wtorek, 31 sierpnia 2010

A wy tylko o jednym...

Mahakala został początkowo przyjęty w Japonii pod imieniem Daikoku z całym dobrodziejstwem inwentarza- w koronie z czaszek, tygrysiej skórze, groźny i wojowniczy. Przez długi czas funkcjonował w takiej formie, ba- pojawiła się nawet nowa, lokalna odmiana ikonograficzna: Sanmen Daikoku (Daikoku o trzech głowach). Legenda przypisuje wprowadzenie jej Saichō – założycielowi i przywódcy sekty Tendai w VIII wieku ale w rzeczywistości pochodzi ona z XIV wieku. Wygląda jak „zwykły”, sześcioramienny Mahakala, ale oprócz typowej, nieco demonicznej głowy ma dwie dodatkowe. Lewa to głowa Vaiśravaṇy (w wersji japońskiej Bishamonten- bóg wojny ale i rozdawca bogactw), prawa- Sarasvatī (Benzaiten- patronka wód, szczęścia i – nie wiedzieć czemu- artystów). Forma ta, będąca patronem osławionych mnichów z góry Hiei, nie jest jakoś szczególnie ciekawa- zachowuje wszystkie atrybuty zaimportowane drogą przez Chiny i Koree z Tybetu. O wiele bardziej interesujące są późniejsze przemiany Mahakali- Daikoku.

Około XV wieku groźne bóstwo zaczęło powoli łagodnieć i stopniowo tracić cechy demoniczne, przekształcając się wreszcie gdzieś w epoce Edo w dobrodusznego patrona rolników, brodatego staruszka, jednego z siedmiu bogów szczęścia (opisanych tutaj ), wypisz wymaluj z chińskiej bajki.




Daikoku. Fragment rysunku tuszem przedstawiającego siedmiu bogów szczęścia. Hokurei, 1851


Jego atrybuty są stosunkowo niegroźne, ba: w porównaniu z dość niesamowitym arsenałem Mahakali wyglądają dość absurdalne. Mamy magiczny młotek który ma zapewniać obfitość wszelkiego rodzaju dóbr. Wystarczy uderzyć nim w ziemię i wypowiedzieć życzenie. Mamy siedzącego na ramieniu białego szczura, mamy wór bądź sakwę spełniającą życzenia a żeby było jeszcze zabawniej cała postać stoi zwykle na dwu balach ryżu. Daikoku jest bóstwem rolników, bogiem ryżu, bóstwem bogactwa i urodzaju, chociaż niektóre z jego atrybuty sugerują ciekawe powiązania z o wiele bardziej pierwotnymi kultami, nie mającymi wiele wspólnego z buddyzmem. Idąc po kolei: młotek zdobiony jest zwykle symbolem cudownego buddyjskiego klejnotu spełniającego życzenia (w nomenklaturze japońskiej nazywa się on hōjunotama). Klejnot ten z racji swego gruszkowatego kształtu zwykle uważa się za związany z płodnością. Sama sylwetka wyprostowanego człowieczka stojącego na dwu pokaźnych kulach również kojarzy się dość jednoznacznie. Do tego dochodzi jeszcze ludowy zwyczaj uporczywego pocierania posągów bóstwa w celu zapewnienia sobie szczęścia i płodności. Bóstwo mające zapewniać płodność ziemi ma również zapewniać płodność pracującym na nim. Wydawałoby się że połączenie to nie ma żadnego związku z Mahakalą, ale warto pamiętać że nóż i czara czy inna para często trzymanych przez niego akcesoriów- dzwon i vajra- to również symbole związku pierwiastków męskiego i żeńskiego a mówiąc bez zbędnego udziwniania- zwykłej pochędóżki. Oczywiście sam młot jest starym i dość powszechnym symbolem gromu, mamy więc kolejne połączenie ze starą, jeszcze indyjską ikonografią władcy wód i piorunów, wilgoci i życiodajnego deszczu.



Współczesny breloczek z przedstawieniem Daitoku.

Pozostaje kwestia białego szczura, stworzenia nieprzesadnie cenionego w Europie ale w Azji będącego jednym z ważniejszych symboli bogactwa, płodności i obfitości. Najbardziej znanym szczurem jest oczywiście ten, który wozi na swoim grzbiecie słoniogłowego Ganeshę. Co ciekawe w niektórych tybetańskich przedstawieniach Mahakala tańczy na trupie Ganeshy, tratując go niemiłosiernie bez żadnego szacunku, co ma być znakiem zwycięstwa nad cielesnością, wyzwolenia od niej. Szczur jest również zwierzęciem Durgi- hinduskiej bogini zwycięstwa. Rzecz niby mało istotna, ale warto zauważyć, że jednym z jej wcieleń jest bogini Mahakali- dakini, małżonka lub, jak chcą inni, sfeminizowana wersja Shivy- Mahakali. Mamy więc kolejny obrót koła- od symbolu Shivy- lingamu, pionowego kamienia, kolumny bez końca i bez początku ale również pierwotnego symbolu płodności, przez Mahakalę- „Wielki Mrok”, niszczyciela światów, wyzwoliciela z cielesności, z powrotem do symboli obfitości, płodności i wreszcie znaków fallicznych- postaci człowieczka na dwu kulach. Wierzący powiedziałby pewnie na to że nawet bogowie nie mogą uniknąć cyklu reinkarnacji, a na mój prostaczy rozum to jak by się człowiek nie obracał, jak bardzo skomplikowanych konstrukcji by sobie nie tworzył żeby opisać świat w którym żyje, to i tak – jak śpiewają Elektryczne Gitary- „wszystko ch..j”. Wystarczy tylko zeskrobać politurę.

piątek, 27 sierpnia 2010

Liście irysów

Właściwie lubię kupowanie "zapuszczonych" mieczy. Jasne- to trochę robienie cnoty z konieczności (na niezapuszczone musiałbym wydać kilkukrotnie więcej) ale licytowanie kling które są tak zardzewiałe że właściwie jednolicie czarne jest trochę jak kupowanie jajka z niespodzianką. Czasem dostaje się jajko, czasem niespodziankę a czasem- po prostu zbuka. Ostatnim z mieczy który kupiłem było wygrzebane w jakimś garażu w Stanach wakizashi. Fotki dostarczone przez sprzedawcę ? A proszę bardzo:



Jak widać- nic nie widać. Sądząc po ogólnym kształcie ostrze nie może być koto, najprawdopodobniej nie jest też oryginalnym wakizashi ale to akurat ledwie przypuszczenia. Paskudne, wtórne nakago i nieaktywna rdza na całej powierzchni kryjąca właściwie wszystko. Ruletka.

Po prawie roku czekania wreszcie doszło do mnie kupione w ciemno ostrze. Kurier dowiózł je w standardowej, długiej tubie, unieruchomione paczkami cukierków (kochamy Cię, Christell). Po otwarciu przesyłki poczułem się jak dziecko które znajduje pod choinką sweter. Wyglądało koszmarnie. Cienkie, wygięte, z grubymi złogami tlenków i głębokimi wżerami. Ani śladu hady i hamonu, shinogi zaoblona szlifierką taśmową, słowem- niewiele lepiej niż kawał blachy.

W pierwszym odruchu pomyślałem że jedyne co z tym można zrobić to doczyścić z grubsza i sprzedać na allegro. Rozłożyłem papierowe ręczniki i w mocno minorowym nastroju zacząłem odmaczać rdzę w lekkim roztworze kwasu fosforowego. Normalnie raczej tego nie robię, tak agresywne substancje są zbyt inwazyjne żeby można ich używać w pracy nad "normalnymi" ostrzami, potrafią wnikać w hadę i wtedy z małego problemu robi się poważny- jeśli się ich nie zneutralizuje rozspajają strukturę ostrza. Sęk w tym, że akurat ten przypadek nijak nie jest normalny nawet jak na moje- bardzo niewysokie- standardy i do stracenia tak naprawdę nie miałem już nic. Namaczanie papierowych ręczników w roztworze, okład, ścieranie i kąpanie ostrza w wodzie, wreszcie neutralizacja. Gruba warstwa brudu odeszła, resztę dla orientacji starłem kamieniem. Po tym wszystkim można było ocenić stan miecza...



...i nie jestem pewien czy nie lepiej byłoby w ogóle go nie czyścić. W co najmniej trzech miejscach poważne delaminacje, mówiące co nieco o technice odkucia. Głębokie wżery, z czego najgorszy na samej krawędzi tnącej. Drobniejszych kizu nie ma nawet sensu wyliczać. Mune nie istnieje. Zabezpieczyłem wszystko WD-40 (wynalazcy tego cudu powinni dostać Nobla) i zająłem się czymś innym żeby o nim nie myśleć ale jak zwykle w takich przypadkach nie mogłem odpuścić i dziś całość trafiła na kamienie. W rezultacie pokazało się parę pozytywów:



Ostrze jest najprawdopodobniej suriage dłuższej klingi w dość rzadkim kształcie shobuzukuri. Linia hartu przebiega głęboko i zostawia sporo miejsca na korekty. Kissaki jest, mimo delaminacji, zdrowe. Hamon spokojny ale nie nudny, wyraźny, z ładnymi kryształami. Mimo fatalnego pierwszego wrażenia całość rokuje nienajgorzej. Pożyjemy- zobaczymy.

piątek, 20 sierpnia 2010

Shri Mahakala Deva

Jedna z moich ulubionych postaci z panteonu buddyjskiego przechodziła wyjątkowo zaskakujące przemiany. Mahakala- bo o nim mowa- zanim został zaimportowany przez buddystów pierwotnie był jedną z emanacji Shivy. Emanacją co prawda związaną z tańcem niekoniecznie przyjazną. Tańczący Shiva, Pan bądź Król Tańca, jest niszczycielem starego świata, tym który przygotowuje dla Brahmy- stworzyciela miejsce do działania. Funkcję Mahakali jako aspektu bóstwa najlepiej wyjaśnia jego imię. To zbitka dwu terminów, które można tłumaczyć jako maha („wielki”, „potężny”) i kala („czas”, ale również „ten który pochłania wszystko”). Mahakala – a równocześnie Tańczący Shiva- jest wszechogarniającym czasem. Zawiera w sobie wszystko, wszystko pochłania i wszystko tworzy. Czerń (lub ciemny błękit) jego skóry to nie tyle kolor, co brak koloru- wszystkie barwy zostały wchłonięte. To obraz pustki która nieustannie pochłania samą siebie (kalayati iti kala). Trudno uznać Mahakalę za postać groźną czy złowrogą- mimo że wyobraża nieubłaganą siłę natury, jest w gruncie rzeczy obojętny. To bardziej żywioł niż istota zdolna do uczuć. Nie demon, nie bóstwo nawet ale byt znajdujący się na jeszcze wyższym poziomie- personyfikacja pozostającej poza czasem, niewzruszonej reguły wszechświata.

W swojej buddyjskiej wersji Mahakala czczony jest (jakkolwiek nieadekwatne jest to słowo) niemal wyłącznie w odłamach tybetańskich, gdzie pełni funkcję jednego z opiekunów dharmy. Jego lokalny kult jest na tyle silny że uważa się go wręcz za patrona Tybetu, co zresztą ma swoje nieoczekiwane konsekwencje w postaci dość „wojowniczych” filmów na Youtube, wzywających Mahakalę do ukarania okupantów. W bardziej ogólnym rozumieniu Mahakala jest- podobnie jak królowie mądrości- obrońcą dharmy. W swoim buddyjskim wydaniu nie jest już awatarem Shivy, ale bothisatvy miłosiedzia- Avalokiteśvary (związki pomiędzy tymi dwoma wydają się być bliższe niż chcieliby przyznać niektórzy buddyści). Inna rzecz że jest to wyjątkowo aktywna, wojownicza emanacja. Gniew Mahakali skierowany ma być przeciwko wrogom buddyzmu a w wymiarze personalnym- przeciwko wszelkim przeszkodom na drodze do osiągnięcia przez adepta czy wyznawcę doskonałości. Jego demoniczny wygląd ma więc w buddyzmie wymowę zupełnie inną do tej, jaką miał w hinduizmie. To już nie odwieczny cykl istnienia, nie wszechogarniający czas, ale potężny i groźny pomocnik- przewodnik. Ten, który powodowany miłosierdziem niszczy demony i otwiera drogę do oświecenia.



Tybetańska rzeźba przedstawiająca sześciorękiego Mahakalę. Victoria and Albert Museum, Londyn.

