czwartek, 30 lipca 2009

Przeklęte ostrza

Spójrzmy prawdzie w oczy- dla większości praktyków miecza nazwiska kowali japońskich nie tylko pozostają nieznane co wręcz nie mają żadnego znaczenia. Trudno się zresztą dziwić- wiele osób ma problemy z choćby wymienieniem gokaden, co tu mówić o poszczególnych twórcach. Są jednak dwie postaci na tyle legendarne, że ich imiona znane są szerszym kręgom, ba- stały się wręcz synonimami doskonałości. Nie, nie chodzi o "Hattori Hanzo" (ten mit to temat na inną rozmowę). Twórcy których mam na myśli to niekwestionowany cesarz kowali japońskich- Soshu Masamune i nie tyle gorszy co całkowicie od niego odmienny Sengo Muramasa (千子 村正), kowal działający w XVI wieku w prowincji Ise.

Ostrza Muramasy mają kilka bardzo charakterystycznych cech. Najważniejszą z nich jest tak zwany "zwierciadlany" hamon. Linia hartu na ostrzach wykutych przez tego kowala jest identyczna po obu stronach. Z punktu widzenia laika- nic osobliwego. Sęk w tym, że każdy kto choć raz miał w ręku ostrze nihonto z hamonem innym niż suguha (prosta linia), mógł bez trudu zauważyć że hamon po obu stronach miecza jest inny, zarówno jeśli chodzi o samą linię hartu jak i rodzaj efektów metalurgicznych. Inny układ ziaren, inne ashi... Ura i omote są jak dwie strony twarzy jednej osoby- niby bardzo podobne ale nie da się nie zauważyć różnic. Wynika to z przebiegu samego procesu hartowania. Ostrze oklejane jest gliną (upraszczając, nie będziemy się teraz dokładnie zajmować składem mieszanki) i od grubości warstwy i sposobu jej ukształtowania zależy to w jaki sposób przebiegać będzie formowanie się kryształów w stali podczas gwałtownego chłodzenia w wodzie. Już samo "wywołanie" hamonu na monostali, czyli w gruncie rzeczy zwykłym, współczesnym płaskowniku, takim z jakich wyrabia się miecze Hanwei czy Cheness, jest bardzo trudne. Uzyskanie go w taki sposób, żeby tradycyjna, warstwowo skuwana stal nie porozdzielała się, wygięła w odpowiedni łuk (katana przed hartem jest prosta) i nie popękała jest zajęciem wymagającym kilku lat praktyki i kilkuset kilogramów zmarnowanego żelastwa. Zdolność do kontrolowania wszystkich parametrów procesu do tego stopnia, żeby obie strony głowni były identyczne nie tylko jeśli chodzi o rysunek i przebieg yakiba, ale i rodzaj efektów w obrębie hamonu to znak mistrzostwa graniczącego z talentem do chodzenia po wodzie, ożywienia zmarłego lub zrozumienia kobiety. Hamon Muramasy to zwykle midareba, najczęściej w jego "osobistym" rysunku sanbon-sugi. W jego charakterze widać wpływy szkół Soshu (sam Muramasa wywodzi się z tradycji Mino). Inną bardzo widoczną cecha głowni Muramasy jest bardzo starannie kształtowane nakago (trzpień) w kształcie tanagobara (brzucha ryby).



Muramasa w pracowni. Ilustracja z "A Muramasa blade. A Story of Feudalism in Old Japan", 1887, miedzioryt na podstawie nieznanego drzeworytu japońskiego.


W opisach jego ostrzy nieodmiennie podkreśla się że są one stworzone z myślą o cięciu, kowala który je formował nie obchodziło piękno ale względy czysto użytkowe. Muramasy nie zajmowała sztuka- on dążył do stworzenia idealnych narzędzi mordu. Osoby analizujące kształt jego- zwykle dwuznakowych- sygnatur również podkreślają że musiały one wyjść spod ręki silnej, gwałtownej osobowości.

Jeśli wierzyć przekazom które do naszych czasów nabrały już patyny legendy, Muramasa był geniuszem, ale geniuszem gwałtownym i chwiejącym się na krawędzi obłędu. Cechy charakteru twórcy miały zostać utrwalone w jego dziełach tak mocno, że jego miecze do dziś uważa się za przeklęte. Bardzo znana historia opowiada o rywalizacji Muramasy i Masamune której punktem kulminacyjnym miało być umieszczenie w rzece dwu głowni stworzonych przez obu twórców. Kiedy płatki lotosu przepływały obok kling, ostrze Masamune tak zmieniało nurt wody że omijały je z dwu stron nietknięte, podczas gdy głownia Muramasy tworzyła zawirowania wciągające kolejne płatki wprost na ostrze. Oczywiście przy pewnej dozie braku poszanowania dla- było nie było- ciekawej legendy można całą rzecz tłumaczyć ilością niku (soczewkowatego wybrzuszenia na przekroju ostrza). Bardziej "hydrodynamiczne", posiadające grubszy profil dzieła Masamune cięły inaczej niż mające przekrój zbliżony do klina głownie Muramasy. W podobny sposób tworzy się miecze i dziś- te o tradycyjnym przekroju (mające dużo niku) są przystosowane do cięcia ciała- rozchylają przecinaną tkankę na boki, natomiast w pokazach cięcia mat sprawdzają się raczej słabo. Z kolei miecze o klidze pokroju brzytwy znakomicie tną słomę i świetnie nadają się do pokazów (vide- miecze gumdo), ale kiedy ciąć nimi mięso przykleja się ono do płazów i klinga "utyka". Jakkolwiek by nie tłumaczyć tej legendy przekonanie jakoby ostrza Muramasy były "krwiożercze" było powszechne. Wierzono że wydobyte z pochwy tak "pragną" krwi, że mogą doprowadzić właściciela do obłędu bądź samobójstwa. Co zabawne na zachodzie przez jakiś czas pokutowała "legenda ludowa" będąca pochodną tego przekonania, a mianowicie twierdzenie że jeśli wyciągnęło się już japoński miecz z pochwy, to koniecznie trzeba "dać mu posmakować krwi". W rezultacie setki "znawców" w dobrej wierze i przekonaniu o byciu bardziej koszernym od papieża cięły się po łapach i tłumaczyły innym, równie nieświadomym, że jest to element tradycji...

U źródeł legendy mieczy Masamune leżą wydarzenia związane z historią rodziny Ieyasu Tokugawy. W 1535 roku samurai Abe Masatoyo, zbuntowany sługa Matsudairy Kiyoyasu, dziada Ieyasu, przeciął go na pół. Miecz którym się posłużył wykuł Muramasa. Dziesieć lat później ojciec Ieyasu, Matsudaira Hirotada, został cieżko raniony przez swojego pijanego sługę, Iwamatsu Hachiyę. Ponownie- głownia Muramasy (tym razem wakizashi). Sam Ieyasu poważnie zaciął się w rękę kogataną i znowu okazało się że ostrze wykuł Muramasa. Kiedy w 1579 ukochany syn Ieyasu, Nobuyasu, popełniał seppuku, jego kaishaku użył katany która okazała się być dziełem kogo ? Nietrudno zgadnąć. Po tych wszystkich całkowicie przypadkowych wydarzeniach w czasie walk roku 1600 Oda Kawachi no Kami, jeden z generałów Ieayasu, przebił głowę pokonanego generała włócznią yari. Zaciekawiony Ieyasu zażyczył sobie zobaczyć ostrze broni którą dokonał tego czynu i kiedy podczas oglądania zaciął się, z miejsca uznał że musiała być ona wykuta przez Muramasę. Rzeczywiście tak było i od tego momentu rozpoczęła się wojna Tokugawów z Muramasą.

Swoją drogą sądząc po tym jak często się kaleczył, Ieyasu albo był do przesady nieostrożny (co raczej do niego niepodobne) albo nieprawdopodobnie wręcz dupowaty...

Wiadomość o szczególnej "wrogości" jaką dzieła Muramasy miały przejawiać wobec rodu Matsudaira musiała być dość powszechnie znana już w czasie kampanii zimowej (czyli w 1614) skoro przeciwnicy Tokugawy, sojusznicy rodu Toyotomi, wyjątkowo chętnie ekwipowali się w ostrza Masamune. Jeden z generałów z Osaki, Fukushima Masanori, nosił katanę i yari a słynny Sanada Yukimura tachi który wyszedł spod ręki mistrza. W tej sytuacji nieco mniej dziwnym wydaje się fakt że szogunat z maniackim wręcz uporem polował na wszystkie dzieła mistrza. Za ich posiadanie groziła śmierć o czym przekonał się choćby skazany w 1634 na seppuku Takanakume no Suke Shigeyoshi, burmistrz miasta Nagasaki w którego kolekcji znajdowały się aż 24 takie ostrza. Zakaz- oprócz pożądanych rezultatów- miał jeszcze dwie, nieco mniej korzystne dla szogunatu konsekwencje. Pierwszą było dość powszechne ukrywanie bądź maskowanie głowni Muramasy. Zamiast niszczyć tak znakomite klingi zacierano pierwszy znak sygnatury a pod drugim dawano inny, "mune", zmieniając tym samym podpis kowala na Masamune. Drugim, o wiele poważniejszym rezultatem wprowadzenia zakazu był wzrost popytu na dzieła mistrza wśród przeciwników bakufu. Podobno wiele z osobistości które wesżły w skład rządu Meji nosiło je u boku.

Niezależnie od tego, czy mroczna legenda Muramasy jest dziełem propagandy szogunatu czy nie, o jego głowniach do dziś mówi się satsujinken- miecze odbierające życie, podczas gdy miecze Masamune nazywane są katsujinken- mieczami dającymi życie.

PS. W kwietniu 2009 wypuszczono grę pod tytułem "Muramasa: Demon Blade". Wii rules...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz