czwartek, 18 listopada 2010

Kill de-Bill

Od premiery pierwszej części Kill Billa na wszelkiego rodzaju aukcjach (zwłaszcza na Allegro) pojawiają się miecze "kute przez Hattori Hanzo na Okinawie". Powoływanie się na tą postać jest tak powszechne, że warto przypomnieć kim tak naprawdę był facet którego Tarantino ubrał w buty miecznika i posłał gdzieś w siny kąt Japonii.

Historyczny Hatori Hanzo , znany też pod imionami Masanari vel Masashige lub Oni no Hanzo ("diabelski Hanzo"), urodził się w prowincji Iga 1541 roku jako syn Hattori Yasunagi. Od początku związany był z Tokugawą Ieyasu, pod którego dowództwem walczył od momentu kiedy skończył 16 lat. Wiemy że walczył pod Anegawą (1570), Mikatagaharą (1572), jednak najcenniejszą usługą jaką oddał przyszłemu shogunowi było ocalenie go przed pojmaniem przez armię Akechiego Mitsuhide w 1582 roku, zaraz po śmierci Nobunagi. W chwili kiedy wieść o zdradzie Akechiego dotarła do Ieyasu obozował on z niewielką eskortą pod Osaką- daleko od swojego lenna. Hanzo zaproponował że przeprowadzi orszak drogami przez prowincję Iga w której miał wyjątkowo rozległe znajomości- propozycji tej przeciwstawiał się gorąco Anayama Beisetsu. Tokugawa zdecydował się zaufać Hanzo- jak się okazało słusznie, Anayama który wybrał inną drogę zginął. Podczas podróży przez Iga Ieyasu towarzyszyła silna eskorta wystawiona przez miejscowych. Za swoje zasługi Hanzo został nagrodzony zwierzchnictwem nad oddziałem 200 ludzi pochodzących z Iga, jego imię do dziś nosi jedna z bram w zamku Edo- "Hanzomon". Hattori Hanzo zmarł w 1596, został pochowany na cmentarzu świątyni Sainen-ji w Shinjuku, Tokyo. W tej samej świątyni przechowywane są jego ulubione włócznie.

Warto wspomnieć że z powodu związków z prowincją Iga bardzo wielu uważa Hanzo za "ninja" (lubują się w tym zwłaszcza amerykańscy nauczyciele różnych egzotycznych szkół walki), często powtarzana jest też legenda jakoby śmierć w wieku 55 lat była wynikiem zemsty klanów ninja których sekrety Hanzo miał wyjawić Ieyasu.

Po śmierci Hattori Hanzo jego miejsce oraz tytuł "Iwami-no-Kami" przejął dziewiętnastoletni syn, noszący to samo imię co ojciec- Hattori Masanari- zapisane innymi znakami. Jego ludzie pełnili funkcję strażników zamku Edo.

niedziela, 14 listopada 2010

Kto ma głowę na karku...

Europejskie wampiry są normalne. No- może bez przesady z tą normalnością, jeśli oczywiście pominiemy najnowszą edycję wampira dla nastolatek które niby są nieumarłe, ich krew nie płynie ale mimo to- pewnie za sprawą magii- nie narzekają na problemy z erekcją. Te ciut bardziej staroświeckie chodzące trupy wprawdzie żywią się krwią, lewitują, uwodzą kobiety spojrzeniem i przy tym wszystkim mówią po angielsku z ciężkim rosyjskim akcentem, niemniej jednak nie ma co udawać- nie są one jakoś przesadnie upotwornione. Ot- banda bladawych fircyków z przerośniętymi kłami, wypisz wymaluj- dziedzic z sąsiedniego majątku, na dobitkę z problemami ze zgryzem. Sądząc po tak mizernych rezultatach, przodkowie musieli widać mieć lepsze zajęcia niż wymyślanie „czym tez by się skutecznie nawzajem postraszyć”.

Z jedną z bardziej fantazyjnych azjatyckich odmian wampira zetknąłem się dzięki „Okko”- najpierw komiksowi Hub'a, a potem opartej na nim grze (lubiącym gry planszowe szczerze polecam, naprawdę świetna zabawa). W grze, osadzonej w fantastycznym świecie imperium Pajan, funkcjonuje on pod malajską nazwą „pananggalan”. W niewiele mniej fantastycznym imperium Japan stworzenie to nazywano nukekubi. Za dnia wygląda jak zwykły ryżojad, jedyną oznaką dzięki której można go odróżnić od ludzi jest linia czerwonych znaków biegnących dookoła szyi. Nocą głowa nukekubi oddziela się od ciała wzdłuż tej linii i wtedy daje o sobie znać prawdziwa natura stworzenia. Głowa wraz z dyndającymi pod nią wnętrznościami (płucka, serce, jelita itd.) lata, sypiąc iskrami, w poszukiwaniu ofiar. Kiedy znajdzie apetycznie wyglądający kąsek, zbliża się do niego z przeraźliwym, paraliżującym wrzaskiem, potem (jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało) uderza „z baśki” i wreszcie wbija kły.


Nukekubi czy- jak kto woli- penaggalan. Figurka Hazgaard do gry "Okko". Za jej sprawą w ojczyźnie swobód obywatelskich gra została uznana za "niewłaściwą". De gustibus...

W czasie polowania ciało nukekubi musi, podobnie jak pozostawione na czas przeistoczenia ubrania wilkołaków z podań niemieckich, pozostawać nieporuszone. Jeśli ktoś je przesunie lub, co jeszcze gorsze, zabierze wampir znajdzie się w... ekhm... „śmiertelnym” niebezpieczeństwie. Gdy przed nadejściem świtu głowa nie może połączyć się z ciałem, cała istota ginie. Według innych wersji równie groźne jest pianie koguta.



Dość typowe przedstawienie rokurokubi (tym razem kreska genialnego Hokusaia). Nie wiedzieć czemu obake tego typu zwykle ucharakteryzowane są na gejsze.


Niezastąpiony Hearn, chyba jedyny obcokrajowiec którego Japończycy naprawdę pokochali, zamieścił w Kaidan ( http://gaslight.mtroyal.ca/kwaidanJ.htm ) opowiadanie żywcem wzięte z podań ludowych o nukekubi, choć popełnił tam dość nietypowy dla siebie błąd- pomylił nukekubi z innym stworzeniem, rokurokubi. I w jednym i w drugim przypadku osobliwą częścią istoty jest kark, ale o ile w przypadku nukekubi głowa może oddzielać się od niego, o tyle rokurokubi może rozciągać swoją szyję do absurdalnych rozmiarów. Różne też są zamiary obu stworzeń- o ile nukekubi jest istotą groźną i złośliwą, o tyle rokurokubi jedynie dziwaczną. Długa szyja ma co prawda ułatwiać jej żywienie się, ale jej dieta ogranicza się do zlizywania zbierającego się na sufitach kopcia ze świec.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Urameshi, Iemon-dono

Większość motywów obecnie uznawanych za ikoniczne dla tradycyjnej kultury japońskiej jest w gruncie rzeczy dość młodych i, co może zabrzmieć jak bluźnierstwo dla wielbicieli wszystkiego co samurajskie, nie mają one właściwie żadnego związku z kulturą wysoką. Obraz "dawnej" Japonii, taki, jaki obecnie serwuje się masom jako , jest zlepkiem dzieł najbardziej pogardzanych w ówczesnym społeczeństwie- mieszkańców wielkich miast. To oni „skalani” obracaniem pieniądzem i dzięki owemu skalaniu błyskawicznie przerastający równie dumnych co coraz częściej obdartych wojowników byli spiritus movens eksplozji kultury. Dawny mecenat daymio i szogunów został wbrew intencjom które przyświecały edyktom Ieayasu zepchnięty w cień przez mecenat wielkich kupców i domów handlowych. Dokonało się to nieomal „od niechcenia”, wręcz przypadkowo, a stworzona przez nich kultura do tego stopnia zdominowała pejzaż Japonii, że przedstawiciele wyższych klas gotowi byli na odwieszanie na kołku własnych przywilejów byle być dopuszczonymi do możliwości brania udziału w rozrywkach plebsu.
Jedną z gigantycznych „fabryk” nowych motywów był teatr, mówiąc precyzyjniej znienawidzone przez szogunat przedstawienia kabuki. O ile wcześniejsze noh uznawano za rozrywkę godną samurajów, o tyle kabuki było czymś co wywracało do góry nogami całą koncepcję rozdziału klas. Już samo to, że na widowni status społeczny nie miał znaczenia stanowił policzek dla władz. Co gorsze niesamowita popularność sztuk sprawiała że nagle aktorzy, ludzie będący do tej pory poza nawiasem społeczeństwa, stawali się idolami mas, wielbionymi zarówno przez samurajów jak i najbiedniejszych z biednych. Jakby tego było mało, teatry , jako miejsca w których gromadziły się masy potencjalnych klientów, błyskawicznie obrastały różnej maści przybytkami, od względnie niewinnych sklepików w których można było kupić pamiątki, po domy uciechy. Świat ukiyo nie tyle celowo odrzucał etos samurajski, co raczej w ogóle się nim nie zajmował, tworząc własny model uznając chwilową przyjemność (w przypadku nisko opłacanych robotników często okupywaną przymieraniem głodem) za ważniejszą od heroicznych ideałów bushi.

Historia o której chciałem napisać zaczęła swój żywot jako jedna z popularniejszych sztuk teatralnych epoki Edo. Została napisana przez Tsuruya Nanboku IV i jest do dziś najsłynniejszą japońską opowieścią o duchach. Dla porządku: treść. Yotsuya Kaidan (bo tak brzmi oryginalny tytuł) opowiada o- jakżeby inaczej- zemście zza grobu. Istnieje kilkanaście wariantów i adaptacji, jednak sednem pozostaje nieodmiennie historia Oiwy, pięknej żony ronina Tamiya Iemon'a. Rywalką o względy jej męża jest córka bogatego Ito Kihei która, by pognębić rywalkę, podsyła jej zatruty krem który sprawia, że twarz Oiwy zostaje oszpecona- jedno z jej oczu znika pod opuchlizną, połowa głowy łysieje. Iemon opuszcza dom żony, nakazując słudze zgwałcić ją (co dawałoby mu prawo do porzucenia jej). Do gwałtu nie dochodzi, jednak w czasie szarpaniny Oiwa przypadkowo rani się śmiertelnie mieczem bądź- inna wersja- po zobaczeniu swojego odbicia w lustrze popełnia samobójstwo. Od tej pory jej duch, w postaci klasycznego onryo, prześladuje wszystkie osoby które w jakikolwiek sposób przyczyniły się do jej nieszczęść. W czasie nocy poślubnej Iemona i jego nowej żony ukazuje się zamiast rywalki. Iemon tnie mieczem ducha, tylko po to, by odkryć że właśnie zamordował córkę Ito. Kolejno giną wszyscy związani z Oiwą i Iemonem. W ostatnim akcie opętany przez ducha, oszalały Iemon zostaje zabity przez szwagra Oiwy, Sato Yomoshichiego.



Oiwa oczami wielkiego Utagawy Kuniyoshiego. Zdecydowanie nie jest to najlepsza z jego prac, tym niemniej stanowi świetny przykład tego, jak wyglądały masowo drukowane wyobrażenia japońskich okropności.

Sztuka była wściekle popularna, do dziś powstało ponad 30 filmowych adaptacji (między nimi moja ulubiona, anime "Ayakashi: Samurai Horror Tales"), podobno nawet postać Sadako z „Ringu” jest hołdem jaki reżyser złożył twórcy Yorsuya Kaidan. Powieść ta jako pierwsza przenosiła historie o duchach z pałaców arystokracji, pól bitew czy odludnych i posępnych miejsc znanych z legend „pod strzechy”, lokując całą historię w dobrze znanych realiach zwykłych, miejskich domów, a przez to ściągając wszelkie paskudztwa i niesamowitości jakimi raczono się nawzajem w bezpośrednie otoczenie widzów, strasząc ich wizją upiornego sąsiedztwa. W czasie debiutu na scenach przyciągała widzów niespotykaną wcześniej ilością krwawych czy obrzydliwych scen, wśród których znajdowała się min. parodia jednej z bardziej lubianych przez Japończyków sytuacji erotycznych- widoku kobiety, która szykując się do snu rozczesuje włosy. Kiedy w Yotsuya Kaidan Oiwa czesze włosy, za jej plecami zbiera się monstrualny kłąb- rezultat działania oszpecającej trucizny. Chwilę później aktorka odwraca do publiczności odpowiednio ucharakteryzowaną twarz, potęgując efekt.

Niektórzy badacze kabuki uważają że inną przyczyną niecodziennej popularności historii mściwego ducha jest sposób w jaki pokazuje ona przemianę ról oprawcy i ofiary. Iemon- początkowo kat, w ostatnich odsłonach jest już tylko niezdolną do obrony ofiarą, kimś kto zostaje zabity nie tylko z zemsty ale, jak deklaruje ze sceny sam Yomoshichi, z litości. Z kolei Oiwa- piękna, bezbronna i niewinna, zmienia się w odrażającego i niemal wszechmocnego demona. Podobno współcześni znajdowali tu aluzje do aktualnej sytuacji politycznej.



Wydawcy drzeworytów szczególnie upodobali sobie motyw lampionu, który w oczach na wpół obłąkanego Iemona miał przemieniać się w postać ducha. Ukiyo-e Shunkosai Hokuei (aktywny od 1824 do 1837, specjalizował się min. w portretach aktorów kabuki). Warto zwrócić uwagę na literę namalowaną na czole upiora. To niedokończona litera sanskrytu symbolizująca Buddę Amitabhę- tego który związany był ze zbawieniem zmarłych. Niekompletność znaku ma oznaczać brak gotowości Oiwy do opuszczenia tego świata.

Wracając na momencik do ikonografii: znaki rozpoznawcze Yotsuya Kaidan to zawodzący krzyk Oiwy „Urameshi, Iemon-dono” i oczywiście sama postać złowieszczego ducha- kobiety z długimi, czarnymi włosami, opuchlizną na jednym oku, makijażem w kolorze indygo, ubrana w białe, pogrzebowe kimono. Co ciekawe podobno sama opowieść jest „przeklęta”- członkowie ekip filmowych mają być prześladowani klątwą Oiwy a liczne wypadki na planach zdjęciowych zdają się potwierdzać ten fakt.

Ciekawość, jak wyglądają spirytystyczne zabezpieczenia serwerów na których Google wiesza blogi...

poniedziałek, 1 listopada 2010

Sadako & Co.

Traf chciał że ostatnio, bezpośrednio przed naszym narodowym świętem palenia stearyny, zajmowałem się yurei czyli, mówiąc bardzo ogólnie, japońskimi duchami. Oczywiście uznanie że yurei to po prostu "duch" i kropka w jakiś sposób rozwiązywałoby sprawę, byłoby jednak pójściem po najmniejszej linii oporu. By rzecz nieco uporządkować: japońskie „strachy”- demony, duchy, widma i potwory- to wszystko yokai. Każda mniejsza lub większa nadnaturalna potworność mieści się w worze z tą etykietką, choć zawiera on całe mnóstwo pomniejszych woreczków i przegródek, między innymi właśnie yurei czyli- mniej lub bardziej kulawo tłumacząc termin- dusze ulotne. Te z kolei dzielą się na funayurei (duchy tych którzy utonęli, pokryte łuskami bądź posiadające inne rybie atrybuty), goryo (dosł. szacowne duchy- dusze arystokratów załatwiających po śmierci niedokończone interesy), ubume (duchy matek zmarłych w połogu lub tych które osierociły małe dzieci), zashiki-warashi (duchy zmarłych dzieci, jak wszystkie dzieci stworzenia wredne i złośliwe) i wreszcie najważniejsze z punktu widzenia wielbicieli horrorów- onryo czyli dusze które dostały przepustkę z czyśćca by móc dopełnić zemsty na żyjących.




Warto zauważyć że o ile w przypadku duchów europejskich zemsta bywa ukierunkowana na sprawców tragedii, o tyle japońskie onryo, być może z racji silnej nadreprezentacji płci pięknej w tej grupie, nie zwykły przejmować się tego rodzaju drobnostkami. Ich zemsta jest w większości przypadków ślepa i dotyka wszystkiego i wszystkich którzy znajdą się w polu rażenia, czego znakomitym przykładem jest choćby los większości postaci pojawiających się w seriach horrorów „Ring” czy „Ju-on (The Grudge)” bądź- bardziej klasycznie- osób związanych z legendarnym kimonem Furisode, opisanym w relacji Lafcadio Hearn'a. Tytuły nieprzypadkowe- było nie było to od nich zaczął się tryumfalny przemarsz horroru japońskiego przez sale kinowe globu.

Najbardziej charakterystyczne cechy azjatyckiego ducha w stroju służbowym ? Jakoś tak się składa że w przypadku onryo zwykle mamy do czynienia z postacią ubranej na biało kobiety, przesuwającej sie nad ziemią z bezwładnie zwisającymi z nadgarstków dłońmi. Długie, lejące się czarne włosy, zdeformowana twarz i podkrążone oczy dopełniają obrazu. Pierwszy z filmów serii był dla mnie odkryciem, przy kolejnych typowość przedstawiania onryo zaczęła irytować, bo w końcu ileż razy można oglądać włosy wyłażące z kranu czy przeciskające się pod drzwiami, a później- zastanawiać.



Obrazek który prześladował mnie przez sporą część dzieciństwa- klasyczne, XIX wieczne przedstawienie onryo, autorstwa Ito Sei.

Jak się okazuje zdaniem większości badaczy typizacja wyobrażeń onryo pojawiła się w epoce Edo, wraz z eksplozją zainteresowania teatrem kabuki (w epokach wcześniejszych trudno szukać jej śladów). Komunikacja z widzem rządziła się swoimi prawami i wymuszała – w identyczny sposób w jaki miało to miejsce choćby w niemym kinie- stworzenie łatwo rozpoznawalnych typów, kanonów przedstawiania postaci, dzięki którym będą one rozpoznawalne już na pierwszy rzut oka. Jako że duch japoński przemieszcza się lewitując nad ziemią, z dłońmi zwisającymi bezwładnie z przegubów, na scenie aktorzy grający te postaci ubierani byli w białe (w domyśle: pogrzebowe) kimono z bardzo długimi rękawami a dla zwiększenia efektu czasem podwieszano ich na systemie lin i bloczków, co pozwalało na imitację „lotu”. Kolejną tradycją funeralną jaką skopiował teatr było rozczesywanie długich, za życie kunsztownie ułożonych włosów i układanie ich luźno- na potrzeby teatru dla spotęgowania efektu fryzurę dodatkowo mierzwiono. Obrazu dopełniał makijaż w odcieniach indygo, z oczyma podkreślonymi czerwienią.

Mamy tu- jak się okazuje- pudełko w pudełku. Współczesna popkultura amerykańska kopiuje popkulturę współczesnej Japonii, która z kolei wzoruje się na popkulturze Japonii epoki Edo, która znów sięgała do wzorców pochodzących z kultury japońskiej starożytności, a wszystko to krytycy filmowi obwołują nowym nurtem kina grozy.

Wesołych świąt.