Wracając do kwestii ikonografii- Mahakala jest jedną z łatwiejszych do rozpoznania postaci. O czarnej skórze już wspomniałem. Na głowie- korona z pięciu czaszek symbolizujących przeobrażenie pięciu grzechów w pięć cnót. Ignorancja zmienia się w wiedzę, duma- w samoświadomość, przywiązanie do świata- oderwaniem od niego, zazdrość- spełnieniem a gniew- mądrością „czystego jak lustro”, spokojnego umysłu. Czaszki- znaki „śmierci” każdego z grzechów- stają się tu pięcioma klejnotami (w takiej właśnie postaci występują w jednej z odmian przedstawień tego bóstwa, tzw. białego Mahakali). Najbardziej powszechne są wyobrażenia Mahakali w sześciorękiej wersji. Każda z rąk ma (jakżeby inaczej) swoje znaczenie i odpowiada jednej z sześciu doskonałości (szczodrość, moralność, pokój umysłu, witalność, medytacja, wewnętrzne samopoznanie). Żeby nie było zbyt prosto każda z dłoni trzyma zwykle jakiś przedmiot, oczywiście mający znaczenie symboliczne. Popularne pary to: nóż ofiarny, tasak bądź topór (odcina więzi ze światem LUB- w mniej lukrowanej wersji- służy do szatkowania serc i wnętrzności grzeszników) i puchar z czaszki (pojemnik ofiarny do którego składa się to, co odetnie nóż). O ile pierwsza para odnosiła się do roli obrońcy, o tyle druga odwołuje się do pierwotnej, związanej z kosmicznym porządkiem, funkcji Mahakali. Są to damaru- rodzaj bębenka modlitewnego którego dźwięk ma być symbolem dźwięku z jakiego emanowało wszelkie istnienie (ma on też mieć właściwość budzenia dusz „ospałych”) i różaniec z czaszek- znak powtarzającej się w nieskończoność aktywności. Ostatnia para to trójząb i lasso... i tu interpretacja jest najmniej przejrzysta. Oczywiście buddyści twierdzą że trójząb to po prostu symbol trzech klejnotów- buddy, dharmy i sanghy. Sęk w tym, że jest to również najważniejszy z atrybutów Shivy jako pana czasu. Brzmi znajomo ? No właśnie... W tym wydaniu trzy zęby mogą reprezentować przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ma on mieć zdolność do niszczenia trzech głównych grzechów- zła, pożądania i pychy. Nie koniec na tym. Shiva jako pan czasu kontroluje również świat iluzji- mayę. Trójząb może więc zdaniem niektórych badaczy reprezentować trzy guny czy, mówiąc nieco przystępniej, trzy główne cechy,„wątki” które tworzą znaną nam, iluzoryczną rzeczywistość, są nieodłącznymi elementami wszelkiego istnienia. Są to sattva guna (związana z tworzeniem), rajas guna (zachowaniem równowagi) i tamas (niszczeniem). Sprawę dodatkowo komplikuje fakt że trójząb tak w ręku Shivy, jak i większości innych bóstw świata jest atrybutem bóstw władających morzem, trzęsieniami ziemi i piorunami- byłby więc w jakiś sposób równoważny wajrze (która zresztą często gęsto pojawia się w dłoniach Mahakali). Na dobrą sprawę wszystkie te interpretacje atrybutu są równouprawnione, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że w parze z trójzębem zwykle występuje lina służąca za pęta dla demonów (wyobrażeń wszelkich „złych” skłonności wierzącego) podobna do tej którą zwykle nosi przy sobie Fudo Myo, skłaniałbym się odczytywania znaczenia broni Mahakali jako atrybutu przewodnika duchowego, pozwalającego mu na niszczenie grzechu. Rozwiązanie co prawda dość łopatologiczne, ale i pasujące do ludowej duchowości która kształtowała obraz. Inne atrybuty takie jak trzecie oko, skóra tygrysa, płomienna aureola czy lotosowy piedestał są na tyle powszechne, że objaśnianie ich znaczenia mija się z celem.

Uff... część bolesna skończona. Pora na recepcję Mahakali na gruncie mitologii i ikonografii japońskiej ale to materiał na kolejny odcinek. Ja-na.