Wśród praktyków sztuk walki z którymi zdarzyło mi się rozmawiać, spotkałem bardzo wielu "zbieraczy danów". Ten stopień tu, egzamin tam, kolejny ówdzie- zamiana miejsc w hierarchii, kolorowe szarfy czy pasy, sifu, sensei, sempai, kyu i dany. Przyznam że tego rodzaju "filatelistyka" nigdy nie pociągała mnie jakoś szczególnie i nie z racji uprzedzenia do poddawania się ocenie- jest we mnie co najmniej tyle samo z konia wyścigowego co w każdym innym przedstawicielu homo sapiens.
Żeby wyjaśnić moje podejście muszę cofnąć się do pojęć podstawowych, leżących u samych fundamentów sztuk walki. Bardzo ważnym było dla mnie zrozumienie wpływu, jaki miał sposób postrzegania upływu czasu na kształt systemów treningowych i samych sztuk walki. Dla nas oczywistym jest, że czas jest jednym z wymiarów rzeczywistości, który można wyobrazić sobie jako prostą, biegnącą od punktu leżącego gdzieś w okolicy fenomenu nazywanego umownie wielkim wybuchem , aż po bliżej niezidentyfikowaną przyszłość. W takim ujęciu ewolucja każdej z dziedzin wiedzy czy umiejętności, nie wyłączając sztuk walki, jest stopniowym udoskonalaniem- pojawiają się nowe techniki, stare ulegają sublimacji bądź- co nieuchronne w przypadku technik nieskutecznych- zapomnieniu.
W tradycji japońskiej funkcjonuje zupełnie inne rozumienie czasu. Oto u początku właściwie każdej dziedziny życia (wliczając religię i filozofię) znajduje się objawienie- bezpośredni kontakt z absolutem, ze źródłem. Wszystko co następuje po nim jest w naturalny sposób mniej doskonałe, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę wpływ mappo (czyli ery w której prawo ulega degeneracji). Najwłaściwszą byłaby analogia z rzeką, której woda najczystsza jest u źródła, później zaś ulega stopniowemu zabrudzeniu. Termin "ryu" najczęściej tłumaczy się jako "szkoła", choć w rzeczywistości bardziej pasuje tu słowo "nurt" (wraz z wszystkimi jego "wodnymi" konotacjami). Każde ryu jest rzeką, która łączy przeszłość z teraźniejszością. Nowinki czy modernizacje dopuszczalne są wyłącznie wtedy, gdy są rezultatem objawienia tenshin shoden- niebiańskiej prawdy. To właśnie taka wizja rzeczywistości skłaniała praktyków sztuk walki do pozornie bezcelowych medytacji i postów. Co ważne- wyniki objawienia nie zawsze muszą być praktyczne, natomiast zawsze muszą pozostawać w ramach zakreślonych przez założyciela szkoły- w innym przypadku nowa gałąź oddala się zbyt daleko od pierwotnego przekazu i staje się wynaturzeniem (zwykle w ten sposób powstaje nowa szkoła). Nowe interpretacje czy metody treningowe mogą być bardziej efektywne, przynosić więcej korzyści- ale niosą ze sobą nieuchronnie oderwanie od oryginalnego, pierwotnego przekazu.
Wracając do niezbyt przeze mnie lubianego systemu stopni w szkołach sztuk walki- pierwotnie, w tradycyjnych szkołach walki po prostu nie istniał. Owszem- był system licencji menkyo (免許) wywodzący się z Chin i wzorowany na systemie funkcjonującym w ramach struktur dworu i administracji państwowej. Pojawił się on w Japonii około VIII wieku. Każdy z adeptów po zakończeniu pewnego etapu szkolenia otrzymywał od nauczyciela certyfikat. Pierwszy z nich- okuiri- dosłownie "wejście w sekret"- można było otrzymać najwcześniej po spędzeniu czterech do ośmiu lat na codziennych treningach. Jego otrzymanie oznaczało tak naprawdę że dany adept został uznany za godnego rozpoczęcia właściwej nauki. Drugi- mokuroku (w dwu stopniach, sho- i go-) czyli "rejestr"- oznacza wpisanie ucznia do ksiąg i rejestrów szkoły i uznanie za jednego z jej pełnoprawnych adeptów. Jego wręczenie następowało po kolejnych ośmiu- piętnastu latach. Ostatni etap to menkyo- "licencja" którą adept otrzymuje po upływie od kilkunastu do dwudziestu paru lat. Oznacza ona, że został uznany przez głowę szkoły za godnego prowadzenia zajęć i posługiwania się jej imieniem. Na dobrą sprawę to wszystko (poza drobnym rozróżnieniem na menkyo i kaidan menkyo)- początkujący, pełnoprawni uczniowie i mistrzowie.
System kyu/dan wprowadzony został około roku 1883 przez Kano Jigoro, "ojca" judo na potrzeby tworzonego wówczas przez niego sportowego systemu treningowego judo, ale tak naprawdę wywodzi się z dziedziny życie nie mającej szczególnie wiele wspólnego ze sztukami walki. Podział na stopnie kyu i dan pojawił się po raz pierwszy jako system klasyfikacji graczy w go, grę będącą jedną z pasji społeczeństwa japońskiego epoki Edo. Honinbo Dosaku, zawodowy gracz, stworzył system rang i odpowiadających im "forów" jakie należy dawać przeciwnikom- amatorom w grze w zależności od stopni, żeby pozostawała ona choć trochę ciekawa dla obu stron. Ponieważ system ten porządkował hierarchię i pozwalał na dość łatwą orientację, został bardzo szybko zaadoptowany przez różnej maści szkoły- od ikebany po te zajmujące się nauką ceremonii herbacianej.
Czy system kyu/dan jest zły ? Nie wiem. Przy moim żałośnie małym zasobie wiedzy na ten temat jedyne co mogę powiedzieć to to, że jest to system hierarchii o niekoniecznie najchwalebniejszej genezie i nie mający nic wspólnego z filozofią i tradycją szkoleniową koryu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz