględniej- sympatyzował z Reformacją. Mówiąc mniej oględnie był, przynajmniej do czasu krwawego stłumienia buntów chłopskich, jednym z jej najzagorzalszych zwolenników. Znał osobiście wiele wybitnych postaci reformacji niemieckiej- Zwinglego i Erazma z Rotterdamu czy Melanchthona. W 1520- tym napisał w swoim pamiętniku: <br />
<i><br />
“I niech mi Bóg dopomoże, bym mógł odwiedzić doktora Marcina Lutra, bo chcę uczynić z wielką pieczołowitością jego portret i wyryć go na płycie miedzianej na wieczną pamiątkę tego chrześcijanina, który pomógł mi przezwyciężyć tak wiele trudności” <br />
</i><br />
W innym momencie, w liście do Kratzera, datowanym na 1524, żalił się:<br />
<br />
<i>“Z powodu naszej chrześcijańskiej wiary musimy znosić pogardę i niebezpieczeństwa, jesteśmy oczerniani i nazywani heretykami"</i><br />
<br />
W tym kontekście przenikanie elementów ikonograficznych protestanckiej propagandy wydaje się być rzeczą dość naturalną i nieprzypadkową. Pozostaje kwestia tego, w jaki sposób wplatają się one w całość dzieła ale- jak piszą autorzy kiepskich powieści- nie uprzedzajmy wydarzeń... <br />
<br />
<br />Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-92083418750777989132017-08-31T19:05:00.000+02:002017-08-31T22:21:37.236+02:00I bestia, i smok, i szewczykOstatnia rycina. W tym przypadku mamy "w ręku" jedynie "błędną" wersję Torchii- ta "koszerna", autorstwa LCF jest zaledwie opisana. <br />
<br />
Hebrajska litera Teth (Wąż), rzymska VIIII i grecka Theta (dziewiąta litera alfabetu)<br />
<br />
N.NC SCO TEN.BR LVX<br />
<br />
NUNC SCIO TENEBRIS LUX - w luźnym przekładzie "Teraz wiem że z ciemności- światło".<br />
<br />
Tym co widzimy jest więc obraz zatracenia- brama prowadząca do królestwa cienia. Goła baba z półksiężycem na podołku siedzi na siedmiogłowym smoku. W tle płonący zamek. Niestety- to najmniej ciekawa i najbardziej oczywista z wszystkich rycin. Motyw ikonograficzny kurwy babilońskiej jest tak stary, jak sama wizja św. Jana. Znowu mamy kręgi powiązanej z diabłem i śmiercią Diany, Lilith i Megajry. Nieco ciekawsze jest rozważenie roli jaką odgrywa ta rycina w całym zestawie któremu się przyglądaliśmy. Jako że należy ona do błędnego ciągu- a więc do mylnej czy może celowo zwodniczej ścieżki tych, którzy nie potrafią odnaleźć prawdy- pokazuje cel, ku któremu ona prowadzi. Oto apokalipsa. Zwycięża zwierzęca, ciemna strona ludzkiej natury. Zamek, mający być schronieniem, miejscem ucieczki czy wręcz symbolem ludzkiego ciała- płonie. Ostatnim krokiem ścieżki głupców jest zagłada. Rozwiązanie pod każdym względem sztampowe, ale, bądźmy szczerzy: czegóż innego można było oczekiwać? Klasyka klasyki. Śmierć, śmierć, śmierć. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikm3M06cEAZcxII3-qmjUthgCdzBOfcchK88S06cKPDba6yOUSIngd7EeiCRDjlGNsCspsiXrUlBLfEShAhBVByHCuwjrVmRn38Xsr8ZdLWnjb-zYLPltiPMtvYsLMp257spzIkzsEYi4/s1600/829SM.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikm3M06cEAZcxII3-qmjUthgCdzBOfcchK88S06cKPDba6yOUSIngd7EeiCRDjlGNsCspsiXrUlBLfEShAhBVByHCuwjrVmRn38Xsr8ZdLWnjb-zYLPltiPMtvYsLMp257spzIkzsEYi4/s1600/829SM.jpg" data-original-width="344" data-original-height="608" /></a></div><br />
Pozostaje jeszcze to, co nie zostało powiedziane, czy raczej to, co- zgodnie z tradycją ezoteryczną- powiedziane być nie może. Zarówno w ksiażce, jak i w filmie, nie oglądamy "prawdziwej", lucyferiańskiej wersji dziewiątej bramy. Wiemy, że miał na niej widnieć zamek jaśniejący światłem. Przyjmując tę wersję za dobrą monetę nie posuwamy się w gruncie rzeczy w przód ani o krok, bo cóż mówi taka wizja? Mówi o oświeceniu jako o końcu drogi, ale nie wyjaśnia tego, na czym owo oświecenie miałoby polegać. Szkatułka pozostaje zamkniętą dla tych, którzy nie szli ścieżką- a ci, którzy nią podążali nie potrzebują kolejnych wskazówek. <br />
<br />
Oto i koniec. La commedia e finita- i moja krótka opowiastka razem z nią. Dziękuję Ci, czytaczu i Wam, drogie i nieodmiennie kształtne inspiracje.Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-55076587708794475872017-01-31T20:36:00.000+01:002017-01-31T20:49:36.155+01:00Kaśka, co mamy na kole?Rycina ósma- ostatnia przed la grande finale. <br />
<br />
Hebrajska litera Chet, rzymska ósemka i grecka litera eta. Maksyma przypisana do tej ilustracji to<br />
<br />
VIC. I.T VIR.<br />
VICTA JACET VIRTUS<br />
<br />
Cnota leży pokonana<br />
<br />
Przed murami obronnymi widzimy dwie postaci. Jedna z nich- kobieta w długiej sukni- klęczy, z dłońmi złożonymi w geście modlitwy, druga- mężczyzna w pełnej zbroi- zamierza się mieczem. W tle widać również klasyczne koło fortuny. Ryciny LCF i AF różnią się jedynie obecnością aureoli wokół głowy egzekutora. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCm7sSWf66Z9tAXiwqWRtzJnfoHtJZyMNEYMq-wgjmWGJo1t2Aen5RYw3nn5R1TsDMcP7O4Gs2WxPsGRj_w8-Lv-atGODIrbznIRz_EW2y4eSsKNVFJDQvP47KVk1Vp8s_oW_CvKK8_Es/s1600/08D.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCm7sSWf66Z9tAXiwqWRtzJnfoHtJZyMNEYMq-wgjmWGJo1t2Aen5RYw3nn5R1TsDMcP7O4Gs2WxPsGRj_w8-Lv-atGODIrbznIRz_EW2y4eSsKNVFJDQvP47KVk1Vp8s_oW_CvKK8_Es/s320/08D.jpg" width="182" height="320" /></a></div><br />
Ponownie mamy do czynienia z tworem mocno synkretycznym, na dodatek zlepiającym dwa, kompletnie ze sobą nie powiązane motywy ikonograficzne. Pierwszy- to koło fortuny. Motyw alegoryczny znany właściwie w całej średniowiecznej europie, a mający swoją genezę hen, w świecie helleńskim (choć jego najstarsze przedstawienia ikonograficzne to zaledwie 55 rok przed naszą erą). Na ustawionym pionowo kole umieszczano wyobrażenia różnych postaci- tych wyobrażających szczęście i tych, które oznaczały pecha. Z każdym obrotem jedne z figur szły w górę, drugie- w dół, co miało symbolizować kapryśną zmienność losu. Emblem nieuchronnej zmienności. Sama Fortuna- piękna kobieta w bogatych szatach- zwykle stała przy kole bądź trzymała je w rękach. Co ciekawe, podobnie jak Sprawiedliwość czy Synagoga, przedstawiana była często z oczyma przewiązanymi przepaską (ślepota bezstronności). <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkjzSL-3bGzo5DxE6_RKl0IJijuMm9AqjJNI7-gHRIGeLQfFG0xDsawBgiE8BZ1iHGwAXuIQyQ7GpOsqJJuvdpJCOqcX5oFUuDt7P0HLBbpEp-R_UeGEAHxiHWWk_Enym_nZjUMX-vTrQ/s1600/Wheel-of-Fortune.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhkjzSL-3bGzo5DxE6_RKl0IJijuMm9AqjJNI7-gHRIGeLQfFG0xDsawBgiE8BZ1iHGwAXuIQyQ7GpOsqJJuvdpJCOqcX5oFUuDt7P0HLBbpEp-R_UeGEAHxiHWWk_Enym_nZjUMX-vTrQ/s320/Wheel-of-Fortune.jpg" width="301" height="320" /></a></div><br />
<i>Koło fortuny. Oczywiście piękne godzinki księcia de Berry. </i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjozj1dgWry8sERx-xn9iIFhOWxVPVZ-qN2K6obbvs_iHdUC6hrLa7Rr8oeoUhkx6XdEssJs4OWnFpeQuS7Y8Awqb1WQ17lZ8p5FUHjXOuF-WYWkdIuFT-KQRQ9a3XxrNwxogf30tuqRZ0/s1600/28fb324f53f88dafa43f99b4e01acc7f.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjozj1dgWry8sERx-xn9iIFhOWxVPVZ-qN2K6obbvs_iHdUC6hrLa7Rr8oeoUhkx6XdEssJs4OWnFpeQuS7Y8Awqb1WQ17lZ8p5FUHjXOuF-WYWkdIuFT-KQRQ9a3XxrNwxogf30tuqRZ0/s320/28fb324f53f88dafa43f99b4e01acc7f.jpg" width="168" height="320" /></a></div><i><br />
Koło fortuny- jedna z kart tarota bolońskiego... i kilka innych średniowiecznych przedstawień pani fortuny z różnych iluminacji średniowiecznych</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWhoB77YDdGJ5KaXEdQqST7XhG8UgU1xIJZv6T5Ykr5HcbV_0oEEUgdu0hS0Eo_ZEy6DBUtT7ojmPvXV36MdjY5RaDt-kDfBa28n1EABTyEq7rUNY4xpHQxGtLbTUDP3xWsdw-NsiZUnc/s1600/5ae64ab23448fb9b4df855b069c04fe3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiWhoB77YDdGJ5KaXEdQqST7XhG8UgU1xIJZv6T5Ykr5HcbV_0oEEUgdu0hS0Eo_ZEy6DBUtT7ojmPvXV36MdjY5RaDt-kDfBa28n1EABTyEq7rUNY4xpHQxGtLbTUDP3xWsdw-NsiZUnc/s320/5ae64ab23448fb9b4df855b069c04fe3.jpg" width="270" height="320" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6_r2gVVTYd23LHKx0t2cm8DTxllhCLyDyOBbnmN4abfTdfpDFTNcHbiooTJplHFtQ5YndL_jp-GlxK4U9K4OH5lXlt_zZMKx5u7NpmCzP3mEZlYGDB6RLfAPJdBoggP9wLi91v0OQDDE/s1600/8e271fd662209ebd65f395018684ac4b.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6_r2gVVTYd23LHKx0t2cm8DTxllhCLyDyOBbnmN4abfTdfpDFTNcHbiooTJplHFtQ5YndL_jp-GlxK4U9K4OH5lXlt_zZMKx5u7NpmCzP3mEZlYGDB6RLfAPJdBoggP9wLi91v0OQDDE/s320/8e271fd662209ebd65f395018684ac4b.jpg" width="206" height="320" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0iwhTYcUI50cxXEQqQ2H1qIS9xUCmTbcMfz7CLdQupzoGTqShul5ZUwarovChYIQsEGZ_fy2AwDI-3Sk-2RZidjZelpA7AbC_EPkbR6rldZzb-kTRhcVfQqwpuTjrGXqHQAhNva_u6u4/s1600/a3caea1e3a9d45880ddba15badb34671.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0iwhTYcUI50cxXEQqQ2H1qIS9xUCmTbcMfz7CLdQupzoGTqShul5ZUwarovChYIQsEGZ_fy2AwDI-3Sk-2RZidjZelpA7AbC_EPkbR6rldZzb-kTRhcVfQqwpuTjrGXqHQAhNva_u6u4/s320/a3caea1e3a9d45880ddba15badb34671.jpg" width="313" height="320" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWHYqHni-3y7YPLb2QAOn6_HytysCrXT8Uv6Bc6_y-KcPTKbrxNojLpnoLBKWyxJ8tzJnTU7KQBimUI4MIOCYVT4pNMtMwVAUut9uOYjb2sJt8QDwuMDszpr5U5j3YklsHQxhjsruiJKU/s1600/f6a9e6ef567ba209a2ea080287fe437e.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWHYqHni-3y7YPLb2QAOn6_HytysCrXT8Uv6Bc6_y-KcPTKbrxNojLpnoLBKWyxJ8tzJnTU7KQBimUI4MIOCYVT4pNMtMwVAUut9uOYjb2sJt8QDwuMDszpr5U5j3YklsHQxhjsruiJKU/s320/f6a9e6ef567ba209a2ea080287fe437e.jpg" width="278" height="320" /></a></div><br />
Jeśli chodzi o drugi motyw rzecz jest nieco bardziej złożona. W identyfikowaniu symboli i konstrukcji ikonograficznych bardzo często ważna jest nie tyle wiedza, co zdolność do wychwytywania podobieństw. Układów rąk, nóg, póz ciała, poddawanie się natrętnie drapiącemu w mózg poczuciu „ja to już widziałem”. Nie inaczej jest tutaj. Poza kata i jego ofiary jest jak najbardziej typowa, znana i natychmiastowo rozpoznawalna dla wszystkich, którzy kiedykolwiek oglądali średniowieczne czy renesansowe teatrum sprawiedliwości. Teatrum- bo kaźń nigdy nie była przypadkowa. Każda z postaci w procesie miała do odegrania swoją rolę, a to, do jakiego stopnia rola ta była skodyfikowana bywa czasami wręcz przerażające. Skazany był nie tylko przestępcą- był również odkupującym przez cierpienie swoje grzechy, niemal Jezusem (porównanie wcale nie moje i bynajmniej nie na wyrost). Stąd choćby zwyczaje nazywania wzgórz szubienicznych Golgotą czy wszystkie rytuały związane z ostatnim posiłkiem i jego, bardzo rozbudowaną, symboliką. Nie zapuszczając się w wątki poboczne: oto kat z mieczem stojący przy skazańcu. Gest- jako się rzekło- bardzo typowy, powtarzany na tysiącach (jeśli nie milionach) wyobrażeń. Czy będzie to św. Mikołaj ratujący życie skazańcowi, czy odgłowienie św. Pawła, czy inna krwawa scena martyrologii chrześcijańskiej- zawsze w gruncie rzeczy to samo ustawienie ciał. Oprawca z szeroko rozstawionymi nogami i skręconym ciałem, trzymający oburącz miecz o zaokrąglonym sztychu. Za pasem kilka sznurków, przygotowanych do pętania kończyn skazańców. Ofiara- wpisująca się w rolę- z nabożną rezygnacją odsłania szyję. Znane. Typowe. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCKMXp6JwQQeXey3rVAXVggja5YdFQM6Au6xF2Uw1_sEOKFM_pBILZI8dNPzhFxj-jvuGCd6QejGOGfvCQeJtos6q9yN-n0axxgLCCxUzNSW7MDOFRt953dj01NPbHXyAYgQhWPEl08Uo/s1600/061.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCKMXp6JwQQeXey3rVAXVggja5YdFQM6Au6xF2Uw1_sEOKFM_pBILZI8dNPzhFxj-jvuGCd6QejGOGfvCQeJtos6q9yN-n0axxgLCCxUzNSW7MDOFRt953dj01NPbHXyAYgQhWPEl08Uo/s320/061.JPG" width="247" height="320" /></a></div><br />
<i>Święty Mikołaj ratujący skazanych młodzieńców (Toruńskie Muzeum Narodowe, galeria sztuki gotyckiej). </i><br />
<br />
Całość robi się ciekawsza, kiedy podłubać trochę w imaginarium. Oto nie trudno znaleźć scenę bardzo podobną do tej, z XI wrót do krainy cieni. Męczeństwo św. Katarzyny. Nabożna chrześcijanka miała- za odmowę nie tylko nawrócenia się, ale i dania.. ręki cesarzowi (jako powód podawała fakt, że jest już oblubienicą Jezusa) być skazaną na łamanie kołem. Dzięki bożej interwencji koło- narzędzie kaźni- zostało połamane bądź- w innych wersjach legendy- spalone ogniem który spadł z nieba i robotę trzeba było oddać w ręce małodobrego. Mamy więc obrazy wywyższonego koła, oprawcy z mieczem i pięknej kobiety. Obrazy na tyle konfundujące, że Katarzyna (z zawodu święta patronka niezamężnych dziewcząt i studentów) ze swymi atrybutami męki- kołem i mieczem- zaczęła się zlewać z postacią bardzo nieświętej Fortuny. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjS3hCvVaS0jvif0sMGAhfQ6p__vbXPVFdG6cO1xQCWXIlBdkdaeOlv9GstkkmgoNddaAj4GdkqxMjQnmccvDOnZVuCUei-vFN51UBKHkw5JmbEyMyivhvZfexK9sOwp7f_3Zb4Kl73344/s1600/the-martyrdom-of-st-catherine_jan_provoost.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjS3hCvVaS0jvif0sMGAhfQ6p__vbXPVFdG6cO1xQCWXIlBdkdaeOlv9GstkkmgoNddaAj4GdkqxMjQnmccvDOnZVuCUei-vFN51UBKHkw5JmbEyMyivhvZfexK9sOwp7f_3Zb4Kl73344/s320/the-martyrdom-of-st-catherine_jan_provoost.jpg" width="232" height="320" /></a></div><br />
<i>Męczeństwo św. Katarzyny wg. Jana Provoosta...</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5y4sI4f75vFYd9SKAqXz3TomD4JvqtBkbIN2Io9YmlhKKTRyryUblzaBPu4_JGF4O7v0wQaD1mQmPrMcvtS27_1f3JH4-7znVi-d2hdMWSp6ZNhxJGLmsTLEi8n46Wp1BHlZl-fusAmY/s1600/cranach.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5y4sI4f75vFYd9SKAqXz3TomD4JvqtBkbIN2Io9YmlhKKTRyryUblzaBPu4_JGF4O7v0wQaD1mQmPrMcvtS27_1f3JH4-7znVi-d2hdMWSp6ZNhxJGLmsTLEi8n46Wp1BHlZl-fusAmY/s320/cranach.jpg" width="320" height="145" /></a></div><br />
<i>...Cranacha...</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_ukP1Rp8YN2k6uH9PS_wtLtMuhdNSWbYEo_iKViBDaGRdw8zkdKXt1QVYCc38ZeVT-FEwmhabM35HgNk0s7tj8imdGs99eKRWDDGMdEnv64a_voGUWA2uD2jgLYg4NR33YJj5iHmxmxI/s1600/Albrecht_D%25C3%25BCrer_-_The_Martyrdom_of_St._Catherine_of_Alexandria_-_Google_Art_Project.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_ukP1Rp8YN2k6uH9PS_wtLtMuhdNSWbYEo_iKViBDaGRdw8zkdKXt1QVYCc38ZeVT-FEwmhabM35HgNk0s7tj8imdGs99eKRWDDGMdEnv64a_voGUWA2uD2jgLYg4NR33YJj5iHmxmxI/s320/Albrecht_D%25C3%25BCrer_-_The_Martyrdom_of_St._Catherine_of_Alexandria_-_Google_Art_Project.jpg" width="235" height="320" /></a></div><br />
<i>... Durera...</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGMV20L0EM_YSRD_HQbNi4hLMn7boIUmQAV_oUK4YP64ZZRNMOihj4wf8sc_t2Fte-WmzClcXHuruastY6-BAzPrFoF2XyQ-Z4P6-KXEL0-4pSTmeDT1yzFiuSPPYVXY8vR4d1aJbjgz8/s1600/the-martyrdom-of-st-catherine-1505.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGMV20L0EM_YSRD_HQbNi4hLMn7boIUmQAV_oUK4YP64ZZRNMOihj4wf8sc_t2Fte-WmzClcXHuruastY6-BAzPrFoF2XyQ-Z4P6-KXEL0-4pSTmeDT1yzFiuSPPYVXY8vR4d1aJbjgz8/s320/the-martyrdom-of-st-catherine-1505.jpg" width="271" height="320" /></a></div><br />
<i>...i znowu Cranacha. Możemy dodać jeszcze absurdalnie makabrycznego Łukaszka Signiorellego</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaNiRJqbdp-_rlFp7rCK6kgecT-ladCW-ai2SOZWNWQrVrpbpF92w24I2YSrGylF765lbmMyP4sIoLh-HLbDI9BJowrO4qjfSp-Y4XjCo1YjaEap1B9Cz_yk2iikFgtaWuqaYDfVkTrEQ/s1600/Signorelli%252C_Luca_-_The_Martyrdom_of_Saint_Catherine_of_Alexandria_-_The_Clark_Art_Institute.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaNiRJqbdp-_rlFp7rCK6kgecT-ladCW-ai2SOZWNWQrVrpbpF92w24I2YSrGylF765lbmMyP4sIoLh-HLbDI9BJowrO4qjfSp-Y4XjCo1YjaEap1B9Cz_yk2iikFgtaWuqaYDfVkTrEQ/s320/Signorelli%252C_Luca_-_The_Martyrdom_of_Saint_Catherine_of_Alexandria_-_The_Clark_Art_Institute.jpg" width="320" height="95" /></a></div><br />
Z tymi okruszkami wiedzy pora wrócić do ryciny. Napis „Cnota leży pokonana” mógłby (jak- mam nadzieję- widać) rzeczywiście z powodzeniem odnosić się do kaźni św. Katarzyny. Problem polega na tym, że przekaz lucyferiański zdecydowanie nie jest- jak chcieliby straszący diabołem- nihilistyczny. Głowę kata otacza aureola. Jest postacią zdecydowanie pozytywną. Moja interpretacja? Viator dekapituje Fortunę. Zrzuca z piedestału wiarę w los, odbierając mu prawo do kierowania sobą. Samodzielnie wybiera swoją przyszłość. <br />
<br />
Skoro już wygrzebałem ilustrację z rękopisu Carmina Burana warto może przypomnieć sam tekst (z ukłonami dla fanów "Gwiezdnych Wojen" i bombastycznego stylu Carla Orffa)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaBxTzzDWX215SXC_79MpPzhlGWSvCA-FlBQ9iOpVwBO7OSiQESemeXKBTh2-wLL3V6hygpUS4eUPayqZWqvBq_m3EpTfQ6iC6UOX24_STyxlfTGVW1gxe_Xv7zNdzSUm9I9bw9jTyzq8/s1600/CarminaBurana_wheel.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaBxTzzDWX215SXC_79MpPzhlGWSvCA-FlBQ9iOpVwBO7OSiQESemeXKBTh2-wLL3V6hygpUS4eUPayqZWqvBq_m3EpTfQ6iC6UOX24_STyxlfTGVW1gxe_Xv7zNdzSUm9I9bw9jTyzq8/s320/CarminaBurana_wheel.jpg" width="220" height="320" /></a></div><br />
O Fortuna<br />
velut luna<br />
statu variabilis,<br />
semper crescis<br />
aut decrescis;<br />
vita detestabilis<br />
nunc obdurat<br />
et tunc curat<br />
ludo mentis aciem,<br />
egestatem,<br />
potestatem<br />
dissolvit ut glaciem.<br />
<br />
Sors immanis<br />
et inanis,<br />
rota tu volubilis,<br />
status malus,<br />
vana salus<br />
semper dissolubilis,<br />
obumbrata<br />
et velata<br />
michi quoque niteris;<br />
nunc per ludum<br />
dorsum nudum<br />
fero tui sceleris.<br />
<br />
Sors salutis<br />
et virtutis<br />
michi nunc contraria,<br />
est affectus<br />
et defectus<br />
semper in angaria.<br />
Hac in hora<br />
sine mora<br />
corde pulsum tangite;<br />
quod per sortem<br />
sternit fortem,<br />
mecum omnes plangite!<br />
<br />
Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-55948315710721979152016-12-29T21:28:00.002+01:002016-12-29T21:28:59.426+01:00Szacher- macherRycina siódma. Zayin (miecz) = siódma litera alfabetu hebrajskiego, rzymska siódemka i grecka zeta <br />
<br />
Maksyma to<br />
<br />
DIS.S P.TI.R M.<br />
DISCIPULUS POTIOR MAGISTRO – uczeń przewyższa nauczyciela.<br />
Dwie postaci, z których jedna to niewątpliwie król, siedzą przy szachownicy. W tle biały pies walczy z czarnym. Przez okno widać sierp półksiężyca. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzyvb2iADWAMWX2W1gt78OOCsTTbL6N9AiUchfelMPvuFUzyeZVKBv1Kyhzj3pztbJfGSo6gpjkSmc6CJHCJl5e8FqMVvKHjtcqS0E4U9rl2BhEgyl0KMPOaqYMNLM9ci96UBy0mhRfG8/s1600/AT7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhzyvb2iADWAMWX2W1gt78OOCsTTbL6N9AiUchfelMPvuFUzyeZVKBv1Kyhzj3pztbJfGSo6gpjkSmc6CJHCJl5e8FqMVvKHjtcqS0E4U9rl2BhEgyl0KMPOaqYMNLM9ci96UBy0mhRfG8/s400/AT7.jpg" width="242" height="400" /></a></div><br />
Ilustracja jest sklejką dwóch konstrukcji symbolicznych. Pierwsza- i łatwiejsza do odcyfrowania- to oczywiście karta tarota, w tym przypadku XVIII karta. Od czasów tarota marsylskiego zawiera kilka powtarzających się symboli. Tarczę księżyca oświetlającą krajobraz ze zbiornikiem wodnym z którego wypełza skorupiak (krab lub rak). Zwykle na obrazku znajdują się też dwa zwierzęta- pies i wilk, czasem siedzące naprzeciwko siebie, czasem walczące jak na naszej rycinie. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiguQHJ8cgTpG2lZgUIOfYOcTcsJ1js6iPaCanxWNUlpk0T3VzHPKvu3esaqKPFGMELX2RPeDWoKfsMkm1uU12ZDjFJRBxywmbCcLz-RJRfSho2eIREA_f2oXkHaFmiPsm_3GLVvVhDvzo/s1600/Jean_Dodal_Tarot_trump_18.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiguQHJ8cgTpG2lZgUIOfYOcTcsJ1js6iPaCanxWNUlpk0T3VzHPKvu3esaqKPFGMELX2RPeDWoKfsMkm1uU12ZDjFJRBxywmbCcLz-RJRfSho2eIREA_f2oXkHaFmiPsm_3GLVvVhDvzo/s400/Jean_Dodal_Tarot_trump_18.jpg" width="216" height="400" /></a></div><br />
Księżyc świeci światłem odbitym- jest symbolem świata wewnętrznego, ukrytego, w nowszych, skażonych psychologią interpretacjach- podświadomości. Wilk- to natura nieokiełznana, dzika, podczas gdy pies jest obrazem tych samych sił poddanych kontroli. Wzburzona tafla wodna uniemożliwia uzyskanie czystego odbicia- wzburzony umysł przestaje „widzieć”. Aby postrzeganie było możliwe konieczne jest uspokojenie. Brzmi logicznie? Nie powinno. Tarot marsylski jest, mimo swej fundamentalnej pozycji, dość późną edycją tarota. We wcześniejszych edycjach (Visonti-Sforza z1450 czy Tarocchino di Mitelli z XVII wieku), zwykle tworzonych przez bądź pod wpływem włoskich astrologów, karta ta wygląda nieco inaczej. Przedstawia kobietę z łukiem, psem (bądź psami) i sierpem księżyca. Dostajemy więc wprost panią łowów, Dianę, z wszystkimi jej powiązaniami z chtoniczną Hekate. Rak jest niczym innym jak znakiem zodiaku który- wraz ze skorpionem i rybami- należy do trygonu wodnego i- jakżeby inaczej- domu księżyca, czyli po prostu jeszcze jednym symbolem lunarnym. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgARS-nHbTgszs0otA9n2JDlJaihAH387nI5M973dyYagnSnRsVK_btbU0ZZtLsVrv4-vHM1Uhl6n3lWgoGZEIjd3luH0x8wlnkMrR5HMhEvgi33Q_BH-kXvvVPuALOXnQLkEax0T2dqtA/s1600/Visconti-sforza-18-moon.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgARS-nHbTgszs0otA9n2JDlJaihAH387nI5M973dyYagnSnRsVK_btbU0ZZtLsVrv4-vHM1Uhl6n3lWgoGZEIjd3luH0x8wlnkMrR5HMhEvgi33Q_BH-kXvvVPuALOXnQLkEax0T2dqtA/s400/Visconti-sforza-18-moon.jpg" width="203" height="400" /></a></div><br />
Żeby sprawy nie wyglądały tak prosto: w tradycji hebrajskiej istnieje koncept dwóch sił czy dwóch rodzajów skłonności ścierających się w człowieku- yetzer taw i yetzer hara, dobrych i złych. Symbolem walki tych przeciwieństw są dwa psy- czarny i biały. Wygrywa ten, którego częściej „karmimy”, poprzez nasze dobre lub złe uczynki (obrazek zawłaszczony ostatnio przez różnej maści psychopomagaczy, którzy sprzedają go jako- czort wie czemu- przypowiastkę amerykańskich indian. Rebe Icek Czarna Stopa?<br />
<br />
Skoro już mamy z grubsza porozkładane tło, warto zająć się główną sceną. Król i … jakiś mosiek grają w szachy. Większość współczesnych interpretatorów uznaje przeciwnika króla za postać centralną dla ryciny, widząc w niej viatora- prostego człowieka który dorównał królowi. Podobnie jak początkowa interpretacja symboliki lunarnej brzmi to dość składnie, ale kiedy poskrobać po ikonografii obrazek zaczyna się sypać. Żeby to jednak wyjaśnić, muszę wrócić do pewnej bajeczki. Oto żył w Indiach władca który, jak to wszyscy władcy, lubił gry i gierki. Jako że był to w pełni zblazowany, poryczy i groźny despota, wszystkie gry zdążyły go znudzić, ogłosił więc, że zapłaci bajeczne sumy temu, kto dostarczy mu grę będącą prawdziwym wyzwaniem. Zgłosił się nieznany matematyk, który pokazał królowi planszę podzieloną na 8 kolumn i 8 rzędów, po której należało przemieszczać figurki królów, ministrów, konnych, rydwanów i pieszych (i nie, nie był to Warhammer). Gra miała nauczyć władcę panowania nad swymi emocjami i cierpliwości. Uradowany król- zgodnie z umową- obwieścił że płaci każde piniondze. Matematyk poprosił, aby obdarować go ziarnem pszenicy (bądź ryżu) wedle pól szachownicy. Na każdym z nich miało się znaleźć dwa razy tyle, co na poprzednim. 2, 4, 8 itd. Król początkowo wyśmiał pomysł, ale kiedy wreszcie usiadł do rachunków zrozumiał, że musiałby oddać 18446744073709551615 ziaren- 461,168,602,000 ton, ponad 1000 razy więcej niż roczna światowa produkcja ryżu, czyli stertę większą, niż Mont Everest. Historyjka jak historyjka- czegoś tam uczy, ma jakiś morał. Dla nas ważniejszym od niego będzie sam motyw uczonego (bądź filozofa) który uczy króla jak grać. Uczony- jak i przedstawiciel każdej innej profesji- to w ikonografii postać mędrca czy uczonego jest dość łatwa do rozpoznania. Zamiast opisywać prościej będzie to pokazać<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnOFV7BEg6FXz2B1e0yJe0If1rG1lE3MizAZMWsesCLjQ7IbTTqzU2oQtCmEN7BXBlet_s0biEY5GuOWHhyfxXrad4GKQZ_ijJ_6fCH5uwdNtwCwyuOX3haxroQmRjksDHlg4YXDatbds/s1600/Scriptorium-monk-at-work.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjnOFV7BEg6FXz2B1e0yJe0If1rG1lE3MizAZMWsesCLjQ7IbTTqzU2oQtCmEN7BXBlet_s0biEY5GuOWHhyfxXrad4GKQZ_ijJ_6fCH5uwdNtwCwyuOX3haxroQmRjksDHlg4YXDatbds/s400/Scriptorium-monk-at-work.jpg" width="400" height="375" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQt4oF93cexaGJdHAHXHY5GFkG-CyCN3ZlvSgS3BnPXuiny172fsDah2eXF0U4KK83SMeVa_RdRUZnGoS8iRC4hvbWiwi4GMP25GIBedVVZUggh2lNC1_zEFgJMFpG6L7a2jEXZyB16u4/s1600/the-game-and-playe-of-the-chesse-by-william-caxton-the-philosopher-ERG3TR.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQt4oF93cexaGJdHAHXHY5GFkG-CyCN3ZlvSgS3BnPXuiny172fsDah2eXF0U4KK83SMeVa_RdRUZnGoS8iRC4hvbWiwi4GMP25GIBedVVZUggh2lNC1_zEFgJMFpG6L7a2jEXZyB16u4/s400/the-game-and-playe-of-the-chesse-by-william-caxton-the-philosopher-ERG3TR.jpg" width="400" height="333" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRexEbj5tdibsW0Em759GWoikWBDFML-l7IeIz4E5F4lKS6o-3LeSjOJaOnxyeaF4IgnmkC9loj-3QGoEYVJ2TalFA1kwlK1Vz9F62ml2_qK-ZvlXYknqAc0NkEm0UNc6y0o-PQ7p-OAY/s1600/the-game-and-playe-of-the-chesse-by-william-caxton-the-philosopher-ERG3TT.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRexEbj5tdibsW0Em759GWoikWBDFML-l7IeIz4E5F4lKS6o-3LeSjOJaOnxyeaF4IgnmkC9loj-3QGoEYVJ2TalFA1kwlK1Vz9F62ml2_qK-ZvlXYknqAc0NkEm0UNc6y0o-PQ7p-OAY/s400/the-game-and-playe-of-the-chesse-by-william-caxton-the-philosopher-ERG3TT.jpg" width="400" height="334" /></a></div><br />
Moim zdaniem mamy tu do czynienia nie z postacią prostaczka, który wygrał z królem, ale właśnie filozofa, który ukończył swoją misję. Król zapanował nad swoim umysłem. Nad… no właśnie, zwierzęcą częścią swojej natury. W przypadku tej ryciny mamy do czynienia z sytuacją, kiedy fałszywa interpretacja symbolu, pokryta lekką patyną, stała się tą właściwą. Nie mamy więc do czynienia z psami Diany, ale z psem i wilkiem tarota, dwiema stronami ludzkiej natury i człowiekiem, który dzięki poddaniu swych skłonności kontroli umysłu osiągnął pełnię swoich możliwości.Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-91213283227648291002016-11-30T07:49:00.002+01:002016-11-30T08:07:22.205+01:00Wisi mi toSzósta brama. DIT.SCO M.R. czyli DITESCO MORI- ubogacony przez śmierć czy- jeśli wola- śmierć mnie ubogaca. Rycina pokazuje młodego mężczyznę, zwisającego za nogę (lewą bądź prawą, zależnie od ryciny) głową w dół z krenelażu murów obronnych, zamkniętych od prawej strony basztą. W dolnej części baszty solidne, zamknięte drzwi. Wyżej, z okna, wystaje zbrojne ramię dzierżące ognisty miecz. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4SFItm978yhRvq1hQJAEueV07-F50MULI7eB709t2pQN4Ir6E9xqv4Y0kZnCoeIOSSKCT3UnYOFyWjWmEL6A2-D3N4s7qY0DwA5okHP_rnowQ-8XrgbPvoVqnBfwt-lLsbi71hVAygHo/s1600/06D.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg4SFItm978yhRvq1hQJAEueV07-F50MULI7eB709t2pQN4Ir6E9xqv4Y0kZnCoeIOSSKCT3UnYOFyWjWmEL6A2-D3N4s7qY0DwA5okHP_rnowQ-8XrgbPvoVqnBfwt-lLsbi71hVAygHo/s400/06D.jpg" width="229" height="400" /></a></div><br />
Ponownie tarot, ponownie bardzo stare symbole, ponownie śmierć. Ilustracja bardzo przypomina kartę nazywaną zwykle Głupcem bądź Wisielcem. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1KsqCve3zodySTtkom7rwuA7K4rukdLs5tX1gOM2DyGRQZX18oaY-RQTCe2yC2vUAE55AZ3kM9SsokuFvDyxcCg0IbOKsH0lgRxkrWtc17FhpeG3Htx6dzOUzLYXXXdapO-75XQcNNas/s1600/12Image_merged.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1KsqCve3zodySTtkom7rwuA7K4rukdLs5tX1gOM2DyGRQZX18oaY-RQTCe2yC2vUAE55AZ3kM9SsokuFvDyxcCg0IbOKsH0lgRxkrWtc17FhpeG3Htx6dzOUzLYXXXdapO-75XQcNNas/s400/12Image_merged.jpg" width="400" height="393" /></a></div><br />
W tej historii raz za razem pojawia się drzewo. Koniec końców cała struktura wszechświata jest- w tradycji kabalistycznej- nazywana drzewem sefirot. Drzewo życia, drzewo śmierci, drzewo poznania dobra i zła. Drzewo Yggdrasil. Drzewo jako centrum wszechświata czy jego oś u Słowian czy ludów skandynawskich. Tym razem drzewo o którym będziemy mówić to rodzaj szubienicy, a równocześnie bramy. <br />
<br />
Do rozpoczęcia szóstej pogawędki potrzebny nam bedzie klocuszek pochodzący z tradycji Skandynawów, więc pozwolę sobie powtórzyć pewną, dość powszechnie znaną, opowieść. Jak mówi Havamal:<br />
<br />
W samym centrum wszechświata stoi wielkie drzewo, Yggdrasil. Jego górne gałęzie podtrzymują Asgard, dom i fortece bogów i bogiń, nad którymi włada Odyn. Yggdrasil wyrasta ze studni Urd, w której bezdennej głębi żyje wiele z najpotężniejszych sił i istot kosmosu. Jednymi z nich są Norny, trzy mądre kobiety, które strzegą przeznaczenia wszystkiego i wszystkich. Jednym ze sposobów, w jaki je zmieniają, jest wycinanie run w żywej korze, pokrywającej pień Yggdrasil. Runy wrastają w drzewo, w ten sposób wpływając na los wszystkich dziewięciu światów. Odyn obserwował Norny ze swego tronu w Asgardzie. Zazdrościł im potęgi jaką daje wiedza i zapragnął je dla siebie. Chciał poznać runy. Jako że miejscem w którym istnieją runy jest studnia Urd, a runy ujawniają swoje znaczenie wyłącznie tym, którzy udowodnią, że są tego godni, Odyn powiesił się na gałęzi Yggdrasil, przebił się swą własną włócznią i zaczął wpatrywać się w mętne wody głębi. Zabronił, by którykolwiek z bogów wspomógł go w jakikolwiek sposób, choćby podając mu łyk wody. I wisiał Odyn, i wpatrywał się w głębię, i przyzywał runy.<br />
W tym stanie, balansując na krawędzi która oddziela żywych od zmarłych, trwał przez dziewięć dni i dziewięć nocy. I gdy dziewiąta noc miała się ku końcowi, w końcu zauważył majaczące w mętnej głębinie kształty: runy! Przyjęły jego ofiarę i okazały mu się, nie tylko ujawniając swe formy, ale i wszystkie zawarte w nich sekrety. Zapisawszy w swej imponującej pamięci tę wiedzę, Odyn zakończył udrękę krzykiem tryumfu.<br />
<br />
"I wówczas ubogacono mnie i stałem się mądry<br />
prawdziwie wzrastałem i zacząłem prosperować<br />
Od słowa do słowa prowadzony do słowa<br />
od pracy do pracy prowadzony do pracy"<br />
<br />
Wyposażony w wiedzę o tym, jak używać run, Odyn stał się jedną z najpotężniejszych i najdoskonalszych istot wszechświata. Nauczył się pieśni które pozwalały leczyć rany ciała i duszy, obezwładniać wrogów i obracać ich broń w niwecz, uwalniać się od więzów, gasić ogień, ujawniać i przepędzać tych, którzy praktykują czarną magię, chronić przyjaciół w bitwach, ożywiać zmarłych, zdobywać i utrzymywać miłość i wiele innych.<br />
Tyle edda poetycka. Warto zwrócić uwagę na kilka paraleli z symbolami pochodzącymi z kręgów judeochrześcijańskich. Oto bóg poświęca w ofierze samego siebie. Oto stojące w centrum i stanowiące oś drzewo, które umożliwia poznanie. Oto poznanie, które staje się możliwe za cenę śmierci (bądź śmiertelności). Brzmi podobnie? <br />
<br />
Nie da się nie zauważyć podobieństwa motywu do średniowiecznych przedstawień śmierci zdrajcy bądź zwykle związanych z różnej maści szalbierstwami finansowymi tzw. pittura infamante w Italii czy Schandbild w Rzeszy. Oto co głosił dekret miasta Mediolanu mówiący o traktowaniu zdrajców: “Niech ów będzie wleczony na desce za końskim ogonem na miejsce kaźni, a tam nie będzie zawieszonym na szubienicy za jedną stopę i tak niech wisi dopóki nie pomrze. Tak długo, jak będzie żył, niech dają mu strawę i napoje." Mamy do czynienia ze zdrajcą. Wszelkie inne interpretacje są wtórne, ale- co zabawne- obecnie ważniejsze niż pierwotne znaczenie motywu. O ile odczytywanie głupca jako kogoś kto poszukuje mądrości i oświecenia jest prawdziwe w odniesieniu do współczesnych interpretacji symboliki tarota (a więc i do dzieła Polańskiego), o tyle dość absurdalne w kontekście średniowiecznej Europy. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbJWsQdAJKSiTr9G26epM6bY2PD2Sc_oT9gi9axrp27wqu1PfhH733ByMo_Ug4ljfYf2yihR8WV-jZQJeUGwYvZDHdlICiRMvHV7xJ8HbL1YL1kmhtvcR-0-pdbM_8iRt8VGcO5fXfKJ0/s1600/suspended-hans-judmann.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbJWsQdAJKSiTr9G26epM6bY2PD2Sc_oT9gi9axrp27wqu1PfhH733ByMo_Ug4ljfYf2yihR8WV-jZQJeUGwYvZDHdlICiRMvHV7xJ8HbL1YL1kmhtvcR-0-pdbM_8iRt8VGcO5fXfKJ0/s400/suspended-hans-judmann.jpg" width="315" height="400" /></a></div><i><br />
Jeden ze średniowiecznych "obrazów hańby" Odwrócony herb (tu- Hansa Judmann'a)- jak każdy symbol postawiony "do góry nogami" zmienia znaczenie na przeciwne- z chwalebnego w haniebne. Oczywiście nie brak i szubienicy.</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvaI_ZT4EBfq1GgvpsdP3_m7tQK6s71uZtN9XTDrOOglwo4Ngm2UK-jQMRCZzt5TO-4gP5pF9vFCi6dxY7xIL7-mPWcfqVCULuwXPfliFdRd7K-om5RpYQ0A7o6qL7VIXHSouD7nWYZyw/s1600/60c9ea3b77b09abd5b78c7417d7fd9ab.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvaI_ZT4EBfq1GgvpsdP3_m7tQK6s71uZtN9XTDrOOglwo4Ngm2UK-jQMRCZzt5TO-4gP5pF9vFCi6dxY7xIL7-mPWcfqVCULuwXPfliFdRd7K-om5RpYQ0A7o6qL7VIXHSouD7nWYZyw/s400/60c9ea3b77b09abd5b78c7417d7fd9ab.jpg" width="253" height="400" /></a></div><br />
<i>...i jeszcze jeden przykład tego typu, tym razem dotyczący Ludwiga Hesse.</i><br />
<br />
Viator w szóstej rycinie zwisa z murów uwiązany za jedną stopę, z rękami najprawdopodobniej związanymi za plecami. Warto zwrócić uwagę na to, że charakterystyczny węzeł (krawat wisielca) znajduje się po obu stronach liny. Można powiedzieć, że tak jak mężczyzna zwisa z muru, tak mur jest podwieszony u jego nogi. Jeśli przyjrzeć się dokładniej detalom, wyraźnie widać że tak włosy, jak i odzież mężczyzny nie podlegają działaniu grawitacji. Gdyby oceniać po ich wyglądzie, należałoby powiedzieć że mamy do czynienia raczej z kimś, kto stoi na jednej nodze, w jakiejś własnej, odwróconej przestrzeni. Jest poza regułami "naszej" rzeczywistości- na granicy, na której przez dziewięć dni i nocy wisiał Odyn. <br />
<br />
Z jednej strony mamy historię głupca- zdrajcy, który umiera, z drugiej- opowieść o bogu, który wisiał na drzewie po to, by uzyskać oświecenie. Zależnie do nastawienia to samo drzewo i ten sam rytuał mogły prowadzić ku dwóm, krańcowo różnym rezultatom. Rytuał przejścia jest dla poszukującego wiedzy równie ważny, co niebezpieczny. Szaman zostaje rozdarty na części i złożony ponownie. Umiera po to, żeby żyć w rzeczywistości niedostępnej dla profanów. Podróż do piekieł (czy- do krainy umarłych) w poszukiwaniu wiedzy nieodmiennie ma swoją cenę. <br />
<br />
Pozostaje jeszcze jeden symbol- ręka z płonącym mieczem. W tradycji biblijnej kiedy Adam i Ewa zostali wygnani z raju, na straży jego bram stanął Archanioł Uriel z ognistym mieczem, uniemożliwiający pra-rodzicom powrót. Uriel jest patronem pokuty ale też i tym, który oświeca i instruuje (jego imię oznacza "światło Boga"). To on miał objaśniać Noemu pomysł z arką, on miał odpowiadać prorokowi Ezdraszowi na pytania. <br />
<br />
To chyba wszystkie klocki naszej układanki. Obrazek który się z niej wyłania? W drodze do samodoskonalenia adept dokonuje samopoświęcenia- a równocześnie aktu pokuty. Dzięki nim osiąga wiedzę, dostaje się do zamkniętej dla niego "ziemi obiecanej", zamkniętej fortecy, raju. Zmienia karzący miecz w pochodnię która oświeca drogę. Strażnik- przeciwnik zmienia się w przewodnika- sprzymierzeńca. Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-17763426105758199632016-11-22T05:58:00.003+01:002016-11-22T06:00:57.370+01:00"Chrząsnęły sierpy w zbożu, ozwała się łąka..."Brama Piąta. Stałym rzeczy porzadkiem - najpierw opis. Górą- hebrajska litera Heh (okno), rzymska piątka i greckie Epsilon. Maksyma wyjątkowo tym razem lakoniczna<br />
<br />
FR.ST.A FRUSTRA czyli “nadaremnie”.<br />
<br />
Widzimy scenę we wnętrzu (jedyną w całej serii). Sprawiające wrażenie ciężkiej solidności mury i zamknięte na solidną zasuwę drzwi chronią liczącego pieniądze brodatego mężczyznę. Za nim, niewidoczny dla liczykrupy, stoi owinięty całunem szkielet z klepsydrą i trójzębnymi widłami. W wersji LCF piasek w klepsydrze przesypał się, w AT- znajduje się w górnym pojemniku zegara. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJ8ZrNPHm2dHSUJpAxDtUzl06lZNLRCpgYaUB0VCXD25HJd5iERdElDHAAbNaRV1p2zbz_HOl4RVXiZItziJ1EoAB7eb74dqxs8Q-PBTVXqVQb7NYbZHlkfuAkzvoZiyFl69D2367pAyA/s1600/05Lcf.tif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJ8ZrNPHm2dHSUJpAxDtUzl06lZNLRCpgYaUB0VCXD25HJd5iERdElDHAAbNaRV1p2zbz_HOl4RVXiZItziJ1EoAB7eb74dqxs8Q-PBTVXqVQb7NYbZHlkfuAkzvoZiyFl69D2367pAyA/s400/05Lcf.tif" width="230" height="400" /></a></div><br />
Wygląda na to, że jak bym się nie próbował wyginać, tematyka mortualna wraca do mnie jak bumerang. Wszystkie symbole piątej bramy są jak starzy znajomi. Oto niewątpliwie stary, niewątpliwie dobry i niewątpliwie solidnie germański totentanz:<br />
<br />
<i>Wer war der Tor, wer der Weise[r],<br />
Wer der Bettler oder Kaiser?<br />
Ob arm, ob reich, im Tode gleich.<br />
<br />
"Kto był głupcem, kto mędrcem<br />
Kto biedakiem lub cesarzem<br />
Czy biedni by bogaci, wszyscyście równi w śmierci”</i><br />
<br />
Sam motyw tańca śmierci nie jest wbrew pozorom szczególnie stary. Zaczęło się oczywiście od dekoracji malarskich sławnego i nieistniejącego dziś Cimetière des Saints-Innocents w Paryżu (po jego likwidacji część kości złożono w katakumbach, gdzie do dziś pełnią tę funkcję, jaką pełniły i w średniowieczu- są atrakcją dla gawiedzi). Mur obiegającego cmentarz ossuarium gdzieś około 1425 wymalowano w sceny, w których śmierć w swej najbardziej klasycznej postaci, czyli nie znanego nam dziś szkieletu, a ożywionego, gnijącego trupa, towarzyszyła personom ze wszystkich warstw społecznych. Nie była to oczywiście śmierć- a Śmierć. Nie etap życia czy wydarzenie, a uosobiona, jednostkowa Macabre (stąd późniejsza nazwa motywu i zwyczaj pisania “imienia” głównej aktorki wielką literą). Poszczególne sekcje były podzielone arkadami, co w jakiś sposób ułatwiało dzielenie późniejszych cykli na sceny. Oto śmierć pozująca z żebrakiem, królem, babką, księdzem, chłopem, wojakiem i kim tam jeszcze można było. Świetny dokument, pokazujący, jak wyobrażano sobie (albo jak widziano) typowych przedstawicieli profesji i stanów. Jedną z absolutnie niezbędnych postaci był w tym zestawieniu bogacz. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPEBXpvgd6gGQfpCZwb4GR6LEdr99jSsuzUsH0D5jHS1mzfGd2yOVVO_qaComJGeDZT6ZbeKwMgsa6uGA2tMlU-0BOYA0_iTYPS6b2-vY3aAFtbfyZZesZCAjUULoK2eYMjB0P972Bxuo/s1600/Charnier_at_Saints_Innocents_Cemetery.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPEBXpvgd6gGQfpCZwb4GR6LEdr99jSsuzUsH0D5jHS1mzfGd2yOVVO_qaComJGeDZT6ZbeKwMgsa6uGA2tMlU-0BOYA0_iTYPS6b2-vY3aAFtbfyZZesZCAjUULoK2eYMjB0P972Bxuo/s400/Charnier_at_Saints_Innocents_Cemetery.jpg" width="394" height="400" /></a></div><br />
<i>Widok ossuarium paryskiego cmentarza niewiniątek- miejsca, gdzie jeszcze stosunkowo niedawno- bo do XIX wieku- zgromadzone były (w większości na widoku) kości dwu milionów paryżan.</i><br />
<br />
W naszym świecie trudno wyobrazić sobie stygmat, jakim naznaczał bankierów obrót pieniędzmi. Było to zajęcie wprost i nieodwołalnie skazujące na potępienie. Kupcy Florencji fundowali dzieła sztuki sakralnej nie z dobroci serca i nie w celach reklamowych- była to z ich strony inwestycja w życie wieczne, próba przeważenia szali i zdjęcia z siebie bardzo niewygodnego odium jawnogrzeszników. Trudnienie się pożyczką na procent (a- bądźmy szczerzy- tylko taka może opłacać się pożyczającemu) było nie tyle moralnie podejrzane, co uznawane za gwarantujące potępienie, a więc- w realiach średniowiecza- wyjątkowo niebezpieczne, o czym w bolesny sposób przekonali się templariusze. Jedynymi których nakazy świętej matki kościoła nie obchodziły byli... żydzi, co z jednej strony dawało im świetny start w konkurencji (czy raczej meczu do jednej bramki) pt. “kto zostanie najbogatszym”, a z drugiej sprawiało, że stawali się idealnym celem zawiści wszystkich marzących o możliwości wzięcia w niej udziału.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiStpqgsEv0gbG_ulKc_tekeqHvbwhEsjLgIIXdGz5o_Vsa84NJXi-PeE4Gr8yIMl0EC-idfPjWPu3CMxRikzAyyA38pU4am8tfDKraDRYnDBuszzwVD1ZmeeJryN4k3wHbxzxuizjPRgU/s1600/dm_holbein28.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiStpqgsEv0gbG_ulKc_tekeqHvbwhEsjLgIIXdGz5o_Vsa84NJXi-PeE4Gr8yIMl0EC-idfPjWPu3CMxRikzAyyA38pU4am8tfDKraDRYnDBuszzwVD1ZmeeJryN4k3wHbxzxuizjPRgU/s400/dm_holbein28.jpg" width="400" height="364" /></a></div><br />
<i>Dwie z rycin znakomitego cyklu tańca śmierci Holbeina (edycja z 1538 roku), pokazujące bogacza i kupca... </i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvjA86XamHcrp1pKizKVZkBKgq5Z-tbFIwaPkJRFEFIL7xlR381d5nVlnJBY9CyX7Y1_H_ZAAYDXmDzgFnxMIvephQsSVUrNIMEU2_OKva8gGwrG7pGjYPeGJGpZyBjLUGrdtUHppTups/s1600/Nowy-1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvjA86XamHcrp1pKizKVZkBKgq5Z-tbFIwaPkJRFEFIL7xlR381d5nVlnJBY9CyX7Y1_H_ZAAYDXmDzgFnxMIvephQsSVUrNIMEU2_OKva8gGwrG7pGjYPeGJGpZyBjLUGrdtUHppTups/s400/Nowy-1.jpg" width="400" height="286" /></a></div><br />
<i>... i "Śmierć i bogacz" Jana Provoosta (1462- 1529)</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9RwJSb8nU2n5Na28VA5VI9ZlXr4goRKtwCZ9xBESZBKpTzuMsdsco2C0wFOQHrGhu23NL3NBXfqGMgav2z89k6dpkaGp9v8NmnHLIXOGMrRg5aRo-AQb6zb_NPtyNqTrBbJdPUtJWCIU/s1600/death-and-the-miser.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9RwJSb8nU2n5Na28VA5VI9ZlXr4goRKtwCZ9xBESZBKpTzuMsdsco2C0wFOQHrGhu23NL3NBXfqGMgav2z89k6dpkaGp9v8NmnHLIXOGMrRg5aRo-AQb6zb_NPtyNqTrBbJdPUtJWCIU/s400/death-and-the-miser.jpg" width="272" height="400" /></a></div><br />
<i>A tu w wersji Boscha. Warto zwrócić uwagę na strzałę w ręku transi i operową daremność wysiłków anioła stróża. Czarująca pompatyczność teatrum mortis</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn9cuzy-U7KOXXfn94oYpSg53i01LeN0c0i9vzexhTan42UHHHc2nZobH8CenMA3woAkz7rZN5usIcYfj5WxFOXxDw6z_5PpiQORmXTHVH7iGlrcw3mBcZvDTAtkShyphenhyphenkFKu9cQMUH2mgg/s1600/VanderkindereDood.PNG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhn9cuzy-U7KOXXfn94oYpSg53i01LeN0c0i9vzexhTan42UHHHc2nZobH8CenMA3woAkz7rZN5usIcYfj5WxFOXxDw6z_5PpiQORmXTHVH7iGlrcw3mBcZvDTAtkShyphenhyphenkFKu9cQMUH2mgg/s400/VanderkindereDood.PNG" width="400" height="312" /></a></div><br />
<i>I jeszcze jedna scena śmierci bogacza- tym razem z końca XVI wieku. Wyjątkowo smaczna w swoim upodobaniu do grzeszków szkoła antwerpska. To jeszcze inny motyw (choć- jak widać- ściśle związany z pokazaną wcześniej "genealogią")- młodej żony która puszcza się z gaszkiem nieledwie na łożu śmierci starego bogacza. Sensualizm baroku. Eros i Thanatos. Temat na zgoła inną pisaninę.</i><br />
<br />
Zły bogacz to postać równie ikoniczna co zwykły proszek i zakatarzony mężczyzna. Rycina piątej bramy wprost idealnie wpisuje się w ten nurt duchowego terroryzmu. Śmierć wskazująca na koniec czasu, motto podkreślające daremność działań bogacza- oto wizualna summa czterech poprzednich bram. Obracanie uwagi na świat materialny, koncentrowanie się na dobrach doczesnych jest działaniem daremnym. Atrybutem nietypowym są tu widły, zwykle towarzyszące diabłom, ale nie można odmówić temu zestawieniu swoistej logiki. Wpisują się one świetnie w obraz śmierci jako żeńca, który wprawdzie zwykle ścina ludzkie żywoty kosą bądź sierpem- ale, bądźmy szczerzy- zżęty pokos należy zebrać. Śmierć z naszej ryciny przyszła do komory nie tyle na żniwa, co właśnie po zbiory (a co!). Jak to radośnie pisał równie ambitnie rymujący ksiądz Baka:<br />
<br />
<i>“Hej dziateczki<br />
Jak kwiateczki<br />
Powycina was<br />
Pozżyna<br />
Śmierć kosą”.</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlISUp7MfmmKvrYFlZpj0sJia3HFulUT5Ikx3TOLfKNMnG1q9bPdMb5P_7yXtrgq3Z_sPFBvJUfgRV-UdoDXBskBKTEIJATB8pRqXbXn4wJaRAG04RRqpPAwxdwVqIur9CJlH_gKSm7lA/s1600/027.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhlISUp7MfmmKvrYFlZpj0sJia3HFulUT5Ikx3TOLfKNMnG1q9bPdMb5P_7yXtrgq3Z_sPFBvJUfgRV-UdoDXBskBKTEIJATB8pRqXbXn4wJaRAG04RRqpPAwxdwVqIur9CJlH_gKSm7lA/s400/027.JPG" width="300" height="400" /></a></div><br />
<i>Śmiertka z sierpem i motywem żniw. Nagrobek ławnika miejskiego Edwarda Roggena (po naszemu rzecz biorąc- Edka Żyto, co tłumaczy figlarny dobór takich a nie innych symboli), niegdyś w kościele franciszkanów w Toruniu, teraz w Muzeum Narodowym w tym samym mieście.</i><br />
<br />
Tym optymistycznym akcentem zamyka się piąta brama (o godzinie 5.51 czasu środkowoeuropejskiego). Zaniedbałem nieco wątek drzewa sefirot- trzeba będzie do niego powrócić przy okazji bramy szóstej, ale póki co- śpij, cny czytaczu i niech Ci kołdra lekką będzie, a za mą duszę, zmów Ty też czasem paciorek.Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-45145157706508269922016-11-20T23:52:00.000+01:002016-11-20T23:55:40.887+01:00Zawsze pierwszą w prawoBrama czwarta. Czwarta litera alfabetu herbajskiego- Dalet (drzwi), rzymska czwórka i grecka delta. Maksyma towarzysząca obrazowi to <br />
<br />
FOR. N.N OMN. A.QVE<br />
<br />
FORTUNA NON OMNIBUS AEQUE<br />
<br />
Fortuna nie wszystkich traktuje tak samo (nie wszyscy mają równe szczęście).<br />
<br />
Błazen z laską stoi przed drzwiami prowadzącymi do ośmiokątnego labiryntu. Przed nim, na ziemi, leżą trzy kości, każda z oczkami 1,2 i 3. W wersji LCF labirynt jest otwarty z obu stron, w AT wyjście jest zamknięte. <br />
<br />
Labirynt jest jednym z najstarszych symboli znanych ludzkości. Jednym z tych, które pojawiły się jeszcze w czasach łupania kamienia. Jak wszystkie stare symbole obrósł setkami znaczeń- jedne z nich zastępowały drugie. Od symboli solarnych, poprzez kult przodków, rytów inicjacyjnych… było ich mnóstwo a opowiadanie o wszystkich rozdęłoby ten post do rozmiarów doktoratu z czasów, kiedy nikt nie uznawał za “wyższe” wykształcenia nabytego w trakcie dwóch lat studiów. Z racji szczupłości miejsca i mojego lenistwa skoncentruję się wyłącznie na tropach istotnych dla odcyfrowania znaczenia interesującej nas ryciny. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4spURAmImGuB8d_rKQ_fDf0Tpo-gHvjFi6MG7_TyZPwXLqWFTXc0dz9PLwFFptuMDzDG5Zuu5RsTlZfT7tkcZHgK46bzFNynvqExTL7nxbk0ZAgXLbZHKIfl3_Oponz89os9WetEiaBY/s1600/Saffron-Walden-Historic-Turf-Maze-2000x1177-800x600.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4spURAmImGuB8d_rKQ_fDf0Tpo-gHvjFi6MG7_TyZPwXLqWFTXc0dz9PLwFFptuMDzDG5Zuu5RsTlZfT7tkcZHgK46bzFNynvqExTL7nxbk0ZAgXLbZHKIfl3_Oponz89os9WetEiaBY/s400/Saffron-Walden-Historic-Turf-Maze-2000x1177-800x600.jpg" width="400" height="300" /></a></div><br />
Na terenach północnej Europy, od Anglii, przez Niemcy, Skandynawię i Polskę aż do Rosji bardzo popularne były tzw. turf mazes- labirynty wycięte w murawie. Na dobrą sprawę nikt nie potrafi powiedzieć, jak stare (bądź starożytne) były. Will Szekspir w swoim “Śnie nocy letniej” (polski przekład niestety nie staje na wysokości zadania, pisząc o nich jako o “trawą zarosłych chodnikach”, a grę w młynka nazywając "kręgielnią")<br />
<br />
<i>"The nine men's morris is fill'd up with mud;<br />
and the quaint mazes in the wanton green,<br />
for lack of tread are undistinguishable."<br />
<br />
Kręgielnie błotem dzisiaj zapełnione, <br />
A powikłane na łąkach chodniki <br />
Nie zostawiły i śladu po sobie; </i><br />
<br />
O tych pierwotnych, trawiastych labiryntach wiemy, że były ważną częścią obchodów pogańskich świąt, a z czasem, znajomym trybem, zostały inkorporowane do obrzędów chrześcijańskich. W Polsce- Zielonych Świątek. Tak u nas, jak i na terenie Rzeszy, podejrzanie często nazywało się je “grobami Szwedów”, uznając za miejsce pochówku szwedzkich oficerów, mimo że równocześnie powszechne było przekonanie, że są w istocie dużo starsze. Znane są również pod innymi nazwami, będącymi wariacją określenia “mury Troi”. Jako takie miałyby być rodzajami planów czy makiet miasta upadłego przez podstęp boskiego Laertydy. Obie nazwy niosą ze sobą dwa osobne, ale równie ciekawe przekazy. Pierwszy wskazuje na genezę tego rodzaju “budowli”- rzeczywiście wydaje się być prawdopodobnym, że były związane z wojowniczymi skandynawami. Drugi wiąże się ze średniowieczną, już chrześcijańską, interpretacją labiryntu. Oto w czasach budowy wielkich katedr- Chartres, Reims czy Amiens, na posadzkach pojawiają się labirynty identyczne z tymi, które znamy ze Skandynawii (czy z Polski- vide Słupsk). Właściwie bez wyjątku interpretowane są jako plan Jeruzalem. Dużo później- prawdopodobnie około- XVII wieku pojawiły się nawet rytuały tzw. "chemin de Jerusalem", polegające na przechodzeniu całej ścieżki labiryntu na kolanach, co miało być równoznaczne z pielgrzymką do świętego miasta. Żeby było zabawniej te średniowieczne (powstałe między XII i XIV wiekiem) labirynty, inspirowane “ziemnymi” ścieżkami, zainspirowały z kolei renesans przykościelnych czy wręcz ogrodowych “turf mazes” z XV i XVI wieku, co z czasem doprowadziło do pełnoprawnych konstrukcji ogrodowych znanych z kostiumowych romansów. Ot- jak połączyć wikingów z Ludwikiem XVI.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi61jFywKfLJAMdGaHFDut6CgRSPkh-2WiaH4SehrwzVsA_FjGEc8RDxrXcOAKgLi7T52vqXTGsYSxW5E6Ji_xxSip2gsv7NK4uGFJYkr_ykxUl1rJLtZUaWEJvBrlEao9-XOxYNw-GMNc/s1600/800px-Plan_du_Labyrinthe_de_Versailles.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi61jFywKfLJAMdGaHFDut6CgRSPkh-2WiaH4SehrwzVsA_FjGEc8RDxrXcOAKgLi7T52vqXTGsYSxW5E6Ji_xxSip2gsv7NK4uGFJYkr_ykxUl1rJLtZUaWEJvBrlEao9-XOxYNw-GMNc/s400/800px-Plan_du_Labyrinthe_de_Versailles.JPG" width="261" height="400" /></a></div><br />
Wracając do rzeczy i zbierając ważne dla niniejszych rozważań informacje: labirynty, nazwijmy je umownie “skandynawskie, miały służyć bardzo praktycznym celom. Jeśli wierzyć opowieściom, to podobnie jak labirynt Minosa były pułapką mającą uwięzić zagrożenie- psotne trolle i złe wiatry, mogące utrudniać życie rybakom. Labirynt jako klatka na zło. W przypadku labiryntów średniowiecznych funkcja była odwrotna- labirynt stanowił obraz życia ludzkiego, z narodzinami jako jedynym wejściem i Bogiem jako punktem centralnym. Taki labirynt to nie pułapka, a raczej skarbiec. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvM2uOQOnOXJAz98FuJP48yqzqvd3XIAi9YpzuJIxpwJ1t8boq8A55xsH4sz1HgqKZPYWfEZL_Bktuat00FStco84d1-sADvQQtCfnvGcbBdaNevAV2EU1qI4zHcyVmCn_jZesb6GxhCI/s1600/800px-Inneres_der_Kathedrale.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvM2uOQOnOXJAz98FuJP48yqzqvd3XIAi9YpzuJIxpwJ1t8boq8A55xsH4sz1HgqKZPYWfEZL_Bktuat00FStco84d1-sADvQQtCfnvGcbBdaNevAV2EU1qI4zHcyVmCn_jZesb6GxhCI/s400/800px-Inneres_der_Kathedrale.jpg" width="259" height="400" /></a></div><br />
<i>Labirynt w katedrze w Chartres. Rycina Jean Baptiste Rigaud z 1750.</i><br />
<br />
<br />
Weźmy “poprawną” rycinę. Nasz Viator, ubrany w czapkę błazna (noszoną również przez Czarownika w niektórych edycjach tarota- co może, jak w bramie II, wiązać się z trzymaną przez niego w ręku laską) stoi przed labiryntem, otwartym z obu stron (w wersji “niekoszernej”- zamkniętym). U jego stóp leżą trzy kości. Suma oczek to- jakże by inaczej- 666. Liczba bestii.<br />
<br />
No właśnie. Tu mamy pewien problem. Tak, według apokalipsy św. Jana 666 to liczba bestii, co tradycja chrześcijańska odczytuje jako liczbę będącą symbolem szatana (możemy odłożyć na bok współczesne rozważania bibliologów, którzy przychylają się do zdania, że pierwotnie chodziło raczej o liczbę 616- dla tworzenia się symboli o których rozmawiamy stan faktyczny był kompletnie nieistotny). Sęk w tym, że- co było wyraźnie widać na przykładzie wcześniejszych bram- symbolika ilustracji jest związana nie tylko z kręgami chrześcijańskimi, ale przede wszystkim z gnozą i kabałą. W tradycji kabalistycznej szóstka to symbol świata materialnego, stworzonego w sześć dni, z sześcioma kierunkami kardynalnymi (wschód, zachód, północ, południe, góra i dół). Potrojenie- to odpowiednik podniesienia symbolu do rangi doskonałości (stąd min. trzykrotne powtarzanie błogosławieństw i przekleństw- takich jak choćby anatema). Jeśli przyjmiemy tę optykę, to chrześcijańska liczba bestii stanie się symbolem perfekcji świata materialnego. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUX4L13vuXUbBhklwCmNXPQAcJAcXv2IG_mMySFWN6lWau1vFccGAkazRILqdLL3hivU_TgyJvrZ23eEg0IjkfV4kbYI-xG5iJbQpn01hwPaaNj59z71TJv-aF2vCq3JtIZlvwUGmczjU/s1600/04Lcf.tif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUX4L13vuXUbBhklwCmNXPQAcJAcXv2IG_mMySFWN6lWau1vFccGAkazRILqdLL3hivU_TgyJvrZ23eEg0IjkfV4kbYI-xG5iJbQpn01hwPaaNj59z71TJv-aF2vCq3JtIZlvwUGmczjU/s400/04Lcf.tif" width="237" height="400" /></a></div><br />
Labirynt jest- bez wątpienia- drogą, na co wskazuje fakt, że posiada dwa wyjścia. Nie więzienie bestii, a droga do celu. Wędrownik musi otworzyć jedne drzwi i przejść aż do drugich. Jeśli przyjmiemy interpretację kabalistyczną, to brama IV i III, odpowiadając bliźniaczym sefirotom, będą mieć bliźniacze znaczenie. W obu mamy do czynienia z przejściem “na drugą stronę”. Brama trzecia wskazuje na zagrożenia- czwarta precyzuje o jakiego rodzaju przejście chodzi. Piąta domknie przekaz ale- jak piszą kiepscy autorzy- nie uprzedzajmy wydarzeń. <br />
<br />
<br />
Wróćmy do motta. Fortuna jest kapryśną panią i nie wszystkich obdarza jednakowo. Znalezienie właściwej drogi w nieznanym labiryncie czasem jest kwestią ślepego trafu. Życie- rzutem kośćmi a najwłaściwszą drogę wybiera czasem błazen który po prostu miał szczęście. <br />
Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-60815478498615313292016-11-16T03:02:00.001+01:002016-11-20T21:02:44.652+01:00Ani dbaj o strzały...Trzecia z bram. Litera Gimmel, rzymska trójka i grecka gamma. <br />
<br />
VERB. D.SUM C.S.T. ARCAN.<br />
<br />
VERBUM DIMISSUM CUSTODAT ARCANUM - Zagubione słowo kryje tajemnicę<br />
<br />
Viator zbliża się do ufortyfikowanego mostu na rzece. Nad nim, z chmur, wychyla się postać nagiego mężczyzny z napiętym łukiem i kołczanem (pustym, bądź- w wersji LCF- zawierającym jedną strzałę). <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibMMDyEECAxldDeRNzFau2HBIGmNnbc-Lgc2pAENNjvWB8mHy_g90xm41AatsdEI_bH6Z7ZU4Q_7wPPfDr-Ky1fbBy1cyXyPG7fb3k3qef9XtetgllcXHtlBZvRJ4NkgWiOp2mzYV_Cyc/s1600/03D.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibMMDyEECAxldDeRNzFau2HBIGmNnbc-Lgc2pAENNjvWB8mHy_g90xm41AatsdEI_bH6Z7ZU4Q_7wPPfDr-Ky1fbBy1cyXyPG7fb3k3qef9XtetgllcXHtlBZvRJ4NkgWiOp2mzYV_Cyc/s400/03D.jpg" width="226" height="400" /></a></div><br />
Rycina która stanowiła dla mnie niemałe wyzwanie. Biorąc rzeczy wprost- nie ma tu żadnego widocznego odniesienia do którejkolwiek z kart tarota. Jeśli chodzi o drzewo życia (czy- drzewo sefirot) również trudno znaleźć proste odniesienia. Jeśli nasza droga szła z Malkuth przez Yesod, to stoją przed nami trzy drogi. Wybierając, zgodnie z przekazem, ścieżkę lewej ręki powinniśmy teraz natrafić na Hod- sefirotę chwały i majestatu, tymczasem patrząc na rycinę trudno znaleźć jakikolwiek ślad tych cech. Pewnym punktem zaczepienia jest interpretacja drzewa sefirot jako mapy ludzkiego ciała. Według tej interpretacji Malkuth to usta (gest milczenia u rycerza), Yesod to genitalia (pustelnik i mnisia wstrzemięźliwość), a dwie kolejne, bliźniacze sefiroty- Hod i Netzah- to lewa i prawa stopa- czyli wędrówka. Rzeczywiście- ilustracje do trzeciej i czwartej bramy dotyczą wędrówki, przemieszczania się, z postacią błazna (czy głupca) w roli Viatora. <br />
<br />
Netzah- to uczucie, czysta, nieokiełznana energia. Hod- to rozum który ową energię porządkuje, nadaje jej pojmowalne kształty. Trywializując: z mglistych, ulotnych uczuć formułuje zrozumiałe, uchwytne słowa. Jeśli przyjąć, że świat jest emanacją absolutu od którego promieniowanie schodzi w dół, a po drodze jest filtrowane przez kolejne sefiroty, to idea pozostająca jeszcze w formie nienazwanej w Netzah kiedy dociera do Hod zostaje określona, ujęta w słowa. To pierwsze z ogniw łańcuszka łączących rycinę z Hod- łacińska maksyma wyraźnie odwołuje się do słów. <br />
<br />
Hod jest również sefirotą modlitwy, rozumianej jako bezwzględne podporządkowanie się woli boskiej. Podczas gdy Netzah- jako energia- pokonuje przeszkody. Hod poddaje się ich wymogom. Odpowiada jej postawa wytrwałego, spokojnego (chciałoby się powiedzieć "żydowskiego") cierpienia w zgodzie na wyroki opatrzności. <br />
<br />
Wędrowiec spotyka na swojej drodze przeszkodę- jest nią rzeka. W symbolice europejskiej- symbol przejścia. Przekroczenie rzeki, przejście na drugą stronę jest jedną z najczęstszych metafor śmierci. Czy będzie to Styks czy Jordan- nie ma to wielkiego znaczenia. W drodze do oświecenia koniecznym jest, aby adept w jakiś sposób umarł. Dla świata, dla ludzi, dla ego- w różnych religiach i w różnych rytuałach przejścia różnie jest to opisywane. Żeby iść dalej, adept musi przekroczyć ostateczną granicę. Pogodzić się ze śmiercią.<br />
<br />
Łucznik w chmurach. Realne zagrożenie… bądź realna pomoc. Najbardziej oczywistą interpretacją byłoby odczytanie go jako Kupida, który powinien mieć po jednej ze strzał dla każdego z kochanków, stąd pusty kołczan oznaczałby, że Wędrowiec został skazany na miłość tragiczną i bezsensowną- jego droga byłaby drogą do zatracenia. Ciekawe, ale do bólu pogańskie. Wracając do kręgów judeochrześcijańskich: Hod jest sefirotą wytrwałego cierpienia, które zostaje nagrodzone. Owo cierpienie jest conditio sine qua non rozwoju, a nieustanne doświadczanie przez los ma być jedną z metod samodoskonalenia. Stąd- cytując Hioba<br />
<i><br />
“(...)strzały Boga tkwią we mnie, <br />
moja dusza truciznę ich pije, <br />
strach przed Bogiem na mnie naciera.;”</i><br />
<br />
Ilość strzał może wskazywać na kierunek z którego nadchodzi zagrożenie. O ile jedynka symbolizuje zwykle Boga, o tyle dwójka- jak pisał kanonik Hugo od Świętego Wiktora- jest pierwszą liczbą która zrywa z jednością i jako taka stanowi jej przeciwieństwo, symbol grzechu a więc- szatana. Jeśli uznać “Dziewięć wrót” za utwór satanistyczny (jak chcą tego niektórzy), byłoby to ostrzeżenie dość... nieoczekiwane .Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-29189587207629702572016-11-13T21:01:00.000+01:002016-11-13T21:03:12.274+01:00Ścieżka lewej rękiDruga brama. Dla porzadku: najpierw rzeczy oczywiste. Rycina oznaczona jest hebrajską literą bet, rzymską dwójką i grecką betą. Przedstawia brodatego mężczyznę, który stoi przed zamkniętymi drzwiami. W jednej z rąk trzyma klucze. Przed nim, na ziemi, stoi latarnia, obok której czeka pies. Obok prawego ramienia mężczyzny widać hebrajską literę teth. Maksyma towarzysząca grawiurze to <br />
<br />
CLAVS. PAT.T <br />
CLAUSAE PATENT<br />
“otworzyć to, co zamknięte”<br />
<br />
To wszystko.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGEIg93SfSTU1u38owno2V8F6CnPX796ZRpJ9OYWlDSHLpJhXml2S93aJo5-eteYShGZwg_CY96jURpRNk2sa20uH0hcGt2wO_666jHGgojJu-c-vKAhzRlU1n94KHlmwMaPX_qD5y68Y/s1600/G2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiGEIg93SfSTU1u38owno2V8F6CnPX796ZRpJ9OYWlDSHLpJhXml2S93aJo5-eteYShGZwg_CY96jURpRNk2sa20uH0hcGt2wO_666jHGgojJu-c-vKAhzRlU1n94KHlmwMaPX_qD5y68Y/s400/G2.jpg" width="400" height="360" /></a></div><br />
Zaczynając od rzeczy najmniej oczywistych: litera teth. Tym co ciekawe w hebrajskich literach (a przynajmniej- tą z ciekawostek, o które chodzi w tej chwili) jest to, że każda z nich ma przypisane znaczenie symboliczne. W przypadku litery teth jest to wąż. Po co? Ano... weźmy fragment Księgi Wyjścia (7.8 i dalsze):<br />
<br />
<i>Pan tak powiedział do Mojżesza i Aarona: «Jeśli faraon powie wam tak: "Uczyńcie cud na waszą korzyść", wtedy powiesz Aaronowi: Weź laskę i rzuć ją przed faraonem, a przemieni się w węża». Mojżesz i Aaron przybyli do faraona i uczynili tak, jak nakazał Pan. I rzucił Aaron laskę swoją przed faraonem i sługami jego, i zamieniła się w węża. Faraon wówczas kazał przywołać mędrców i czarowników, a wróżbici egipscy uczynili to samo dzięki swej tajemnej wiedzy. I rzucił każdy z nich laskę, i zamieniły się w węże. Jednak laska Aarona połknęła ich laski. Mimo to serce faraona pozostało uparte i nie usłuchał ich, jak zapowiedział Pan.</i><br />
<br />
Litera zastępuje węża, wąż zastępuje laskę. Dość sympatyczna gimnastyka znaczeniowa. Symbol ukryty w symbolu. Sumując: mamy brodatego mężczyznę z laską i latarnią, któremu towarzyszy pies. Nie, nie jest to święty Mikołaj. To symbol z nieco innych kręgów. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwaOOIYePI3P2cV7qzmYqdqJxuuIdU8HzbT9v6-WNkt1IZWDcblEou2sFHWfSOowE0chh0rTkLaQcQarrh_kYpz1VCW9Vku_z6-43QfKwrfQeaVpamhZ0Ts3Bn2WdK27hXNYm8YqKSwAw/s1600/5-9.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwaOOIYePI3P2cV7qzmYqdqJxuuIdU8HzbT9v6-WNkt1IZWDcblEou2sFHWfSOowE0chh0rTkLaQcQarrh_kYpz1VCW9Vku_z6-43QfKwrfQeaVpamhZ0Ts3Bn2WdK27hXNYm8YqKSwAw/s400/5-9.jpg" width="233" height="400" /></a></div><br />
Dziewiąta karta wielkich arkanów tarota. Pustelnik. Ten, który odwrócił się od świata i szuka wewnątrz siebie. Laska to symbol wędrówki (temat przewodni całej serii), jak również- co widać w przytoczonym fragmencie Biblii- atrybut maga. Latarnia ma symbolizować poszukiwanie (moglibyśmy ponownie sięgnąć do biblijnego imaginarium i przywołać gesty zapalania latarni i szukania). Obrazek bardzo typowy, wręcz ikoniczny- do tej pory jedziemy “po schemacie” tak bardzo , jak tylko możliwe. Pies- przewodnik i obrońca jest dodatkiem odrobinę rzadszym, ale również spotykanym. Ciągle- dość prosto. Pustelnik stoi przed drzwiami które oddzielają go od celu jego wędrówki. W jednej z rąk ma klucze- więc otwarcie ich wydaje się być kwestią chwili. W czym problem? Jedynym co różni “właściwą”, lucyferiańską rycinę od “błędnej” wersji jest to, w której ręce znajdują się klucze. Lewa bądź prawa. Tą “właściwą”, prowadzącą do oświecenia jest … lewa. Jak to interpretować<br />
<br />
Pierwszy z tropów- siedzący po lewicy i po prawicy Baranka. Apokaliptyczna wizja w wersji św. Jana. Dość czcigodna- ale nijak nie pasująca do przesyconej kabałą symboliki księgi, na dodatek jednoznacznie negatywna, skazująca adepta na potępienie. Ostatecznie- za bramami Nowego Jeruzalem mieli się znaleźć czarownicy… i psy. Miałoby to sens- gdyby nie klucze, umożliwiające otwarcie bramy. Nasz pustelnik nie stoi przed bramą Jeruzalem. Nie jest potępionym. Rycina wskazuje drogę przekroczenia progu- a nie sposób pozostania poza nim.<br />
<br />
Drugi- odkładamy na bok Nowy Testament i sięgamy do momentu, w którym na zachodzie po raz pierwszy zaczęto mówić o ścieżkach prawej i lewej ręki- czyli okultystycznych rozróżnień na magię “dobrą” i “złą”. Miało to miejsce gdzieś w ostatniej ćwierci XIX wieku, w środowisku skupionym wokół madame Bławackiej. Szalenie fascynująca postać- arystokratka, medium “rozmawiające” z duchami i jeden z głównych filarów teozofii. Poruszamy się w świecie który nieco wcześniej przyprawił naszego wieszcza o zawroty głowy równie nielekkie, co romans z Ksawera Deybel. W świecie mistycyzmu, duchów wszelkiej maści i kolorów, ektoplazmy, pukania w stoliki i pukania mediów na stolikach (bądź pod nimi). Niestety- kiedy podrapać, okazuje się, że Elena Pietrowna zapożyczyła terminologię z dość nieprzyjemnych rytuałów hinduskich, raz że nijak nie przystających do tradycji judeochrześcijańskiej, w kręgu której się obracamy, a dwa- jednoznacznie negatywnie naznaczających tych, którzy podążają ścieżką lewej ręki. Wędrowiec jest postacią pozytywną. <br />
<br />
Kluczem do odczytania ryciny jest- ponownie- drzewo sefirot. Wyszliśmy z Malkuth. Przesuwamy się w górę, do Yesod. W wędrówce ku doskonałości (czy: ku temu, który jest doskonały) opuszczamy świat materialny- któremu odpowiada prawa strona- i przenosimy się w regiony duchowe- czyli stronę lewą. O ile planetą Malkuth była ziemia, o tyle Yesod odpowiada księżyc. Malkuth jest żeńskie- Yesod męskie. Nasz wędrowiec- Viator- przechodzi od vita activa, aktywności w świecie materialnym, której symbolem był rycerz, do vita contemplativa- odosobnienia, którego symbolem jest odwracający się od świata pustelnik. W poszukiwaniu oświecenia wędrówka przez świat zmienia się w wędrówkę do wnętrza samego siebie. Druga brama.<br />
<br />
<br />
Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-3456137779672854352016-11-12T02:58:00.002+01:002016-11-12T02:58:50.570+01:00Siarka oświecenia. To zabawne jak gnostyckie i lucyferiańskie dzieło pokazywane jest w naszej TV raz za razem i równocześnie jak rzadko jest tak naprawdę rozumiane czy choćby analizowane (oralizowane odrobinę częściej, ale i z tym szału nie ma). Polański, idąc tropem powieści Arturo Pérez-Reverte, stworzył utwór wielowątkowy i wielopoziomowy, rodzaj chińskiej szkatułki w której otwarcie jednego z zamków odsłania tylko kilka kolejnych. A skoro już nasze telewizje po raz kolejny wygrzebały ten cukiereczek i podetknęły mi go pod nos (jakbym nie miał własnej kopii)- to pomarudzę sobie trochę na tę okoliczność.<br />
<br />
Na początek- kilka koniecznych truizmów. Lucyfer, do którego,jako do twórcy księgi, odwołują się autorzy, oznacza dosłownie nosiciela światła. W tradycji chrześcijańskiej ortodoksji imię to jest oczywiście powiązane ze złem i biblijnym szatanem- wielkim, osobowym adwersarzem boga (pozostałość po dualizmie zoroastrianizmu i jego "najcenniejszy" wtręt do pierwotnej doktryny judaizmu). W tradycji gnostyckiej postać ta jest interpretowana nieco inaczej, chociaż- jeśli za światło uznać oświecenie, które, sprowadzone do samych swoich podstaw, jest zdolnością do rozpoznania istoty rzeczy, a nie tylko rozróżnienia dobra i zła (psianki z pewnego drzewa, posadzonego w pewnym prywatnym ogródku, wąż…)- to oba nurtu pozostaną w gruncie rzeczy zgodne. Światło przyniesione przez Lucyfera stało się równocześnie przyczyną wyniesienia i upadku ludzi, zarówno jako zbiorowości, jak i jednostek. Kwestia tego, czy niosący je jest postacią prometejską, czy też nie zależy w dużej mierze od przyjętej optyki (bądź wyznawanej wiary).<br />
<br />
Księga- "Dziewięć Bram do Królestwa Cieni"- jest traktatem o podróży. Postaci badaczy (tak w powieści jak i w filmie) mniej lub bardziej świadomie próbują podążać drogą podobną do tej, o której opowiadają grawiury. Historia Corso, który z Królestwa Cieni wznosi się ku oświeceniu i historia Balkana który przez Królestwo Cieni podąża ku płomieniom potępienia i zatraceniu- obie podążają ścieżkami wyznaczonymi przez symboliczne konstrukcje przedstawione na rycinach. Życie staje się ilustracją ilustracji, tak jak świat jest księgą (bo koniec końców został stworzony przez Słowo). <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEv3nfGcQgTc3jWpnxRH0sd2c5fPUpf9ygm8kjkIWnVcqc4rfhD254ENjcEk5kMLQtFCzCbaY_-h1FQLhS6Y_feTitz1Zo5wBkGU8VLda0033ajsjU2m5V74YOCfxHj5RfTiBttj-7C78/s1600/Tree_of_life_bahir_Hebrew.svg.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEv3nfGcQgTc3jWpnxRH0sd2c5fPUpf9ygm8kjkIWnVcqc4rfhD254ENjcEk5kMLQtFCzCbaY_-h1FQLhS6Y_feTitz1Zo5wBkGU8VLda0033ajsjU2m5V74YOCfxHj5RfTiBttj-7C78/s320/Tree_of_life_bahir_Hebrew.svg.png" width="169" height="320" /></a></div><br />
Oczywiście referencje do gnostycyzmu nie są jedynymi jakie tu znajdziemy. Oprócz nich konieczne będzie sięgnięcie do tradycji kabały, a co za tym idzie- do filozofii neoplatońskiej i wizji świata jako emanacji. Spróbuję dotykać ich w sposób umiarkowany i myć dokładnie ręce. Każda z dziewięciu ilustracji odpowiada jednej z sefirot- emanacji boskiego światła, przez które możliwe jest “poznanie” tego, co niepoznawalne w kolejnych, coraz doskonalszych, odsłonach. Każda z nich numerowana jest przy pomocy kolejnej litery alfabetu hebrajskiego, greckiego i rzymskiej cyfry. <br />
<br />
Pierwsza sefirota to Malkuth. Jedyna, która nie stanowi bezpośredniej emanacji boskiego majestatu, ale raczej pokazuje go jak “światło odbite”, poprzez kreację. Symbolizuje świat namacalny, materialny. Punkt wyjścia dla poznania. Równocześnie najbardziej pogardzana jako najniższa i najwyżej wynoszona- jako ta, która znajduje się u samych podstaw drzewa życia (i śmierci). Używając języka kabalistów: w każdej Malkuth jest trochę z Kether (najwyższej z sefirot, nazywanej Koroną) a w każdej Kether- trochę z Malkuth. Obie je łączy to, że “zbierają w sobie” cechy wszystkich pozostałych emanacji. Tak jak będąca najbliżej absolutu Kether promienieje wszystkimi przejawami chwały (zaczynam mówić jak teolog…), tak znajdująca się najniżej, materialna Malkuth zbiera ich wszystkie przejawy w świecie materialnym. Używając gnostyckiej formuły- “jak ponad, tak i pod” (używając innej, nieco bardziej znanej “jako w niebie, tak i na ziemi”). <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMrde4Ffwa4-_IowEaTyOGl69wT2ywJKXMezk__jhZlmMqhxIYMNDsCxjzdLzL85Be6zTUgZ1X4FSLB5bGG-SVHTwLWFg8SW9ICD0LeY6qNiby0grlKef6nGqjw_cYQZoxvSMAcmlxhs0/s1600/01Lcf.tif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMrde4Ffwa4-_IowEaTyOGl69wT2ywJKXMezk__jhZlmMqhxIYMNDsCxjzdLzL85Be6zTUgZ1X4FSLB5bGG-SVHTwLWFg8SW9ICD0LeY6qNiby0grlKef6nGqjw_cYQZoxvSMAcmlxhs0/s400/01Lcf.tif" width="239" height="400" /></a></div><br />
To przydługie tłumaczenie jest konieczne dla objaśnienia pierwszej z rycin. Oto konny rycerz kładzie palec na ustach, nakazując milczenie. Jedzie przez pusty krajobraz, drogą wiodącą do miasta. Przy drodze stoi samotne drzewo. To wszystko. Dwie wersje (“prawomyślna” i ta “fałszywa”) różnią się jednym detalem- ilością wież widocznych spoza murów miasta. Rycinie towarzyszy łacińska maksyma. W książce jest to <br />
<br />
NEM. PERV.T QUI N.N LEG. CERT.RIT<br />
NEMO PERVENIT QUI NON LEGITIME CERTAVERIT <br />
(nikt, kto nie działa zgodnie z regułami nie osiągnie celu)<br />
<br />
ale w filmie zastąpiono ją o wiele prostszą<br />
<br />
SI.VM E.T AV.VM<br />
SILENTIUM EST AUREUM<br />
(milczenie jest złotem)<br />
<br />
Każda z rycin pokazuje w ten czy inny sposób postać wędrowca. Tego, który dąży do oświecenia. Rycerz (powstrzymam się- choć z trudem- od analogii do Durera) jest tym, który poszukuje. Jest symbolem vita activa. Działania (a nie mówienia). Jednym z najpełniejszych podsumowań gestu jest maksyma buddyzmu w wersji pop- “Don't talk about it, just do it.” W tym przypadku mamy dodatkowo bardzo ważne, choć proste objaśnienie tego, do jakiego celu (i w jaki sposób) podążać ma adept. W wersji “prawomyślnej”- do duchowej doskonałości, absolutu, symbolizowanego przez liczbę trzy. Ten, który zbłądzi (wersja "fałszywa") będzie poszukiwał skarbów jak najbardziej ziemskich (liczba cztery), choć nie zawsze materialnych. Uzupełniając obrazek poplątanych powiązań symbolicznych- rycerz jest również najwłaściwszą postacią dla Malkuth, której w Tarocie mają odpowiadać postaci giermków czy- jeśli wola- waletów.<br />
<br />
<br />
Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-84112805429704823322016-10-24T02:57:00.001+02:002016-10-24T12:26:02.103+02:00Umarł Maciek, umarł...Rzecz niby oczywista i przez to chyba najtrudniejsza do rozplątana: oto król Zygmunt zamawia sobie nagrobek. Nagrobek- jak to większość dzieł królewskich- pełnić miał funkcję propagandową. Do jego wykonania zatrudniono modnego rzeźbiarza, sprowadzonego- jakżeby inaczej- z Italii. Rzeźbiarz znakomicie wywiązał się z zadania, tworząc dzieło nie tylko modne i propagandowo efektywne, ale też i na tyle efektowne, że kopiowane potem na terenie całej Rzeczpospolitej tak często, że dzięki temu powstał najpopularniejszy, najlepiej znany i ikoniczny rodzaj wyobrażenia nagrobnego. Jest to rzeźba przedstawiająca zmarłego w pozycji leżącej, wspartego na ramieniu, z nogami skrzyżowanymi w sposób, który profesor Chrzanowski zwykł nazywać „umarł Maciek umarł, leży już na desce, żeby mu zagrali podskoczyłby jeszcze”. W pierwotnej, mistrzowskiej wersji Berrecciego, wszystko wygląda znakomicie- poza jest naturalna, zmarły wygląda plus minus tak, jakby (pomijając sztafaż) przysnął sobie na momencik z piwkiem i pilotem przed telewizorem. Jako że autor podpieprzył sposób ułożenia ciała zdolniejszemu koledze, Andrei Sansovino, historycy sztuki uparli się, żeby określać to terminem poza sansovinowska. Określenie o tyle zgrabne, o ile nieprawdziwe, ale o tym- za moment.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7jzy5iDj0SuegxRnhGnqGN2KelMM_pYXveSb81z3DRKosLMAqSM4Y50KnMKbvezDhZHPFD5bwPjq0iUobLL-QTOVftGkBsulWZlnTUIfULK-OmgaO2y2p3i0KYBLBQVIKyunD3KyIgBA/s1600/berecci+kaplica+zygmuntowska+nagrobek_6431385.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7jzy5iDj0SuegxRnhGnqGN2KelMM_pYXveSb81z3DRKosLMAqSM4Y50KnMKbvezDhZHPFD5bwPjq0iUobLL-QTOVftGkBsulWZlnTUIfULK-OmgaO2y2p3i0KYBLBQVIKyunD3KyIgBA/s400/berecci+kaplica+zygmuntowska+nagrobek_6431385.jpg" width="400" height="300" /></a></div><br />
<i>Nagrobek Zygmunta Starego. 1532.</i><br />
<br />
To co dzieje się później, kiedy wszyscy na gwałt zamawiają sobie nagrobki na kształt królewskiego (ba, żeby to ograniczało się do nagrobków- nagle w całej Rzeczpospolitej jak grzyby po deszczu wyrastają mniej lub bardziej udane kopie kaplicy zygmuntowskiej- zwykle kubiczne pudełka z cyckiem kopuły na wierzchu, doklejone do krzywego i lichutkiego kościółka parafialnego) jest trochę podobne do późniejszych losów wyobrażeń skoku księcia Józefa do Elstery: im dalej od wzorca, tym mniej toto przypomina pierwowzór, a tym bardziej staje się zapisem idei, jej destylatem. Postaci spłaszczają się, zmieniają się w płaskorzeźbę, członki ulegają sprasowaniu, za to cudaczna poza z krzyżakiem nóg staje się wręcz znakiem rozpoznawczym polskiego nagrobka szlacheckiego. Ona- i bezlitosny weryzm wyobrażenia. Polskim szlachcicom ni w głowie było upiększać się w obliczu śmierci. Ba- zwracali specjalną uwagę na to, żeby ich „późne dzieci” mogły oglądać twarze i brzuchy w całej ich okazałości. Przykład dawał choćby i Batory- z wielgaśną brodawką i wyłupiastymi oczami, odkutymi w pięknym, czerwonym marmurze przez Santi Gucciego- a za przykładem królewskim posypało się niezliczone mnóstwo kalafiorowatych, pociętych uszu, posieczonych nosów, blizn, liszajów, spojrzeń nie zawsze może błyszczących intelektem, ale nawet jeśli kaprawych- to prawdziwie i bez retuszu. „Tak, tacy jesteśmy- na wieki wieków- i nie wstydzimy się tego”. O ile ta szczególna duma z własnej powierzchowności była już analizowana w setkach opracowań, o tyle większość badaczy prześlizguje się nad kwestią pozy, mamrocząc co najwyżej coś mgliście o obronie chrześcijaństwa i templariuszach. O mechanizmach pojawienia się symbolu, jego genezie- cisza. Spadł jak bomba, Italczycy zrzucili go ze stonką i nagle- jest. Szczerze mówiąc zagadnienia tego typu zwykle uwierają mnie w mózg w dość upierdliwy sposób, stąd niniejszy tekścik.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYmEqr-a7YKJHkh4ixn-45KcrfbT3euaGQM_RQC5gBRjPpaS_XI8BlMk7SGzgfiL3fzCsghrHyYRfKutckUDyUsuUgeRMhqF5uV0Kj1CH7hQ7MDXuj7gfPUjTrsgus7CLenByANorl2fk/s1600/cc73b82049b9948f.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYmEqr-a7YKJHkh4ixn-45KcrfbT3euaGQM_RQC5gBRjPpaS_XI8BlMk7SGzgfiL3fzCsghrHyYRfKutckUDyUsuUgeRMhqF5uV0Kj1CH7hQ7MDXuj7gfPUjTrsgus7CLenByANorl2fk/s400/cc73b82049b9948f.jpg" width="400" height="161" /></a></div><br />
<i>Nagrobek Bartłomieja Tylickiego, 1615. Pierwotnie u toruńskich dominikanów, obecnie w kościele NMP w Toruniu.</i><br />
<br />
Standardowe tłumaczenie, w swej rozbudowanej wersji brzmi: skrzyżowane nogi to motyw, który przywieziony został do nas z zagranicy (zwykle mówi się o Malcie i kawalerach mieczowych oraz związkach Polski z Wenecją). Według najpopularniejszego tłumaczenia pochodzi jeszcze z czasów krucjat i miał być pierwotnie znakiem pozwalającym zidentyfikować tych, którzy za życia bronili wiary z bronią w ręku. Tłumaczenie- trzeba przyznać- mające ręce i nogi. Z naszą obsesją antemurale symbole tego rodzaju musiałyby chwytać za serce. Sęk w tym, że kiedy poskrobać troszkę, nic nie trzyma się kupy. <br />
<br />
Tak, w Europie, w średniowiecznej rzeźbie nagrobnej przedstawienia nagrobne zmarłych ze skrzyżowanymi nogami (plus minus w sposób „ja już muszę a przede mną jeszcze 20 w kolejce do kibla, zacisnę uda”) pojawiają się jakoś w połowie XIII wieku. Czasowo rzeczywiście wszystko się zgadza- to epoka kiedy rycerstwo europejskie z upodobaniem zabawiało się w krucjaty. Sęk w tym, że w przeważającej większości znajdują się na nagrobkach osób, które nigdy na krucjaty nie ruszyły- ba, nawet nie ślubowały że ruszą. Co więcej, kiedy przyjrzeć się grobom tych, którzy byli krzyżowcami- wcale nie zawsze zobaczymy ich z nóżkami w iksik. Spora część ma giry wyciągnięte prosto i sztywne w kolanach.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPeOm-5iN9zYrRbfHrRzsxRe7SUX2WVhPbrAlgPkN-A6GHeAwZYrEq1XtrXY5q_fb_q9bAYQS_mnfVAwBmEBqxau0Pgvj1wl8HJGghKV47DeGat9G7K9LurAYxkBVJam13y_ipqclZ0k8/s1600/06b6c4bd941e3f7cffc3af9442ba5011.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhPeOm-5iN9zYrRbfHrRzsxRe7SUX2WVhPbrAlgPkN-A6GHeAwZYrEq1XtrXY5q_fb_q9bAYQS_mnfVAwBmEBqxau0Pgvj1wl8HJGghKV47DeGat9G7K9LurAYxkBVJam13y_ipqclZ0k8/s1600/06b6c4bd941e3f7cffc3af9442ba5011.jpg" /></a></div><br />
Nagrobki angielskich templariuszy z Westminsteru.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-eVSKwcISOWlt5Ef_MZWjFsJ1cbbqKI5tzKgGRJHWJyjI26Eug_loR9aYa1bfD-1gTu_9v5JuFYmeE3NSLwqsOOiRsxzPIScE6VApQ7ZGBxjq67h1WF_RbjtR_Sqx6tLle6NcPVYjzBA/s1600/P1030429.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-eVSKwcISOWlt5Ef_MZWjFsJ1cbbqKI5tzKgGRJHWJyjI26Eug_loR9aYa1bfD-1gTu_9v5JuFYmeE3NSLwqsOOiRsxzPIScE6VApQ7ZGBxjq67h1WF_RbjtR_Sqx6tLle6NcPVYjzBA/s400/P1030429.JPG" width="400" height="225" /></a></div><br />
<i>Nagrobek Roberta z Normandii. Bo ładny. I świetnie pasuje.</i><br />
<br />
<br />
Mit o rzekomym przyporządkowaniu tego rodzaju pozy obrońcom wiary jest późniejszy- choć trudno mu odmówić patyny. Pojawił się w XVI-tym wieku, kiedy to w różnych legendach rodowych próbowano wyjaśniać potomnym przyczyny dla których czcigodni przodkowie wyginają się tak a nie inaczej. Pisano, że jest to „starodawny obyczaj” honorowania obrońców chrześcijaństwa. Ba- dodawano do tego całe sterty znaczeń. Jeśli moribund wyciąga miecz- to zginął w walce. Jeśli go nie ma- znaczy że zginął walcząc pięściami. Jeśli ma złożone ręce to tak, jeśli niesie tarczę- to owak. Bardzo złożony, fascynujący i absolutnie nieprawdziwy system. <br />
<br />
Odcyfrowanie znaczenia pozy jest równocześnie proste i nieoczywiste. Rzeźba nagrobna pełni pewne, ściśle określone funkcje które są zrozumiałe tylko wtedy, kiedy patrzy się na nie przyjmując optykę epoki, która je stworzyła. Odcyfrowanie naszych, pszenno- buraczanych nagrobków wymaga cofnięcia się… dość daleko i prześledzenia tego, czym właściwie były posągi nagrobne.<br />
<br />
Początkową i najbardziej oczywistą funkcją była ta kommemoratywna- upamiętnienie obecności zmarłego. Oczywiście tego rodzaju upamiętnienie ma sens wyłącznie w chwili, kiedy memento ma szanse na spełnienie swojej funkcji- czyli mówiąc najprościej: kiedy ktokolwiek może je widzieć. Obrazy zmarłych nie są- jak w starożytnym Egipcie czy Chinach domami duszy. Służą tym, którzy pozostali. Poprzez nie ci, którzy zmarli, pozostają częścią społeczności. Mogą pełnić w niej różne, podlegające zresztą nieustannym zmianom, funkcje. Kiedy zerkniemy na płyty nagrobne z wyobrażeniami zmarłych- te z IX czy z XIII wieku- w tym świetle, dość oczywistymi staną się pewne ich cechy, które- zebrane- pokazują dość dobitnie, że choć mamy do czynienia z przedstawieniem osoby zmarłej, to zdecydowanie nie jest to wyobrażenie zwłok. Zmarły stoi. Fałdy szat, ułożenie włosów i rąk, wszystkie akcesoria- wszystko to pokazuje, że mamy do czynienia z kimś kto stoi. Nie leży (ta przemiana dokona się o wiele później- i jak wszystkie tego typu przemiany będzie mieć swoje znaczenie), a stoi. Stoi wyposażony (bądź wyposażona) we wszystkie atrybuty jakimi dysponuje. Co więcej- ma otwarte oczy. Wpatruje się w przestrzeń. Mimo śmierci pozostaje obecnym i wyczekującym. Zwykle (fakt- nie zawsze) obrazu dopełnia mniej lub bardziej ozdobny łuk ujmujący całe wyobrażenie. Nie trzeba być teologiem żeby zrozumieć wszystkie implikacje takiej postawy. Płyta nagrobna mówi o ciągłej obecności zmarłego w ramach wspólnoty. O jego współ- uczestniczeniu w oczekiwaniu na- jakże by inaczej- zmartwychwstanie czy- ujmując rzecz mniej egoistycznie- na nadejście nowego Jeruzalem. Zmarły znajduje się już ZA bramą (lub- jak kto woli- przed nią)- jest w zawieszeniu-bo przecież sąd jeszcze nie nadszedł. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivwBY8xm-nERL_fuez-UwnQM_XLLAQFHmSh_kBLwqI12Uv4H9ZKLuriV97ULPY7nvRaBr7YjJRFkTzT5oIVgc_54pMeZerFxK0nb0xo9C-yNi4u5np_-uDLzlubQKWbYuO0PVVyD43fLM/s1600/33b916c0efeff6d5b1aab591c49bd31f.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivwBY8xm-nERL_fuez-UwnQM_XLLAQFHmSh_kBLwqI12Uv4H9ZKLuriV97ULPY7nvRaBr7YjJRFkTzT5oIVgc_54pMeZerFxK0nb0xo9C-yNi4u5np_-uDLzlubQKWbYuO0PVVyD43fLM/s1600/33b916c0efeff6d5b1aab591c49bd31f.jpg" /></a></div><br />
<i>Nagrobek Jean d'Alluye. XIII wiek, dolina Loary (obecnie w Metropolitan Museum w NY)</i><br />
<br />
Z biegiem czasu zaczęła pojawiać się pewna dwoistość. Pod głowami pojawiają się poduszki. Fałdy zaczynają układać się w sposób który sugeruje, że mamy do czynienia z postacią leżącą. Gesty uspokajają się, oczy zamykają. Powoli, stopniowo, przechodzimy od wyobrażenia realistycznego- ale symbolicznego- do zwykłego i dość nudnego realizmu. Oto nagrobek będący niczym więcej, jak utrwaleniem pogrzebowego zwyczaju wystawiania ciała na widok publiczny. Nie mówi już o nadziei. Nie ma wymiaru eschatologicznego. Pokazuje trupa. Co więcej- z biegiem czasu (i rozwojem idei) staje się w tym coraz bardziej dosłowny. Dawni „oczekujący w Panu”, pełni glorii (również doczesnej) gisants przemieniają się w gnijące zwłoki, podkreślające ulotność całej chwały tego świata. Tak powstaje motyw transi- jeden z bardziej oryginalnych (i bardziej makabrycznych) motywów sztuki europejskiej. Dla rozważań o tym, jakim cudem nasi przodkowie zaczęli krzyżować nogi o wiele ważniejszy będzie jednak etap ciut wcześniejszy.<br />
<br />
Oto- jak (mam nadzieję) pokazałem- mamy wyobrażenia zmarłych którzy stoją. Królowie, biskupi, damy i rycerze. W XIII wieku rycerzom owo „stanie” przestaje wystarczać. Zaczynają kombinować coś przy nogach, dopada ich pląsawica. Ponieważ mamy do czynienia z wizerunkami nie tylko koszmarnie wręcz drogimi, to jeszcze, było nie było, propagandowymi, możemy wykluczyć kaprys artysty, przypadek czy kaprys. Ilość tego rodzaju wyobrażeń sugeruje, że musiał być to trend dość powszechny. <br />
<br />
Dlaczego się pojawił? Jako że poruszamy się w sferze hipotez, pozwolę sobie, po wyliczeniu kilku faktów, przedstawić własną.<br />
<br />
Bardzo możliwe, że element, który wyjaśnia genezę motywu, leży pod nogami- i bezpośrednio przed naszymi oczami. Nawet najbardziej pobieżny przegląd nagrobków tego typu pokazuje, że w- lekko licząc- 90% przypadków pod nogami pląsającego umrzyka leży smok (o wiele rzadziej lew). Nasz miles christianus nie stoi w bramie wieczności bezczynnie. On przez cały czas jaki pozostał mu do zmartwychwstania kroczy w przód i depcze symbolicznego wroga- nieprzyjaciela, któren krąży jako lew ryczący bądź starego smoka czyli- mówiąc po ludzku- diabła. Widzimy rycerza dla którego śmierć jest momentem tryumfu- odwieczny wróg leży u jego stóp. Skrzyżowanie nóg nie jest tu więc niczym innym, jak pokazaniem (w modnej konwencji stylistycznej, o której za moment) gestu deptania zła czy walki ze słabościami. O ile kler- przedstawiciele vita contemplativa- pozostaje statyczny, o tyle ci, którym przypadła vita activa- działają i są przedstawieni w działaniu. To ono ich definiuje, jest atrybutem stanu. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh42_Zu-qeqKhZT-X__BvgHDT8__FDSwyVT9XgcyrK0ihdOdI10gg0KqllJUjGnSPUeuuWTtG61EkBK9hdSBImKz5hVLVa16IruVMIfY_BuXw30FunLyxhvyahoa1hN9QX3FfP4yZRdZiI/s1600/3084612_5314e148.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh42_Zu-qeqKhZT-X__BvgHDT8__FDSwyVT9XgcyrK0ihdOdI10gg0KqllJUjGnSPUeuuWTtG61EkBK9hdSBImKz5hVLVa16IruVMIfY_BuXw30FunLyxhvyahoa1hN9QX3FfP4yZRdZiI/s1600/3084612_5314e148.jpg" /></a></div><br />
<br />
Warto zerknąć na szerszy obraz i sprawdzić, czy tego rodzaju poza, wraz z całym zestawem akcesoriów, nie pojawia się w innych miejscach naszego imaginarium sztuki. Postać idealnego rycerza chrześcijaństwa, stróża i obrońcy niewinnych, uzbrojonego, walczącego o wiarę i przedstawianego jako ten, który depcze smoka. Nawet w naszych, bardzo nie-symbolicznych czasach jest to dość oczywiste, prawda? Oto mamy dwóch świętych pasujących do schematu. Jeden to święty Michał- jeden z „wzorców męskości”, ikon tego jak powinien wyglądać mężczyzna średniowiecza, na dodatek psychopompos (ten, który przeprowadza duszę zmarłego na drugi brzeg). Drugi- święty Jerzy smokobójca, obrońca dziewic, patron rycerstwa. Obaj przedstawiani jako uzbrojeni mężczyźni depczący smoka, przy czym o ile Michał zwykle używa miecza, o tyle Jurek zwykle posługuje się włócznią. Kult pierwszego rozkwitał raczej w okolicach roku tysięcznego, drugi stał się o wiele bardziej popularny gdzieś w interesującym nas okresie (kiedy to biedakowi dostała się pod opiekę Anglia). <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWW7KnjWFVwOz7dEKI2CywkzfY7qFckMUGztbxVKxy8A_vQiONWQ6nFyQkR069Zumxd9MWZxkcN8NHZVkxuVoRvcWT62A6ujLSSFM-rXKp3vLUhn1nf5EJeruPgt3djTwuKms0YKnespg/s1600/d03e3fb60c1b4a1610510f74d7bcf75e.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhWW7KnjWFVwOz7dEKI2CywkzfY7qFckMUGztbxVKxy8A_vQiONWQ6nFyQkR069Zumxd9MWZxkcN8NHZVkxuVoRvcWT62A6ujLSSFM-rXKp3vLUhn1nf5EJeruPgt3djTwuKms0YKnespg/s400/d03e3fb60c1b4a1610510f74d7bcf75e.jpg" width="267" height="400" /></a></div><br />
Oczywiście nie da się nie wspomnieć o tym, że tego rodzaju ustawienie stóp znajdujemy w całej sztuce średniowiecznej, w przedstawieniach dwornych galantów. Uważane było za eleganckie i szykowne, zgodne z ideałami dworskiego decorum. Wydawać by się mogło, że to bardzo wątła poszlaka - niby dlaczego królowie i księża nie mieliby stosować podobnego schematu- ale nabiera ona nieco większego sensu kiedy będziemy pamiętać, że nagrobek przedstawia zmarłego jako idealnego przedstawiciela swojej klasy. Ideały miłości dworskiej, pieśni trubadurów, truwerów, minnesingerów- słowem całej tej próżniaczej bandy klecącej wierszydła na dworach Europy, nie obejmowały „oficjalnego” wizerunku dobrego władcy czy dobrego biskupa, co odbijały sobie z nawiązką wyżywając się na przedstawicielach rycerstwa.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVJ5fpZkhIdtLQOUV8qixz_tNExXxrIYbGc3BHYyh4A9CnbKmSgS-Wx9ebSYmldy1PXAfHQuVhdwZejoqgLSv3mtsayusFeqsRjO-xY8PVZLrbVA0RS8ppui-Xh9nD48Imi3OYFe7ZlIA/s1600/henryk_pobozny.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVJ5fpZkhIdtLQOUV8qixz_tNExXxrIYbGc3BHYyh4A9CnbKmSgS-Wx9ebSYmldy1PXAfHQuVhdwZejoqgLSv3mtsayusFeqsRjO-xY8PVZLrbVA0RS8ppui-Xh9nD48Imi3OYFe7ZlIA/s1600/henryk_pobozny.jpg" /></a></div><br />
<i>Nagrobek Henryka Pobożnego (zdjęcie przedwojenne, z ok. 1940). Warto zwrócić uwagę na postać Tatara leżącego pod stopami księcia zamiast tradycyjnego lwa albo smoka.</i><br />
<br />
<br />
Konkluzja? Wraz z ustalaniem się wzorca rycerza chrześcijańskiego doszło do stworzenia toposu obejmującego nie tylko cechy własne zmarłego, ale też i jego symboliczne stopieniu z ideałem. <br />
<br />
Brzmi prawdopodobnie? Moim zdaniem ma wszelkie pozory sensu, a przynajmniej ma go więcej, niż wciskane na siłę uzasadnienia o „celowym eksponowaniu cech płciowych” (wysunięte udo miało być tu „wabikiem”) tych złych, dominujących i agresywnych samców.<br />
<br />
Odrobinę cierpliwości- jesteśmy już naprawdę blisko naszych sarmatów. <br />
<br />
Jak wspomniałem wcześniej z biegiem czasu leżące posągi zaczęły ulegać zmianie i upodabniać się do obrazu zmarłego leżącego na marach. Powieki opadają, fałdami szat zaczyna władać grawitacja. Poza, początkowo sztywno wyprostowana, nabiera trupiego bezwładu. Jest to oczywiście pochodna przemian zachodzących w umysłowości społeczeństwa i tego, jak myślało ono o śmierci. Po raz kolejny- dzieło sztuki pozostaje zapisem czasów które je stworzyły, zawiera wpisane w siebie DNA krajobrazu myślowego epoki w której powstało. W XIV i XV wieku obraz zaświatów, wizja tego, co dzieje się po śmierci jest radykalnie inna od tej, która funkcjonowała w wieku XIII-tym. Inną też funkcję ma pełnić stawianie wiernym przed oczy wizerunków tych, którzy żyli przed nimi. Nowy przekaz wymaga nowej formy. Po doświadczeniach Czarnej Śmierci, po wielkich epidemiach, spokojni, wyciszeni, oczekujący powtórnego przyjścia umarli, stojący w bramie wieczności, nie pasowali do obrazu śmierci drapieżnej i agresywnej. Koniec końców to wtedy wyrazistości, pełnego kształtu nabrała Macabre- wtedy jeszcze pisana z pełnej litery, najzupełniej osobowa. Śmierć będąca nieledwie żywiołem. Stąd odwrót od cichych i pełnych godności wyobrażeń chwały ku – nomen omen- makabrycznym wyobrażeniom gnijących zwłok. Średniowiecze nie tyle kończy się w swojej złotej jesieni, co kona w konwulsjach transi, wśród ropuch i robactwa. <br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4Y6miNbQZMbNNKPuaPSOEKBN1lXS7wDD6h3zgPwKslelmElxRSic9nx9Wt2fkDBX7RX3eb3_IEMDseg_mmWMgvIK2Oqt3JSl518zGDAE_jioREVTdwNZ4Wp9iDnxhxVKFUHEzE-03RDU/s1600/Transi_Guillaume_Lefranchois_Arras_31052014_02.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi4Y6miNbQZMbNNKPuaPSOEKBN1lXS7wDD6h3zgPwKslelmElxRSic9nx9Wt2fkDBX7RX3eb3_IEMDseg_mmWMgvIK2Oqt3JSl518zGDAE_jioREVTdwNZ4Wp9iDnxhxVKFUHEzE-03RDU/s400/Transi_Guillaume_Lefranchois_Arras_31052014_02.jpg" width="400" height="217" /></a></div><br />
<i>Guillaume Le Franchois, Arras</i><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinNUEfNEQNej2vgUCZtWQQlz_xk7se77jKu5hvqetjI13sm2ws8XCY2lGFIVsaqIVd9lncM6u5KHAgSmsVQ4_ZiP9kHK_sftaRfYC9Bar4fyBLVpNa3zRY1UJ3ELohyphenhyphenPd1UPR6vrhnXHM/s1600/1280px-Gisant_Guillaume_de_Harcigny_Mus%25C3%25A9e_de_Laon_280208_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinNUEfNEQNej2vgUCZtWQQlz_xk7se77jKu5hvqetjI13sm2ws8XCY2lGFIVsaqIVd9lncM6u5KHAgSmsVQ4_ZiP9kHK_sftaRfYC9Bar4fyBLVpNa3zRY1UJ3ELohyphenhyphenPd1UPR6vrhnXHM/s400/1280px-Gisant_Guillaume_de_Harcigny_Mus%25C3%25A9e_de_Laon_280208_1.jpg" width="400" height="282" /></a></div><br />
<i>I jeszcze Guillaume de Harcigny. Choćby dlatego, że nagrobki tego typu są równie fascynujące, co nieznane</i><br />
<br />
Nawet jeśli wyobrażenia na nagrobkach nie posuwają się do tego ekstremum, to jednak akcent bardzo wyraźnie przesuwa się w stronę podkreślenia vanitatywności. Skoro wcześniej wspominałem o funkcji, jaką zmarli pełnili w społeczeństwie- warto wrócić do niej bo nie jest pozbawiona znaczenia (choć jest dość oczywista). Ciągle pozostają oni obecni- lecz wyłącznie jako przypomnienie sic transit gloria mundi. Kazimierz Jagiellończyk, ubrany w pełen strój ceremonialny króla Polski, z wszystkimi atrybutami, wijący się w agonii na wawelskiej tumbie. Mimo tej przemiany interesująca nas nózia ciągle w pewnych momentach pozostaje skrzyżowana. Co prawda nie jest już to wykrok czy gest deptania smoka- to poza kogoś kto leży. Początkowo- nieboszczyka, ale niedługą chwilę potem, wcale niekoniecznie pod wpływem renesansu, zachodzi kolejna volta. Oto- jak wiedzą ci, którzy nieleniwie zajmowali się teologią, zmarli stają się tymi, którzy „zasnęli w Panu”. Wyobrażenia wyjątkowo szybko dopasowują się do tego obrazu, czemu- na poziomie czysto ludzkim chyba dość trudno się dziwić. Bliski pozostaje upamiętniony w bardzo kameralny sposób- takim, jakim był w życiu. On nie odszedł- on tylko śpi. Jest duszą, która dzięki opiece boskiej trwa- jak śpiący bracia z Efezu (ta legenda również powraca)- do czasu kiedy archanioł zadmie w trąbę. Proste i dla nas wręcz naturalne- ale w kontekście wymienionych powyżej przemian widać, jak bardzo rewolucyjne. To, co na początku wydaje się być mało znaczącą zmianą (ot, otwarte albo zamknięte oczy postaci na nagrobku) przesądza o przesłaniu całości. Sprawia, że mamy do czynienia z kompletnie inną narracją, inną wizją nie tylko człowieka, ale i całego uniwersum.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdsMhHDgCOkK9qYpnT_U9g4jXjXM0oijcjG7DaupJq0TLSUDUOpeUjkJuxgxI-sb1I-XL6owGI6uIM9dMI2HsNgsV3nXt7SY2C5US9f7pvb0HPUTL-flbzj1MucSaM-bGiwo9pBOm6XMk/s1600/nagrobek_batorego.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdsMhHDgCOkK9qYpnT_U9g4jXjXM0oijcjG7DaupJq0TLSUDUOpeUjkJuxgxI-sb1I-XL6owGI6uIM9dMI2HsNgsV3nXt7SY2C5US9f7pvb0HPUTL-flbzj1MucSaM-bGiwo9pBOm6XMk/s400/nagrobek_batorego.jpg" width="400" height="273" /></a></div><br />
<i>Nagrobek Stefana Batorego.</i><br />
<br />
Pora wrócić do naszych brzuchatych sarmatów. Oto w czasach, kiedy zabierano się do budowy kaplicy zygmuntowskiej, wiedza o tym, dlaczego XIII wieczni rycerze układali nóżki w iksik była już dawno zapomniana. Co więcej- w zachodniej europie stworzono legendę która miała wyjaśniać te cudaczne wygiby (tę o pozie będącej znakiem rozpoznawczym krzyżowców). Jako że nasz sarmatyzm zaczynał dopiero się kształtować, a wraz z nim- i z nowymi zagrożeniami militarnymi- pojawiała się ideologia przedmurza, owa atrakcyjna wizja bardzo szybko zapuściła u nas korzenie. Dodajmy do tego wszystkiego fakt, że nasi królowie wybierają dla siebie kostiumy miles christianus- chrześcijańskich wojowników idealnych dokładnie w chwili, kiedy król przestaje być przedstawicielem rodu panującego, a staje się "jednym z nas"- wybranym i namaszczonym, wyniesionym "pod boskie błękity", ale ciągle- jednym ze szlachciców. Społeczność sarmacka za wszelką cenę chciała- choćby na poziomie ikonografii- równać w górę, stąd wszystko, co tylko wymyslali stojący na świeczniku, błyskawicznie trafiało pod strzechy. Może i nie tak przepyszne i wysycone, może z piaskowcem zamiast marmuru i nieco kulawą anatomią- ale z zadęciem równie pańskim co i u najjaśniejszego. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYvGyUuNE0Fs3UVNRX7QkrIScKZAaVrqOUcw2KF2LFgF7YZYKv_FmhMkD_q2-l-IqKckvOJXvdjYhGymgK7PxE94jSqHKaHTkQ0YgI2mG4LfBF159bpHXvJFUDzGwrB-Xef-yxbvWt_d4/s1600/jakub+drzewicki.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYvGyUuNE0Fs3UVNRX7QkrIScKZAaVrqOUcw2KF2LFgF7YZYKv_FmhMkD_q2-l-IqKckvOJXvdjYhGymgK7PxE94jSqHKaHTkQ0YgI2mG4LfBF159bpHXvJFUDzGwrB-Xef-yxbvWt_d4/s400/jakub+drzewicki.jpg" width="400" height="212" /></a></div><br />
<i>Nagrobek Jakuba Drzewickiego, 1563, kościół parafialny w Drzewicy</i><br />
<br />
Nie wychodząc z katedry wawelskiej można podpatrzeć, co dzieje się z nogami trzech naszych kolejnych królów, jak w pełni plastyczne rzeźby Zygmuntów Starego i Augusta ulegają ponownemu wypłaszczeniu na płycie nagrobnej Stefana Batorego. Ciało traci swoją, w gruncie rzeczy mało ważną cielesność- podporządkowuje się rytmowi linii. Ciągle pozostaje portretem (wspomniana wcześniej królewska brodawka), ale równocześnie przemienia się w znak. Symbolem jest i zbroja, i miecz, i ręka wciśnięta pod głowę, i zamknięte oczy, i wreszcie nogi założone na krzyż. Memento zmarłego przekształca go w zbiorowisko symboli. Bezgłośna mowa umarłych. Język martwy w więcej niż jednym znaczeniu. Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-91308754974030966322016-03-14T19:03:00.001+01:002016-03-14T19:03:28.873+01:00TempoKilka słów (albo postów) o podstawowych pojęciach szermierki dawnej, z pojęciem tempa otwierającym stawkę..<br />
<br />
Tempo jest jednym z najważniejszych i równocześnie jednym z najczęściej błędnie rozumianych terminów szermierczych. Ujmując rzecz możliwie prosto- to odcinek czasu jaki zajmuje dowolna akcja. Jeśli wykonuję cięcie- czas od rozpoczęcia do zakończenia ruchu to tempo. Blok ? To samo. Krok ? Unik ? Wypad ? Ponownie. Każda z możliwych do wyodrębnienia akcji zajmuje jedno tempo. Nie może zajmować więcej, nie może zajmować mniej. Oczywiście tempo tempu nierówne- tempo obszernego cięcia z ramienia jest dłuższe niż tempo cavazzione (czy- używając terminologii miecza chińskiego- jiao 絞). Co więcej- tempo tej samej akcji u różnych szermierzy może się różnić- tempo mojego pchnięcia może być dłuższe bądź krótsze, zależenie od stopnia wyszkolenia, budowy ciała, osobistych preferencji czy choćby przyjętej taktyki. <br />
<br />
Dlaczego pojęcie tempa pojawiło się w teorii szermierki i czemu jest tak ważne? <br />
<br />
Przyjmijmy czysto abstrakcyjną sytuację, w której w starciu bierze udział dwóch identycznych przeciwników. Są tacy sami jeśli chodzi o czas reakcji, budowę ciała, psychikę- ot, odbicie lustrzane. Kiedy jeden z nich wykonuje atak- drugi w tym czasie musi zareagować. Nie jest istotne czy zareaguje blokując, wykonując unik czy nawet- zakładając że jest samobójczym desperatem- atak. Ważne, że każdy z nich wykorzysta tempo, po czym- chcąc kontynuować- będzie musiał wykorzystać następne. Na pewnym poziomie wyszkolenia prowadzi to do impasu, ponieważ o ile przeciwnikom uda się unikać przesadnie długich akcji każdy z nich pozostanie bezpieczny, a starcie będzie trwało w nieskończoność. Ty atakujesz- ja blokuję. Ja atakuję- ty wykonujesz unik. Atakujesz po uniku- ja wykonuję swój. Ten rodzaj taktyki szermierczej to walka na dwa tempa (atak i blok to dwie oddzielne akcje). W naszej laboratoryjnej, hipotetycznej sytuacji oznacza to, że starcie pozostanie nierozstrzygnięte. W bardziej realistycznych warunkach oznacza to, że starcie wygra ten, kto w dowolny sposób zmniejszy tempo swoich akcji do minimum, tak, żeby przeciwnik nie zdążył zareagować. Jako że możliwości ludzkiego ciała są ograniczone (podobnie jak ilość czasu jaki człowiek może poświęcić na pracę nad nim), jedyną realną możliwością skrócenia czasu akcji jest dopasowanie broni. Im krótsze, cieńsze, lżejsze ostrze- tym krótsza akcja, a tym samym tym większe szanse na to, że przeciwnik nie zdąży na nią zareagować. Między innymi z tego powodu szermierka na dwa tempa jest domeną broni bardzo lekkich, takich jak choćby szpada. Takie podejście do taktyki walki ma również tę niewątpliwą zaletę, że jest najłatwiej przyswajalne, wręcz instynktowne, dzięki czemu właściwie wszystkie dawne podręczniki szermierki, czy to chińskie, japońskie, włoskie czy hiszpańskie, uznają je za pierwszy krok na drodze do nauki. Z punktu widzenia taktyki nie jest ono jednak pozbawione wad. <br />
<br />
Jeśli przeciwnicy walczą długą bądź/i ciężką bronią (przy czym i jednego i drugiego nie ma co demonizować- mówimy o wielkościach rzędu 1- 1.5 kg wagi i 120 cm długości), to każda błędna akcja będzie wyjątkowo groźna dla popełniającego pomyłkę. Długie tempo (wymuszone wymiarami broni) pozwoli przeciwnikowi na wykorzystanie okazji. Przerysowując na potrzeby przykładu: mamy dwóch gości z wielkimi młotami kowalskimi na 2-metrowych trzonkach. Każdy młot waży 15 kilo. Chybiony atak oznaczał będzie całkowitą utratę możliwości obrony (nie ma szans na powrót na czas do pozycji wyjściowej). Stąd, na całym świecie, wraz z pojawianiem się dłuższych i cięższych odmian broni, szermierka na dwa tempa ustępuje miejsca innej, nieco bardziej zaawansowanej taktyce- szermierce na jedno tempo. Polega ona na tym, że każda akcja ofensywna jest równocześnie defensywną (i vice versa). Jeśli wykonuję pchnięcie- to staram się wykonać je w taki sposób, żeby równocześnie zepchnąć bądź w inny sposób zneutralizować broń przeciwnika. Jeśli bronię się- to tak, żeby nie tylko uniknąć ataku, ale też żeby w tym samym czasie wyprowadzić własny. Z punktu widzenia techniki walki jest to zdecydowanie trudniejsze, natomiast oprócz niewątpliwej zalety, jaką jest o wiele lepsze wykorzystanie tempa (upakowania w nie obrony i ataku), posiada jeszcze i tę, że szermierz zawsze ma „w zapasie” możliwość powrotu do walki na dwa tempa, w razie, gdyby któraś z akcji nie wyszła. I tak obrona, w której część „zaczepna” nie wyjdzie ciągle pozostanie skuteczną obroną na dwa tempa, a atak, w którym nie wyszła część „obronna”, nadal pozostaje groźnym dla przeciwnika atakiem.Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-32958289203057623812014-06-23T05:41:00.002+02:002014-06-26T03:33:40.071+02:00Pam pam pam, na bębenku marsza gramByło o dość złowieszczych zmiennokształtnych kotach, było o niekoniecznie miłych i również zmiennokształtnych lisach, pora na tanuki. Jak poprzednicy tanuki jest zwierzęciem jak najbardziej realnym- najczęściej uważa się je za odmianę jenota. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6GMTdsW4S67cujRj9hQW6_D4II38C1dSrwpxX5WIumuujiWqw8q-Gxrb-xrQcRtqTcsNX4RGduS8NGly6y31ochwKkA1-fl0OThR5H5s43ZeYZ_5kbCOFURRhFQQxojn7e1vYthpo7j4/s1600/7096464285_4a69acfd25_o.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6GMTdsW4S67cujRj9hQW6_D4II38C1dSrwpxX5WIumuujiWqw8q-Gxrb-xrQcRtqTcsNX4RGduS8NGly6y31ochwKkA1-fl0OThR5H5s43ZeYZ_5kbCOFURRhFQQxojn7e1vYthpo7j4/s320/7096464285_4a69acfd25_o.jpg" /></a></div><br />
<i>Klasyczne wyobrażenia tanuki- przynoszace szczęście figurki w japońskim magazynie. Ot- wypisz wymaluj nasze gipsowe zwergi.</i><br />
<br />
Mity o zmiennokształtnych tanuki przywędrowały do Japonii z Chin około VII wieku, więc stosunkowo wcześnie i ówczesny obraz aktywności tych stworzeń niewiele różnił się od tego, co legendy mówiły na temat lisów (do tego stopnia, że określenia obu zwierząt były czasem stosowane zamiennie). Podszywanie się pod ludzi (ze szczególnym upodobaniem kobiet- jak widać reguła idź złoto do złota także i tu znajdowała swoje potwierdzenie), opętania, wodzenie na manowce, słowem- cała paleta lisich przestępstw znajdowała się w repertuarze wczesnych legend związanych z tanuki. Około XI wieku dokonała się ważna przemiana- lisy stały się służkami Inari, tym samym nabierając bardziej ambiwalentnego charakteru. Jako popychadła bóstwa otrzymały część jego splendoru, stając się nieco bardziej dystyngowane i inteligentne. Tanuki miały mniej szczęścia- uznano je za głupsze od lisów, mniej zdolne, subtelne, słowem- prostackie. Co ciekawe w tym pierwszym okresie funkcjonowania bake- tanuki, legendy z nimi związane nie są jakoś szczególnie popularne. Prawdziwa eksplozja opowieści o nich następuje o wiele później, gdzieś w końcówce XVI-go i początku XVII-go wieku, w- jakże by inaczej- mieszczańskiej kulturze wielkich miast. Dopiero w tym czasie wizerunek tanuki staje się tym, co dziś uznajemy za „klasyczne” i „kanoniczne” wyobrazenie tego zwierzęcia. Warto wspomnieć, że o ile przebieranki lisów są zwykle dość złowróżebne, o tyle w przypadku tanuki w najgorszym razie kończy się na głupawych żartach. Zwierzęta te są o wiele bardziej przychylne ludziom, a opowieści w których odgrywałyby rolę czarnych charakterów pochodzą głównie z okresu Heian. Kolejną ważną różnicą pomiędzy tanuki i lisami jest fakt, że te pierwsze z dużym upodobaniem przebierają się za przedmioty nieożywione- imbryki, podesty i inne temu podobne, by w kluczowym momencie powrócić do swojej prawdziwej postaci, napędzając stracha całemu otoczeniu. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcIoEpXGV7Wt_JeGITPWzk-ZnbzM2S-28vM1lz4ODzHp2HROdtgEcoeqXYaDA6Mg1Na6rY2EnbGcKY1NEGNQ0uH_79oYg5Isqqx8C5udfZHk40Ao7IHtqcM3uJq4c23a78i7cIzVLPHi0/s1600/Yoshitoshi_Rainy_Day_Tanuki.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjcIoEpXGV7Wt_JeGITPWzk-ZnbzM2S-28vM1lz4ODzHp2HROdtgEcoeqXYaDA6Mg1Na6rY2EnbGcKY1NEGNQ0uH_79oYg5Isqqx8C5udfZHk40Ao7IHtqcM3uJq4c23a78i7cIzVLPHi0/s320/Yoshitoshi_Rainy_Day_Tanuki.jpg" /></a></div><br />
<i>Drzeworyt Yoshitoshiego, dość dobrze pokazujący przerośnięte... bębenki. Oczywiście jak najbardziej ikoniczne i koszerne wyobrażenie z epoki Edo.</i><br />
<br />
Jak wygląda „typowe” tanuki ? Przede wszystkim: porusza się na dwóch tylnych łapach (czyli „jak człowiek”). Ma wielkie brzuszysko, którego używa jako bębna, grając na nim z dużą wprawą, by zabawiać towarzystwo bądź by zwodzić nieostrożnych podróżnych na manowce (w większości legend podróżujący przez bagna słyszą dźwięki bębenka i widzą światła- kiedy podążają za nimi kończą gdzieś w środku śmierdzącej kałuży). Niektóre tanuki zamiast na brzuchu, grają na swoich, równie przerośniętych, jądrach. Sztuka jest cierpieniem. W każdym razie oba wykorzystywane przez nie instrumenty są atrybutami powodzenia- płodności i bogactwa. Co ciekawe „klasyczny” tanuki jest- według wielu badaczy- stworzeniem mocno antyklerykalnym. Wielkie brzuszysko, opuchnięty wór, do tego wiecznie pełna butelka sake, słomiany kapelusz i trzymany w łapie nigdy-nie-spłacony-rachunek-za-imprezki mają być formą krytyki zachowań typowych dla buddyjskich bonzów. <br />
<br />
<br />
<br />
Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-77078965243847241862014-01-22T21:33:00.004+01:002014-01-23T19:27:36.560+01:00Chodzi lisek koło drogi...Lisy pełniły w folklorze japońskim rolę „czarnego luda”. Jeśli jakiekolwiek zwierzęta oskarżano o jednoznacznie zły charakter - były nimi właśnie lisy. Oczywiście – koty, o których pisałem wcześniej, czy tanuki, również miały swoje za uszami, bywały mordercze, demoniczne, przerażające, ale jeśli szukać stworzenia, którego bezinteresowna, złośliwa skłonność do szkodzenia ludziom przebijałaby wszystko inne, to kiedy już opadnie kurz, na polu bitwy pozostaną tylko lisy i kobiety.<br />
<br />
Wierzenia, o których mowa (te dotyczące lisów), są dość powszechne na terenie całej Azji. Do Japonii przybyły z Chin, gdzie pierwsze ich ślady odnaleźć można w pochodzącej z 4 wieku p.n.e. (choć wielokrotnie później przerabianej i edytowanej) księdze Shan-hai Ching (Księgi Gór i Mórz), klasycznym tekście składającym się z krótkich opowieści o najróżniejszych cudeńkach, jakie można zobaczyć na świecie. Opisuje on krainy geograficzne, zasiedlające je stworzenia i rośliny, często przytacza związane z nimi legendy, czy - bardziej praktycznie - sposoby wykorzystania ich w medycynie. Głęboko w pas kłaniają się analogie z europejskimi „opisaniami świata” czy bestiariuszami.<br />
<br />
Według Shan-hai Ching lisy z dziewięcioma ogonami potrafią mówić głosem podobnym do głosu ludzkiego dziecka, a ich mięso chroni osoby, które je zjedzą, przed wszelkim złem. <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixMZdEyj4vP-DC9i-pwRobjA8bHN-K6EZePx7_9cSnwpfypJeOqNcQ_RLrfxPoP0Imzk9u0AYeQimvZBq8rNeEQbBCd4cx4TrtyRtR9whNxtLL9htblLIcREBN7XAnWfPKHnUD-ffUrz4/s1600/NineTailsFox.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixMZdEyj4vP-DC9i-pwRobjA8bHN-K6EZePx7_9cSnwpfypJeOqNcQ_RLrfxPoP0Imzk9u0AYeQimvZBq8rNeEQbBCd4cx4TrtyRtR9whNxtLL9htblLIcREBN7XAnWfPKHnUD-ffUrz4/s320/NineTailsFox.JPG" /></a></div><br />
<i>Ilustracja do jednego z późniejszych wydań Shan-hai Ching</i><br />
<br />
Nieco późniejsze dzieło, Księga Zhou, wyjaśnia, że biała lisica o dziewięciu ogonach została zesłana z niebios jako rodzaj gwaranta zachowania porządku - bóstwo mające opiekować się cesarzem, kiedy ten spełnia wolę nieba, lecz również mogące doprowadzić do zrzucenia go z tronu, kiedy utraci mandat niebios. W tym drugim wcieleniu zwierzę stało się symbolem rewolucji, oporu wobec władzy co - jak nietrudno się domyślić - bardzo szybko (już za panowania dynastii Han) doprowadziło do przypisania mu cech demonicznych. Od tego czasu biały lis o dziewięciu ogonach stał się klasycznym „czarnym charakterem” legend. <br />
<br />
W najwcześniejszej wersji tej historii, powtarzanej później w różnych wersjach, lisica miała opętać Mo Xi, nałożnicę króla Jie z państwa Xia, co doprowadziło do upadku całej dynastii. Opowieść ta miała prawdopodobnie służyć pokazaniu tego, do jak okrutnych działań posuwają się niebiosa, wspierając prawowitych władców, jednak z czasem zaczęła żyć własnym życiem. Jej zręby pozostawały te same - mamy piękną kobietę, która posiada władzę nad sercem władcy, a która z czasem okazuje się być żywiącym się ludzkim ciałem i krwią demonem (wspominane wcześniej opowieści o demonicznym kocie są późniejszą redakcją tego samego mitu). Koniec końców maskarada wydaje się, ktoś tam znajduje trupy, ktoś inny przepędza demona (lub ucieka on sam, wystraszony szczekaniem psów). Oczywiście zmieniali się bohaterowie. Jie z Xia został zastąpiony przez Zhou z Shang (zawodowo również króla), dynasta Xia przez dynastię zachodnią Zhou. Po przeniesieniu opowieści na grunt japoński, opętaną będzie słynna kurtyzana Tamamo-no-Mae, zaś jej niedoszłą ofiarą cesarz Konoe.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgra_nuXMhBpn4i8n0ZvRg7jmUL4Fcb1PDGemaS0pRxielwS-pIQOqSIZJKMvuosTkd6LMAd5DF_dlLtOtdrwGHqr9gPSKQ5-OAyeeJdcQkWDOcoHGh9JXQviQIhYNF4UP3UniNhFlf7VA/s1600/Hokusai_Sangoku_Yoko-den.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgra_nuXMhBpn4i8n0ZvRg7jmUL4Fcb1PDGemaS0pRxielwS-pIQOqSIZJKMvuosTkd6LMAd5DF_dlLtOtdrwGHqr9gPSKQ5-OAyeeJdcQkWDOcoHGh9JXQviQIhYNF4UP3UniNhFlf7VA/s320/Hokusai_Sangoku_Yoko-den.jpg" /></a></div><br />
<i>Artystyczna wizja japońskiej wersji tej opowieści. Hokusai.</i><br />
<br />
Oczywiście to zaledwie jeden z rodzajów opowieści związanych z lisami. Stworzenia te nazywano na wyspach kitsune. Ich główną zdolnością była umiejętność przyjmowania postaci ludzkiej (są kolejnymi - po kotach - groźnymi „człowiekołakami”). W niektórych legendach dokonują tego „tak po prostu”, bez żadnych rytuałów czy akcesoriów, w innych - konieczne są różnego rodzaju przygotowania. Najbardziej charakterystyczny był przesąd o tym, że chcący zająć się taką przebieranką lis musi przez jakiś czas balansować umieszczoną na głowie ludzką czaszką (w niektórych wersjach do czaszki dorzuca się najróżniejszych śmieci - liści, trzcin i temu podobnych). Jeśli się uda - przeistoczenie będzie niemal doskonałe. Jedyną cechą, dzięki której można odkryć podstęp, jest strach przed psami lub - w niektórych wersjach legend - ukryty pod odzieżą ogon. Lisy słyną z tego, że tworzone przez nie kreacje kobiece są zwykle prześliczne, co dało podstawy określeniu „kitsune-gao”, lisia twarz, używanemu do opisania osoby o wąskiej twarzy, z wysoko umieszczonymi, wydatnymi kośćmi policzkowymi i oczyma osadzonymi blisko siebie. W pewnych okresach dokładnie tak wyglądał ideał piękna kobiecej twarzy.<br />
<br />
Zanim przejdziemy do omówienia lisów będących yokai, warto wspomnieć o tych pełniących nieco bardziej chwalebne funkcje. Otóż kitsune są służkami Inari - jednego z ważniejszych bóstw shinto, opiekuna plonów, bóstwa ryżu, herbaty i płodności, a w dawniejszych czasach patrona kupców i kowali zajmujących się produkcją mieczy. W każdej świątyni Inari znajdzie się para posągów kitsune, zwykle przedstawianych z jakimś magicznym przedmiotem (najczęściej spełniającym życzenia klejnotem) w pysku lub łapie. Wierzy się, że nawet wyobrażenie lisa ma dość mocy, by rozproszyć złą energię (kimon).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrV-kK_kNN_dsjNNUc9iPOtalTQo1MD_ANtyiy6ZNYr9xodJWOXzxAM19oPhlRCaXrGN4hHaww3CLf2QhAW-WL5v5JDUcTTo41vWMCQyMXeDxK95V2ZEYOUgObi3Fqv7srIeYK6edONIM/s1600/Blacksmith_Munechika,_helped_by_a_fox_spirit,_forging_the_blade_Ko-Gitsune_Maru,_by_Ogata_Gekk%C5%8D.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrV-kK_kNN_dsjNNUc9iPOtalTQo1MD_ANtyiy6ZNYr9xodJWOXzxAM19oPhlRCaXrGN4hHaww3CLf2QhAW-WL5v5JDUcTTo41vWMCQyMXeDxK95V2ZEYOUgObi3Fqv7srIeYK6edONIM/s320/Blacksmith_Munechika,_helped_by_a_fox_spirit,_forging_the_blade_Ko-Gitsune_Maru,_by_Ogata_Gekk%C5%8D.jpg" /></a></div><br />
<i>Inari w otoczeniu lisów pomaga miecznikowi Munechika w wykuciu ostrza nazywanego potem "Małym Liskiem".</i><br />
<br />
Jeśli idzie o yokai, możemy je z grubsza podzielić na zenko (czyli „dobre” lisy, czasem wprost utożsamiane z posłańcami Inari) i yako (czyli „polne” lisy), mające o wiele bardziej demoniczne usposobienie. Rozróżnienie jest dość późne i, mówiąc szczerze, dość problematyczne - wszystkie kitsune mają dość podobne „charaktery”. Są kochliwe, psotne i niewiarygodnie wręcz mściwe (co upodabnia je do innych wyjątkowo szkodliwych i niestety niemitycznych istot). Te „dobre” często latami pozostają w związkach z zakochanymi ludźmi, odgrywając role modelowych żon, ba - mając potomstwo. Motyw pięknej małżonki, która musi odejść po tym, kiedy jej mąż, zwykle przypadkiem, odkrywa jej prawdziwą naturę, jest tu najczęściej powtarzanym typem opowieści. Najstarsze ludowe wyjaśnienie znaczenia słowa kitsune, przytoczone w opowieści z 6 wieku n.e., opiera się na grze słów kitsu-ne- czyli „przychodzi i śpi” oraz ki-tsune - „zawsze przychodzi”. Ma być pozostałością po historii o zakochanym rolniku, którego żona-lisica spędzała z nim noce jako kobieta, a nad ranem, w swej prawdziwej, zwierzęcej postaci, uciekała do lasu. Opowieści oparte na tym schemacie są chyba jedynymi jednoznacznie „dobrymi” historiami o lisach - we wszystkich innych odgrywają one role stworzeń w najlepszym razie kłopotliwych.<br />
<br />
I jedne i drugie lisy specjalizują się w głupich kawałach w rodzaju przebrania się za prowokujące gejsze, zaciągnięcia jakiegoś nieszczęśnika na jawiące mu się jako wykwintny dom rozrywki bagna, , napojenia i nakarmienia aż do granic i ulotnienia się. Całość nie byłaby może szczególnie dokuczliwa, gdyby nie fakt, że goście lisów karmieni są ich odchodami i pojeni moczem, które to specjały w momencie rozwiania się czaru wracają do swej pierwotnej postaci, co nieszczęsna ofiara odchorowuje przez kilka dni. <br />
<br />
Lisy „polne”, czyli yako, to stworzenia nieco inne niż kitsune - o wiele mniejsze od zwykłego lisa, rozmiarów plus-minus łasicy, w kolorze czarnym, białym bądź całkiem niewidzialnym. Jeśli wierzyć opowieściom, mają one być niedościgłymi mistrzami opętań. O ile duch zazdrosnej kobiety (niekoniecznie martwej) może doprowadzić rywalkę do obłędu (świetnym przykładem będzie tu historia Rokujo z Genji Monogatari, która wykończyła rywalkę nawet o tym nie wiedząc), o tyle kitsunetsuki - opętanie przez lisy - jest sprawą o wiele bardziej skomplikowaną. Ofiary, którymi są niemal wyłącznie młode kobiety, nabywają zdolności mówienia obcymi językami, czytania i pisania, wykazują też niezwykły apetyt na tofu i słodką fasolę (według legend przysmaki lisów), które to upodobanie znika bezpowrotnie wraz z ustaniem opętania w sposób tak radykalny, że ex-opętane nigdy w życiu nie dotykają „lisich” dań. Niezastąpiony Lafcadio Hearn opisuje, jak to na ciele opętanych pojawiają się żyjące własnym życiem guzy czy wybrzuszenia, które „uciekają” kiedy spróbuje się nakłuć je jakimś ostrym przedmiotem. Inne źródła wspominają, że jeśli yako poliże bliznę po oparzeniu lub ślad po ospie - osoba polizana nieodwracalnie umrze w mękach. Remedium miało być rozrzucanie wokół siebie popiołu.<br />
<br />
Metody leczenia tego rodzaju przypadłości były różne. Zaczynano po dobroci - od egzorcyzmów i składania ofiar w świątyniach Inari. Kiedy to nie skutkowało, nieszczęsną dręczono na rożne sposoby, chcąc wypłoszyć zamieszkującego jej ciało demona. Dostawała solidny łomot od zgromadzonego kolektywu, była głodzona, przypalana, topiona - słowem stosowano wszystko, co tylko miłosierni współplemieńcy byli zdolni wykombinować. Paralele z europejskimi opętaniami są tu wręcz zaskakujące. Metodą ostateczną, na którą nieczęsto się decydowano, było ogłaszanie polowań na lisy. Hideyoshi miał wystosować do kapłanów opiekujących się świątynią Inari ultimatum, mówiące, że jeśli opętanie młodej kobiety pozostającej pod jego opieką natychmiast się nie skończy, wybite zostaną wszystkie lisy w regionie. Sądząc po braku informacji dotyczących prześladowań lisów za czasów jego panowania, należy przyjąć, że okazało się skuteczne. <br />
<br />
Co ciekawe, kitsunesuki jest najzupełniej autentyczną chorobą psychiczną, jedną z najwcześniejszej (bo już w epoce Heian) wyodrębnionych. Dotknięci nią ludzie święcie wierzą, że zostali opętani przez lisy. Jedzą tofu i azuki, unikają kontaktu wzrokowego, są hiperaktywni i cierpią na bezsenność. Podobno przypadłość ta jest endemiczną odmianą klinicznej lykanotropii, tym bardziej interesującą, że w większości swych "mrocznych" wcieleń lisy wykazują wiele cech wspólnych wampirom czy sukkubom z innych kręgów kulturowych.Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-53376301181325560912014-01-11T22:06:00.003+01:002014-01-11T22:07:43.971+01:00Credo wojownikaNie mam rodziców. Czynię niebo i ziemię moimi rodzicami. <br />
Nie mam domu. Czynię świadomość swoim domem.<br />
Nie mam życia lub śmierci. Czynię rytm oddechu moim życiem i śmiercią.<br />
Nie mam boskiej mocy. Czynię uczciwość moją boską mocą.<br />
Nie mam żadnych zasobów. Czynię zrozumienie moim zasobem.<br />
Nie mam magicznych sekretów. Czynię swój charakter swoim magicznym sekretem.<br />
Nie mam ciała. Czynię wytrwałość moim ciałem.<br />
Nie mam oczu. Czynię blask oświecenia moimi oczami. <br />
Nie mam uszu. Czynię moją wrażliwość moimi uszami.<br />
Nie mam kończyn. Czynię gotowość do działania moimi kończynami.<br />
Nie mam strategii. Czynię umysł "niezaciemniony przez myśl" moją strategią.<br />
Nie mam planów. Czynię "chwytanie okazji za grzywę" moim planem.<br />
Nie mam cudów. Czynię właściwe działanie moim cudem.<br />
Nie mam wskazówek. Czynię zdolność adaptacji do okoliczności moimi wskazówkami.<br />
Nie mam taktyki. Czynię pustkę i pełnię moją taktyką .<br />
Nie mam żadnych talentów. Czynie moją zdolność pojmowania moim talentem. <br />
Nie mam przyjaciół. Czynię mój umysł moim przyjacielem.<br />
Nie mam wroga. Czynię niedbałość swoim wrogiem.<br />
Nie mam zbroi. Czynię dobro i prawość moją zbroją. <br />
Nie mam zamku. Czynię niewzruszony umysł swoim zamkiem.<br />
Nie mam miecza. Czynię brak ego swoim mieczem.<br />
<br />
<i> Anonimowy samurai, XIV wiek.</i>Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-19070249266821479352014-01-10T19:30:00.002+01:002014-03-11T14:20:13.537+01:00Hekiganroku, koan XXXVIII: "Pieczęć serca" FuketsuGdy Fuketsu zajmował stanowisko w administracji prowincji Ei, wstąpił do holu świątyni (by nauczać) i rzekł:<br />
<br />
- Pieczęć serca patriarchy przypomina żelaznego wołu. Kiedy ją unieść, pozostaje odcisk, kiedy pieczęć jest dociśnięta- odcisku nie widać. Czy gdyby nie unosiła się i nie pozostawała w miejscu, czy byłoby właściwym powiedzieć że pozostawiła ślad czy też nie ?<br />
<br />
Wówczas starszy Rohi wystąpił i powiedział:<br />
- Znam tryb działania żelaznego wołu, lecz proszę Cię, Mistrzu, nie obdarzaj mnie pieczęcią.<br />
<br />
Fuketsu odparł:<br />
- Przywykłem już do uśmierzania wielkich fal oceanu przez wyławianie wielorybów, ale jedynym, co tu znajduję, jest żaba, wijąca się w błocie.<br />
<br />
Rohi stał, rozważając to co usłyszał. Fuketsu krzyknął -Kaatz!- i spytał: <br />
- Dlaczego nie mówisz nic więcej, starszy bracie ?<br />
<br />
Rohi dalej stał bez ruchu, zakłopotany. Fuketsu uderzył go miotełką i rzekł:<br />
- Czy pamiętasz co powiedziałeś ? Powiedz coś, a ja to dla Ciebie sprawdzę.<br />
<br />
Rohi próbował coś powiedzieć, wtedy Fuketsu ponownie uderzył go miotełką.<br />
<br />
- Prawo Buddy i prawo królewskie mają tę samą naturę- oznajmił sędzia.<br />
- Jaką wspólną zasadę w nich dostrzegasz- spytał Fuketsu<br />
- Jeśli nie podjąć decyzji wtedy, gdy decyzja powinna być podjęta, pojawia się nieład.<br />
<br />
Wtedt Fuketsu zstąpił z mównicy.<br />
<br />
<br />
<br />
<i>Patriarcha- chodzi o Bodhidarmę. Pieczęć- mowa tu raczej o pieczęci w sensie przenośnym, znaku nieprzerwanej tradycji uwierzytelniającym nauczyciela (na tej zasadzie mówi się, że Bodhidarma przyniósł pieczęć buddyzmu do Chin). Wspomniany żelazny wół to wielka, ruchoma krata, umieszczona w korycie Żółtej Rzeki i zabezpieczająca przed powodziami.</i><br />
Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-40072066062400133802014-01-10T19:04:00.000+01:002014-01-10T19:06:39.603+01:00Hekiganroku, koan XXXVII "Ni jednej rzeczy w którymkolwiek z Trzech Światów" BanzanaW trakcie nauczania Banzan rzekł:<br />
<br />
-Żadna rzecz nie istnieje w którymkolwiek z Trzech Światów. Gdzie w takim razie szukać umysłu ?<br />
<br />
<i>(Mowa oczywiście o świecie pragnień, świecie materialnym i świecie niematerialnym- przypis mój)</i>Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-2713163639546938332014-01-06T20:43:00.003+01:002014-01-06T20:44:49.689+01:00Hekiganroku, koan XXXVI: Chôsa wybiera się na wycieczkęPewnego dnia Chôsa wybrał się w góry, na spacer. Kiedy mijał bramę wracając, starszy mnich spytał:- Gdzie byłeś, Mistrzu? <br />
- Spacerowałem w górach- odpowiedział Chôsa. <br />
- Którędy wędrowałeś?<br />
- Najpierw śladem pachnących traw, potem wróciłem przez opadające kwiecie.<br />
- Wszystko to brzmi bardzo wiosennie- powiedział starszy mnich.<br />
- To lepsze niż jesienna mgła opadająca na kwiat lotosu- rzekł Chosa<br />
<br />
(Setchô skomentował: Jestem wdzięczny za tę odpowiedź)<br />
<br />
<br />
Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-6667339260993014842013-11-15T15:49:00.001+01:002013-11-15T15:49:07.404+01:00Bez tytułu VIIPrzez kilka kolejnych dni czułem się nieszczególnie. Dopadła mnie gorączka, katar, kaszel i wszelkie inne boleści. O szlifowaniu nie było mowy. Owinąłem się w kraciasty, czerwono- błękitny koc, postawiłem przy łóżku czajnik elektryczny, pudełko herbaty, cukier i baniak z wodą, przytargałem stertę książek i zabrałem się za chorowanie. Nie żadne tam bohaterszczyzny, „e, nic mi nie jest, przechodzę”. Nic z tych rzeczy. Solidne, męskie roztkliwianie się nad sobą, podparte bezpłatnym urlopem (zabawne, jakby freelancerom ktokolwiek oferował inne opcje) i potrzebą odetchnięcia od wszystkiego. Żadnych nietypowych snów. Żadnych dziwactw. Dobre, klasyczne chorowanie. Leżałem w betach, czując jak wraz z potem wypływa ze mnie cała chęć do robienia czegokolwiek. Co i rusz zasypiałem płytkim snem i budziłem się, po to tylko, żeby pociągnąć kilka łyków ciepławej lury, poprawić owijające mnie zwały materiału i zasnąć ponownie. Na poddaszu panował półmrok, miejscami tylko rozjaśniany tymi nielicznymi promieniami słońca, którym udało się przebić przez chroniącą szyby warstwę brudu, kurzu i zaschniętego ptasiego łajna. Na całe szczęście nie męczyły mnie żadne koszmary, płytki sen w który co i rusz zapadałem był znajomą, miękką ciemnością. Zabawa w piekło- niebo. Jasno. Ciemno. Jasno. Ciemno. Ciemno.... chyba pora się odlać.<br />
Wygrzebanie się z mojego kokonu zajęło mi chwilę. Powoli stanąłem na nogi, powoli doczłapałem do drzwi łazienki i wcisnąłem przełącznik światła. Nic. Ciemno. Mogę z tym żyć. Rozkład sprzętów w tej budzie znałem na pamięć, a fakt że większość czasu spędziłem z zamkniętymi oczyma pomagał mi wychwycić choćby zarysy części z nich. Wyciągając przed siebie ręce szurałem w stronę muszli. Jak zwykle w takiej sytuacji z tyłu, za sobą usłyszałem przeraźliwe wycie. Telefon. Sądząc po sygnale- Kika. <br />
<br />
Prawda, nie znasz. Kika to moja... jakby Ci to delikatnie... moja znajoma i równocześnie moja pierwsza, kompletnie schrzaniona, miłość. Znamy się jeszcze z szczenięcych lat, razem chodziliśmy na zajęcia z rysunku, mające przygotować nas do przyszłych studiów na ASP. Po trwającym, jak mi się wówczas wydawało, całe wieki (w rzeczywistości coś koło 4 miesięcy) i dość burzliwym romansie rozstaliśmy się w atmosferze … a zresztą, co ja Ci będę pieprzył, wystraszony uczuciem po prostu uciekłem od niej, bąkając jakieś żałosne usprawiedliwienia. Spotkałem ją kilka lat później przy okazji wystawy. Byłem wtedy wystarczająco dorosły żeby pozować na pełnego dystansu do siebie i świata cynika, co znakomicie ułatwiło nam rozmowę. Pozwoliłem sobie na komfort szczerości i krok po kroku opowiedziałem jej dlaczego kiedyś skończyło się tak a nie inaczej. Rany tak czy tak były już pozabliźniane, a moja prawdomówność (wyjątkowo skuteczna poza) w jakiś sposób pozwoliła jej nabrać do mnie nowej sympatii. W rezultacie zostaliśmy najpierw znajomymi a potem kochankami. Wróć, to zbyt poważne określenie. Nie było pomiędzy nami uczucia. Po prostu, jak się okazało, mimo że działaliśmy niezależnie od siebie, oboje w bardzo podobny sposób spieprzyliśmy swoje szanse na stabilne i spokojne pożycie ze stałymi partnerami, a że znaliśmy się ze starych czasów, mieliśmy do siebie dość zaufania, żeby w ograniczonym zakresie pozwalać sobie na grzebanie we własnych intymnościach. Zwykle kiedy przyjeżdżała do miasta dzwoniła, rzucając krótkie „Jestem”. Odpowiedzią było zwykle „Przyjeżdżaj” lub- o wiele rzadziej „Nie mam czasu”. To wszystko. Bez uzasadnień, bez tłumaczeń. Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Nie do tego służyła ta znajomość.<br />
<br />
Z gaciami przy kolanach spróbowałem kłusować w stronę wyraźnie widocznego światełka telefonu. Wypisz wymaluj- wyścigi w workach, wersja dla dorosłych. Ledwie dopadłem komórki- światełko zgasło. Rozłączyła się. No nic. Memory. Find. Siara. I wszystko jasne.<br />
<br />
Bip<br />
<br />
bip<br />
<br />
bip.<br />
<br />
- Jestem, nie zdążyłem odebrać, przepraszam- prawie widziałem jak unosi kącik ust w tym swoim uśmieszku, mówiącym „tak.... mhm... jak już próbujesz czarować to chociaż postaraj się bardziej”. <br />
- Nie szkodzi. Jestem w księgarni, mam jeszcze parę spraw do załatwienia w galerii, ale wieczór mam wolny. Przyjechać ?<br />
- Ja... jasne, tylko wiesz, choruję. Jesteś pewna że chcesz mnie oglądać w tym stanie ?<br />
<br />
Bip<br />
<br />
bip<br />
<br />
Rozłączyła się. Cała Kika. Zawsze działająca pod wpływem impulsów. Zawsze nieprzewidywalna i zawsze stawiająca na swoim. Dla własnego bezpieczeństwa założyłem, że tym razem jednak przyjedzie- koniec końców od naszego ostatniego spotkania minął jakiś miesiąc, a jak znałem jej zwyczaje to do wegetarianizmu mogła przymusić ledwie jedną ze swoich dziurek. Podniosłem głowę, próbując spojrzeć na otoczenie jej oczyma. Nie... to nie jest gniazdko miłości. Nawet ja na moje, nieprzesadnie wysokie, standardy, poddasze przedstawiało dość żałosny obraz. Cały pokój wypełniony był kwaśnawym odorem potu, wzmocnionym delikatną nutą aromatu trzydniowych skarpet, z delikatnym kontrapunktem przetrawionej fasolki po bretońsku (6.99 za słoik, wystarczy podgrzać w mikrofali). Logiczną konstatacją było: trzeba posprzątać, umyć się , a może i wykąpać. <br />
<br />
Przyjechała dopiero wieczorem, wnosząc ze sobą elektryczny zapach świeżego powietrza i zapach nieprzyzwoicie drogich perfum. Stanęła w przedpokoju, jakby zastanawiając się gdzie położyć torebkę. Znając ceny jej torebek jakoś nie dziwiłem się rozterce. Koniec końców powiesiła to drogocenne cudo na haczyku, na którym zwykle wisiały ścierki do naczyń i nie zaszczycając mnie nawet słowem przedefilowała w głąb mojej domeny. Pomimo porządków całość wyglądała jak praca współzawodnicząca ze stajnią Augiasza w konkursie na dzieło syfiarza wszech czasów. Kika, w swoim idealnie skrojonym kostiumie, z nieodłącznym ironicznym uśmieszkiem bardziej pasowałaby do Holliday Inn czy innego Mariotta (stare, dobre czasy) niż do jednej z gorszych ruin w jednej z gorszych dzielnic jednego z gorszych miast wcale nienajlepszego z krajów. Mimo to- była tu. Kobieta wycięta z żurnala w pomieszczeniu wyciętym z koszmaru. Powoli weszła po schodach na górę, demonstracyjnie prezentując rezultaty niezliczonych przysiadów i hopsasów którymi codziennie się katowała. Moja gorączka jakby zelżała... a może po prostu krew zaczęła lepiej krążyć ? Poszedłem za nią. <br />
<br />
Zatrzymała się zaraz za moim barłogiem. Stała odwrócona do mnie tyłem, twarzą do okna. <br />
<br />
- Chcesz może herba...<br />
<br />
Jeb. Kłująca ciemność. No tak... sam ją uczyłem jak uderzać. Oślepiony i oszołomiony zrobiłem pół kroku w tył. Szczęka pulsowała bólem. Zanim zdążyłem pomyśleć o jakiejkolwiek reakcji poczułem jej palce wpychające się pomiędzy moje wargi. Zdecydowanie nie była w nastroju na konwenanse. Skoro tak... czemu nie, koniec końców obie strony mogą grać w tę grę. Spróbujmy zwolnić, zyskać na czasie. Lewą ręką delikatnie przytrzymałem jej przegub, delikatnie przesuwając językiem po wierzchu dłoni. Nie za mocno. Lizać jak krowa może każdy głupek, sęk w tym, żeby stopniować napięcie, na początku tak naprawdę nie dotykać ciała. Francuzi nazywali to pieszczotą pajęczych nóg- drażnienie nawet nie samej skóry, co pokrywającego ją meszku. Na strunie zbyt luźnej nie da się grać, to samo dotyczy napiętej zbyt mocno. <br />
<br />
Widziałem jak lekko przygryza wargę. Zsuwające się w dół powieki... Otóż błąd moja bardzo droga. Wielki, jebany błąd. Nie zauważyła ruchu bioder. Nie zdążyła się uchylić, trzaśnięta w policzek okręciła się wokół własnej osi i upadła do przyklęku. Obszedłem ją powoli, masując stłuczoną dłoń. Klęczała na brudnej podłodze, pochylona w przód. Włosy zakrywały jej twarz. Wąska spódniczka podjechała do połowy uda. Stanąłem krok przed nią. Ukucnąłem ostrożnie, jak przed zranionym, ale ciągle groźnym zwierzęciem, tak, żeby nasze twarze znalazły się na podobnym poziomie. Nie reagowała. Wysunąłem rękę, odgarnąłem niesforny kosmyk opadających jej na oczy włosów. Przytuliła policzek do mojej dłoni, uniosła na mnie wzrok:<br />
<br />
- Na co, kurwa, czekasz ?<br />
<br />
Zdziwiony ? No tak... zbyt rzadko rozmawiam z ludźmi, zbyt często sam z sobą i przez to zapominam że nie wszyscy zachowują się w ten sposób. Nie wiem czy jest w ogóle sens tłumaczyć- to jedna z tych rzeczy, które są jak pływanie czy umiejętność jazdy na rowerze. Jeśli wiesz o co chodzi- nie potrzebujesz wyjaśnień, jeśli nie wiesz- żadne wyjaśnienia ci nie pomogą. W każdym razie to, co działo się wtedy było dla każdego z nas o wiele bardziej intymne, niż wszystkie maślane buziaczki i tkliwe pitulenia.<br />
<br />
Wszedłem w nią gwałtownie, zagryzając wargi żeby nie krzyknąć z bólu. W ustach czułem metaliczny smak krwi. Pod żebrami wybuchł granat. Świat zwolnił, ucichł... a potem wszystko zniknęło. Została tylko zimna czerń. <br />
<br />
Błysk ostrego, zimowego światła. Leżałem w zimnym błocie. W polu widzenia miałem drewniane słupy bramy, kępę suchych traw. Wszystko widziane z pozycji leżącego na boku, z jednym okiem przyciśniętym do ziemi. Nie mogłem się poruszać. Nie, nie tak że nie mogłem zmienić pozycji. Nie mogłem nawet zwinąć się w kulkę żeby zachować tę resztkę ciepła, która gdzieś tam we mnie krążyła. Żaden mięsień mojego ciała nie reagował. Tylko paraliżujące zimno, przed którym nie było żadnej ucieczki. Nic. Żadnej reakcji. Po chwili przed moimi oczyma przesunęły się kompletnie absurdalne w tej scenerii, lakierowane wściekle jaskrawą czerwienią koturny geta. Poczułem, jak moje sztywne ciało obraca się, jak stawiany do pionu słup. Przede mną stała dziewczynka. Mały smark, może ośmio- , może dziesięciolatka. Cholera wie, nie umiem oceniać wieku nawet europejskich dzieci, a to była Azjatka. Ba, Japonka, jak w mordę, jak skur...iera wycięta. W środku jakiejś cholernej piździawy, bóg wie gdzie i czort wie skąd. Białe kimono. Czerwony pas obi. Czerwone koturny. Pyzata buzia z zaczerwienionymi od mrozu policzkami i malowniczo usmarkanym, perkatym nosem. Zsunięta na tył głowy maska. Jakaś torba czy worek leżący przy nogach. Stało toto jakieś dwa- trzy metry przede mną, wpatrując się z cielęcym zachwytem, który budził we mnie najgorsze instynkty. Gdybym miał jakąkolwiek możliwość ruchu, z miejsca wywaliłbym jęzor, żeby odstraszyć paskudę ale... ciągle nic nie mogłem zrobić. Byłem jak przenośna kamera na statywie. Bardzo zmarznięta przenośna kamera. Mogłem rejestrować co się ze mną dzieje, ale nie miałem najmniejszego wpływu na cokolwiek, nawet zmiana pola widzenia była niemożliwa. Po chwili szczerzenia się, cielątko pogrzebało pod pasem, wyciągnęło spod niego kadzidełko. Zapaliło je i postawiło przede mną, po czym zaczęło giąć się w pokłonach. Jeden, drugi, klaśnięcie w dłonie. Uśmiech kretynki. Wyprost. Zapach pachouli. <br />
<br />
Co jest grane ? Co tu, do kurwy nędzy, jest grane ? Ja rozumiem- kobieta ma między udami bramę do raju. Jadeitowe wrota, highway to fucking heaven, co kto woli, ale to miejsce, to cholerne, pierdolone zadupie nie jest żadnym niebem. Na dodatek co niby robi ten mały troll ?<br />
<br />
Troll jakby wiedział co jest grane wyszczerzył się jeszcze bardziej, dając mi poglądową lekcję tego, jak krzywe mogą być zęby młodocianej Azjatki, po czym zaczął grzebać w leżącym do tej pory na ziemi tobołku. Chwilę później wyprostowała się. W ręku trzymała stary, zardzewiały nóż czy bagnet. Cholera wie tak naprawdę, nie widziałem dokładnie, w każdym razie główną cechą charakterystyczną tego „czegoś” były złogi rdzy i stan „daleko-poza-nadzieją-na-ratunek”. Mina zmieniła się na uroczyście przejętą, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu że mam do czynienia z kretynką. Obsesyjna powaga skupionego na swoim zadaniu matołka. Zsunęła na twarz maskę. Oczywiście biało- czerwoną, niemożliwą do pomylenia z żadnym innym wzorem na świecie maskę lisa. Uklękła. Pochyliła się i w obu dłoniach uniosła nad pochyloną głowę trupa sztyletu, w geście ofiarowania. Usłyszałem cichy, szybki szept:<br />
<br />
- Pełni szacunku wielbimy wielkiego boga dwu pałaców w Ise, Inari o kami, i bogów przyległych świątyń i podległych im pałaców i Sohodo no kami, którego pokornie zapraszam do przybytku ustawionego na tym boskim ołtarzu i któremu dzień po dniu ofiarujemy nasze modlitwy. Z pokorą prosimy, by zechcieli naprawić niezawinione błędy, które popełniliśmy i pobłogosławić nas i obdarzyć łaskami, którymi dysponują w takiej obfitości, byśmy podążali za ich boskim przykładem, wypełniając dobre uczynki na naszej Drodze.<br />
<br />
Zimno zaczęło przemieniać się w żar, rozchodzący się od serca na całe ciało. Obraz zniknął jakby ktoś wyłączył telewizor. Zapadłem w ciemność. Po chwili usłyszałem narastający dźwięk syreny. Czyjś płacz. Przed oczyma mignęło mi biało- zielone wnętrze karetki. Dwie, nieprzesadnie urodziwe gęby pochylające się nade mną. Zbliżającą się do twarzy maskę tlenową. Znowu ciemność. <br />
<br />
Cisza.<br />
<br />
Spokój.Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-68551865447271715932013-08-10T01:22:00.001+02:002013-08-10T01:50:11.004+02:00Bez tytułu VIMiecz powoli przeglądał na oczy. Potrzebowałem tego. Po wszystkich spieprzonych sprawach, wszystkich schrzanionych związkach, kubłach wyrzutów sumienia, przepitych i przepalonych nocach czepiałem się każdego, nawet najmniejszego okrucha sukcesu. O życzliwość czy czułość dawno przestałem żebrać- były zbyt kapryśne, zbyt wiele w nich zależało od innych ludzi żebym mógł akceptować je bez poczucia pogardy wobec samego siebie. To, co mogłem osiągnąć przy użyciu własnych, kostropatych łap i kilku ocalałych z alkoholowych potopów szarych komórek wydawało mi się być pozbawione tego rodzaju fałszu. Uczciwe. Szczere. Moje. <br />
<br />
Praca z grubymi kamieniami była właściwie ukończona i wreszcie można było powiedzieć coś konkretnego o stanie miecza. Skoro ciągle jeszcze tu siedzisz i słuchasz, to pewnie wiesz, że skazy- kizu- można z grubsza podzielić na dwie grupy. Te, które „tylko” szpecą, ale nie są w gruncie rzeczy groźne i te, które kiedyś dyskwalifikowały miecz jako narzędzie, a obecnie jako zabytek. Choroby śmiertelne. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo zapuszczona była klinga w chwili kiedy ją kupiłem , fakt że żadna ze skaz nie okazała się być dość głęboką, żeby kwalifikować się do drugiej kategorii wydawał się być cudem. <br />
<br />
Jak co dzień wylałem wodę, wypłukałem wszystkie miski i pojemniki na kamienie. Te, których nie planowałem używać dokładnie wymyłem, owinąłem folią spożywczą i zapakowałem do szafy. Do pozostałych nalałem świeżej wody, tym razem odpuszczając sobie dodawanie sody. Z biurka wyciągnąłem pudełko z kolekcją hazuyi i jizuyi- najdroższych kamieni jakich używa szlifierz. Kawałeczki wielkości paznokcia wkłada się pomiędzy palec i klingę i naciskając równomiernie przesuwa opuszkiem po ostrzu. Żeby kamień spełnił swoją rolę, jego twardość musi być dobrana do każdej klingi indywidualnie, przez co konieczne było posiadanie zestawu kilkunastu różnych odmian każdego z nich. Wszystkie bez wyjątku importowane z Japonni, żadnych zamienników. Jedne z Alp Japońskich, inne znad jeziora Biwa. Twarde, miękkie, żółtawe, szare, czarne, białawe... Przywożone przez znajomych, wymieniane jak znaczki, kupowane na e-bayu. Dla każdego „spoza” branży (czyli dla wszystkich moich rodaków poza może dziesięcioma)- dziecięcy zbiór brzydkich kamyków. Dla togishi- kolekcja warta tysiące dolarów. Wybrałem jeden z twardszych, przywieziony niedawno. Przebrałem się w czyste ciuchy. Powinny być białe, jak u kapłanów shinto, ale … nie wygłupiajmy się. W przeciwieństwie do Bartka nigdy nie byłem zwolennikiem odtwarzania wszystkich rytualnych cyrków, o ile oczywiście nie miały praktycznego uzasadnienia. Czystość ? Tak, jak najbardziej. Każde, nawet najdrobniejsze zanieczyszczenie, choćby ziarno piachu czy włos który jakimś cudem wpadł by pomiędzy kamień a szlifowaną powierzchnię mógł schrzanić rezultaty tygodni pracy. Siadanie twarzą w stronę okna skierowanego na północ ? Jasne. Takie światło najłatwiej wydobywa detale hartu. Modlitwy i rytualne obmywanie ? Bez jaj. Zamiast rytualnych kadzideł wystarczał kolejny „Mocny”, którego niedopałek trafiał później do podrdzewiałej puszki po sardynkach. Ofiarowana bóstwom sake ? Gdzieś w warsztacie stała flaszka pędzonej w chłodnicy samochodowej berbeluchy. Prywatna świątynia, jak mówił wieszcz: „na miarę naszych potrzeb i możliwości”. Po raz ostatni zaciagnąłem się dymem. Wydmuchnąłem go pod sufit. Odgasiłem peta o futrynę i wrzuciłem do klopa. Starannie umyłem ręce. Jedyna czystość na jaką było mnie obecnie stać.<br />
<br />
Stół był w tym chlewie oazą ładu. Ani jednego pyłka. Żadnych klamotów. Klinga ułożona na czystej, białej bawełnie. Pojemnik do namaczania kamienia i drugi, większy, do płukania ostrza. Papierowe ręczniki. To wszystko. Podłożyłem kawałek kamienia pod palec wskazujący i zacząłem powoli pracować nad pierwszym, 5 centymetrowym, fragmentem. Stal najpierw zbielała, jak pokryta parą szyba na mrozie, a później z jednolitej, mlecznej bieli zaczęły wyłaniać się fale znaczące krawędź hamonu. Robota posuwała się do przodu w ślimaczym tempie. Dlaczego ? A próbowałeś kiedyś jeździć palcem po ostrzu brzytwy, cwaniaczku ? W każdym razie po czterech godzinach mozolnego chechłania, kiedy rezultaty były już zadowalające, a ból karku nie pozwalał na siedzenie nad tym żelastwem ani chwilę dłużej, wypłukałem ostrze, osuszyłem je dokładnie papierem i pokryłem ochronną warstwą olejku goździkowego. Pierwszy krok. Wycierając ręce w koszulkę podszedłem do miniwieży. W czasie pracy zwykle nie mogę słuchać muzyki- każda, choćby najmniejsza dezorientacja może skutkować utratą palca bądź, co gorsza, uszkodzeniem ostrza. Teraz mogłem sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Wcisnąłem „play” i poczłapałem po schodach do kuchni, zaparzyć herbatę. Za mną mnisi zaczęli deklamować poezję starojapońską, do wtóru sromowych dźwięków fletów. Earl gray się skończył. Zalałem jakieś starożytne resztki zwykłej czarnej. Dosypałem cukru. Oparłem się o blat szafki. Przez chwilę stałem tak, sącząc gorący syrop i dając ścierpniętym długotrwałym siedzeniem nogom odpocząć. W pewnej chwili bucząca z warsztatu wieża zaczyna przycinać. Nie ma się czemu dziwić- produkt firmy PanaSony dotrwał do czasów III RP cudem, a ilość kurzu który zbierał się na soczewce nijak nie pomagał.Głośniki przez chwilę piszczały, aż w końcu ucichły. Z kubkiem w ręku wróciłem do warsztatu. Podszedłem do sprzętu i przyjacielsko trąciłem go nogą. Nic. Czerwona diodka mignęła i zgasła. No trudno... odpoczywaj w pokoju. <br />
<br />
Palec wskazujący piekł coraz bardziej. Nic dziwnego. Nie zaciąłem się co prawda, ale udało mi się zetrzeć skórę do żywego mięsa. Na białych ściankach kubka widać było czerwone krechy. Odstawiłem herbatę na bok i wetknąłem ubabrany krwią i starym kamieniem palec w usta. Poczułem znajomy, metaliczny smak. Za moimi plecami miniwieża powróciła na moment do życia. Mnisi wyrecytowali z głośników:<br />
<br />
Takeki mono mo tsui ni horobinu. <br />
Hitoe ni kaze no mae no chiri ni onaji. <br />
<br />
<br />
Zakręciło mi się w głowie, świat stał się płaski i pociemniał. Oparłem się o ścianę żeby nie upaść. Nie wiem czemu pomyślałem o studni ze snów. Przez chwilę zamiast kojących głosów mnichów w mojej głowie rozbrzmiewały histeryczne wrzaski Zosi.<br />
<br />
„Nooooociriiiiino.... onaaaaaaaaaaaaa....jiiii.”Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-44803020480139076712013-08-05T22:49:00.003+02:002013-08-05T23:28:59.933+02:00Bez tytułu V„Ćwierkają wróbelki od samego rana „ … ano ćwierkają, ćwierkają i chuj by je strzelił, spać nie dają. Mieszkanie w „dzielnicy ogrodów” ma zaskakująco wiele minusów.<br />
<br />
Leżałem w przepoconej, skotłowanej pościeli, gapiąc się w sufit i próbując ogarnąć myśli. Małe wróbelki- mały pikuś. O wiele gorsza od nich była świadomość nadciągającej wizyty kuzynostwa. Nie jestem osobą przesadnie towarzyską, ba- kilku znajomych w prywatnych rozmowach przyznało mi się do tego, że zazdroszczą mi mojej, pożal się boże, reputacji. „Bo ty to w dowolnym momencie imprezy możesz wstać, wyjść nie żegnając się i nikt się nie dziwi, nie obraża- wszyscy wiedzą że tak masz i koniec”. Wyobrażasz sobie ? Ano mam. Lata pracy i nieskończona ilość fochów „dobrze wychowanych” z towarzystwa. Niestety, w przypadku o wiele rzadszych spotkań rodzinnych tego rodzaju taktyka nie zawsze wypala. Tym razem nie wchodziła nawet w grę. Nie było takiej opcji. Ilonka i Krzyś- para idealna rodem z katechizmów i porannych programów telewizyjnych. Nie to, żeby nie znali mnie wystarczająco dobrze (koniec końców starsze z nich trzymałem na kolanach już w pierwszych tygodniach jego życia). Znali. Od najgorszej strony (quid pars magna fui). Po prostu ich wizja świata, pełnego radosnego ględzenia o pieluchach, kupkach, ząbkach, wierszykach i całej reszcie chłamu związanego z wychowywaniem potomstwa, nie obejmowała reakcji innej niż zachwyt . Na domiar złego są w tym wszystkim kompletnie niewinni, niepokalani refleksją i pozostający za jakimś cholernym polem siłowym, odbijającym wszelkie, najdrobniejsze nawet sugestie dotyczące zmiany tematu. <br />
<br />
Tym razem zjawili się pięć minut przed czasem, co gorsza przywieźli ze sobą swoją pociechę. Dzieci i kotów nie cierpię z punktu. Mówiąc szczerze nigdy się z tym jakoś specjalnie nie kryłem, co mój imaginacyjny żulowaty anioł stróż ( morda kaprawa a oddech spirytusowy, gumiaki, waciak, koszulka odsłaniająca włochaty brzuch i migocząca nad beretem z antenką aureola) złośliwie wykorzystuje przeciwko mnie, sprawiając, że wszystkie, ale to dosłownie WSZYSTKIE stworzenia należące do jednego z wymienionych gatunków kleją się do mnie w stopniu wprost proporcjonalnym do własnej, posmarkanej i zasierścionej, obrzydliwości. Nazywało się toto Zosia i było tłustą, hałaśliwą pięciolatką. Stawiam paczkę fajek, że musi być ulubienicą wszystkich rozglamdzianych przedszkolanek do jakich tylko wyciągnie tłuste łapy. Widząc całą tą pastelową trójkę przed moimi drzwiami zamknąłem warsztat na kłódkę, wyplułem kiepa do kibla, wciągnąłem podarte bokserki na precjoza i z głębokim westchnieniem entuzjazmu poczłapałem przywitać się z gośćmi. <br />
<br />
Usiedliśmy w kuchni. Ilona (tfu, „Ilonka” vel „Ilońcia”) udała że nie zauważa plam na gazecie pełniącej funkcję obrusa. Grzegorz udał że nie zauważa kolorowych ilustracji. Dziecko udało że jest grzeczne. Zaparzyłem im herbatę, usiadłem w nadprutym fotelu i zająłem się udawaniem że słucham, łypiąc od czasu do czasu na różowego tłuściocha w opadających z tłustej dupy białych, helankowych rajstopach. Kręciło się toto to tu, to tam, wyciągając z kątów najróżniejsze graty o których istnieniu sam zapomniałem i wprowadzając do całej wizyty interesujący element suspensu. Ilońcia z Krzysiem trajkotali o budowie nowego domu, kredycie, chrzcinach dziecka Marka, słowem- pełnili funkcję radia samochodowego. Czas leniwie przeciekał przez palce, herbata przez gardło. W sumie nie było tak źle...<br />
<br />
Giiiiiiiiiiiiiiiiiiii !<br />
<br />
Podskoczyliśmy wszyscy. Po wydaniu z siebie bojowego wrzasku młode wytarabaniło się tyłem z kąta, ciągnąc za sobą łup. Klapnęło na szarą już od kurzu dupę i powoli zaczęło obracać się w naszą stronę, przytrzymując jedną łapą przy twarzy tanią, kartonową maskę lisa, przywiezioną kiedyś przez Janka z Tokio. Drugie łapsko wyciągnęła w stronę sufitu, jak uczniak który koniecznie, ale to koniecznie chce być wezwany do odpowiedzi.<br />
<br />
Giiiiiiiiiiiiiiiiioooooooo !!<br />
<br />
Po pierwszym zaskoczeniu spokojnie osunąłem się w gąbkę fotela, uznając tego rodzaju fanaberie za w gruncie rzeczy jedną z mniej szkodliwych form aktywności do jakich zdolnych jest rozpuszczony bachor. Na masce nieprzesadnie mi zależało. Grześ wrócił do swojej tyrady, wpatrzona w niego Ilonka kiwała potakująco głową. Dziecko siedziało na środku pokoju, mamrocząc coś pod nosem. Po jakiejś minucie czy dwóch Ilona zaczęła przyglądać mu się z niepokojem i nerwowym gestem chwyciła szanownego mężulka za mankiet. Po trzech Grzegorz przestał rozwodzić się nad upadkiem poziomu łódzkich przedszkoli. Wszyscy patrzyliśmy na młodą, która trwała w swojej, było nie było niewygodnej pozie, mamrocząc coraz szybciej i coraz bardziej piskliwie. Ilona zerwała się z krzesła, przewracając przy tym szklankę z herbatą, w dwóch kaczych krokach podbiegła do córki i wzięła ją na ręce. Dzieciak nie wierzgał. Nie krzyczał. Zesztywniały w swoim katatonicznym transie wyglądał jak przenoszony, sklepowy manekin, aż do chwili, kiedy maska spadła mu z twarzy. Wtedy zaniósł się histerycznym rykiem od którego szyby zaczęły drżeć. <br />
<br />
Nooooooooooooooooooooooo !!!!!!<br />
<br />
W tym momencie do akcji ruszył Krzyś. Szybko wyciągnął do mnie swoją tłustą łapę w geście pożegnania, po czym zagarnął żonę i córkę, przepychając je w stronę drzwi, niezdarnie głaszcząc po plecach to jedną to drugą. W niecałą minutę pozostałem na pobojowisku sam, z głupią miną wpatrując się w powycierane w kurzu, chaotyczne znaki. Zza okna słyszałem jeszcze podniesione głosy obojga i wybijający nad nie, świdrujący uszy krzyk Zosi: <br />
<br />
Nooooociriiiiino.... onaaaaaaaaaaaaa....<br />
<br />
Opadłem na fotel. Bezmyślnie dokończyłem herbatę. Z podłogi gapiła się na mnie śmieszna, lisia morda.Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5708843551984542181.post-13709677383023172912013-02-15T16:20:00.003+01:002013-02-15T16:20:57.171+01:00Hekiganroku, koan XXXV: Manjusri i "Trzy trzy"Manjusri spytał Mujaku, "Skąd pochodzisz?"<br />
Mujaku odpowiedział, "Z południa."<br />
Manjusri spytał, "Czy na południu przestrzega się Dharmy ?"<br />
Mujaku odpowiedział, "Mnisi w epoce zepsutego prawa w części przestrzegają nakazów."<br />
Manjusri spytał, "Jak wielu jest tam mnichów?"<br />
Munjaku odpowiedział, "Trzy setki tu, pięć setek ówdzie."<br />
<br />
Mujaku spytął Manjusriego, "Jak zachowywana jest Dharma tutaj?"<br />
Manjusri odpowiedział, "Grzesznicy i święci żyją razem, smoki i węże mieszają się z sobą."<br />
Munjaku spytał, "Ilu jest tu mnichów?"<br />
Manjusri odpowiedział, "Trzy trzy przed, trzy trzy poza"Marcin Kurczewskihttp://www.blogger.com/profile/06432035332566353716noreply@blogger.com0