środa, 23 września 2009

I kompletnie stracił głowę...

Przemoc- zwłaszcza kiedy zajmują się nią większe grupy ludzi- mimo wielu niewątpliwych zalet ma jedną, za to dość poważną wadę. Jest mianowicie z natury dość... chaotyczna. W trakcie spędzania czasu na niefrasobliwym dekompletowaniu ciał bliźnich dość łatwo stracić z oczu główny cel jakiemu - przynajmniej w teorii- owa zabawa powinna być podporządkowana. W większości przypadków było nim osiąganie pewnych korzyści, im bardziej wymiernych tym lepiej. W Europie całą rzecz rozwiązano przy pomocy okupów i kodeksu honorowego regulującego warunki na jakich można było spieniężyć pokonanego delikwenta. W przypadku Japończyków sprawa wyglądała nieco inaczej: nagrody za pełnienie służby rozdzielane były tylko i wyłącznie przez bezpośredniego suwerena. Służba wojownika polegała na likwidowaniu wrogów a że japońscy panowie feudalni nie należeli do osób naiwnych, naturalną koleją rzeczy domagali się dowodów efektywności działań swoich podwładnych. Próbowano różnych systemów- podpisywano strzały, toczono imienne pojedynki ale wszystko to było zbyt skomplikowane i niewygodne żeby mogło działać, zwłaszcza że zdarzało się, że trafiony wojownik wyciągał z rany strzałę i wystrzeliwał ją w stronę nieprzyjaciela, czasem osiągając lepsze rezultaty niż jej pierwotny właściciel. Sprawę rozwiązywał zwyczaj poświadczania biegłości w pozbawianiu bliźnich życia przy pomocy kolekcjonowania ich głów. Odcinano je sobie nawzajem zarówno podczas bitwy jak i po zakończeniu działań. Trofea przekazywano giermkom bądź wiązano do siodeł (głowy znamienitszych postaci po prawej stronie, mniej ważnych po lewej). Po skończonej walce następowała ceremonia oglądania głów. Była ona na tyle ważna że już pod koniec XIV wieku podręczniki etykiety wojskowej (buke kojitsu) opisywały w jaki sposób ceremonia "oceny głów" (kubi jikken) czy "konfrontacji twarzą w twarz" (taimen) powinna przebiegać. Zwykle odbywała się ona w miejscu chronionym (na wypadek gdyby ocalałym niedobitkom przyszło na myśl odzyskanie głów towarzyszy broni), bardzo często na terenie pobliskich świątyń. Bezpośrednio przed inspekcją głowy myto i czesano. Często zadanie to powierzano kobietom- wyjątek z pamiętnika Oan, córki bushi, jednej ze służących w zamku Ogaki opowiadający o wydarzeniach związanych z bitwą pod Sekigahara:

"Razem z matką, żonami i córkami innych sług, odlewałyśmy pociski w zamku. W tym samym miejscu przechowywane były odcięte głowy zdobyte przez naszych sojuszników. Do każdej z nich doczepialiśmy notkę by można je było zidentyfikować, po czym kilkukrotnie czerniłyśmy jej zęby (...) Nawet te odcięte głowy przestały mnie przerażać, przywykłam do nich tak że mimo iż byłam cała przesiąknięta ich odorem spałam spokojnie " (cytat za S. Turbull, Warriors of Mediaeval Japan )

Rany twarzy maskowano pastą z mączki ryżowej i makijażem, zęby czerniono. Wojownicy zbierali się na ceremonię w pełnym rynsztunku bojowym (na znak szacunku dla pokonanych wrogów). Głowy mniej znaczących przeciwników wieszano "grupami" i wódz dokonujący przeglądu nie zsiadał nawet z konia by je obejrzeć. Jeśli chodzi o znakomitości- ich głowy przynoszono pojedynczo. Wojownik który zdobył trofeum klęcząc stawiał postument (rodzaj deski z kolcem który wbijano w szyję) na ziemi, chwytał prawą ręką za włosy a lewą podtrzymywał kark. Należało pamiętać by "wzrok" zmarłego skierowany był na lewo od osoby oglądającej trofeum. Po dokonanej prezentacji głowy zwracano rodzinom zabitych bądź wieszano na pokaz przy bramach miejskich czy w miejscach kaźni. Ważnym elementem etykiety, o którym zresztą wspomniał Tokugawa Ieyasu oglądając głowę Kimura Shigenariego, było spalanie kadzideł w kopule własnego hełmu- w razie przegranej bitwy i ... utraty głowy był to niewątpliwie miły gest w stronę przyszłych widzów. Sposób eksponowania ciał tak wrogów jak i skazańców to odrębny temat także tym razem daruję sobie omawianie wszelkich możliwych wariantów.

Co ciekawe głowy kolekcjonowano nie tylko po to by przypodobać się ziemskim feudałom- znany jest choćby przypadek, niejakiego Obusumy Saburo (późny XIII wiek), który ofiarowywał głowy pokonanych przeciwników bóstwom opiekuńczym wojowników. Nie inaczej zachowywał się sam Yoritomo.

Oczywiście dążenie do zdobycia możliwie cennego trofeum stało w jaskrawej sprzeczności z jakimkolwiek planowaniem akcji bojowych, stąd od XIV wieku coraz częściej słyszy się głosy poszczególnych dowódców zabraniających swoim podwładnym tego rodzaju praktyk. Jakkolwiek nie było gest utrzymał się bardzo długo- ostatnie przypadki buntori ("brania swego udziału") jak nazywano polowania na głowy to epizody z czasów II wojny światowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz