wtorek, 18 sierpnia 2009

Głuchota bogów

Bądźmy szczerzy- bóstwa nigdy nie były szczególnie skore do zajmowania się śmiertelnikami. Pół biedy kiedy ci gotowi byli rżnąć setkami woły czy dziewice- na tym etapie rozwoju ludzkości nieśmiertelnym, jeśli wierzyć legendom, jakoś łatwiej przychodziło oderwanie się od "M jak miłość", odłożenie gazety i kiwnięcie paluchem w sprawie tego czy innego petenta. Niestety- z czasem przestało im się chcieć słuchać modłów i cuda przestały być tak spektakularne jak w złotym wieku (być może przyczynił się do tego fakt wyginięcia legendarnych dziewic). Ot- w sam raz tyle żeby się nie przemęczyć i nie dać parchom zapomnieć o sobie. Wskrzeszenie dzieciątka tu, przywrócenie wzroku tam- i już, starczy, cieszyć się i bić pokłony. Większość nacji podeszła do życzeń swoich bogów z pokorą, ograniczając sie do cichszej lub głośniejszej modlitwy i śpiewów. Co ciekawe instrumenty perkusyjne i spora część dętych zostały wykluczone z liturgii czemu trudno doprawdy się dziwić- mało kto lubi być budzony z dobrze zasłużonej drzemki dzikimi hałasami, toteż bicie w dzwony, strzały z armat, terkotanie grzechotkami i bicie w bębny zostawiono na okoliczność odstraszania demonów. Oczywiście Japończycy- jak zwykle- wiedzieli lepiej i nie dość że jak wszystkie inne nacje pokalane buddyzmem używają różnego kalibru bębnów w liturgiach, to jeszcze wprowadzili inny irytujący zwyczaj czyli klaskanie w dłonie- kashiwade.

Wywodzi sie on jeszcze ze starożytności, kiedy to było gestem oddania czci czy szacunku. Nihongi wspomina że kiedy cesarzowa zasiadała na tronie, minister z szacunkiem klaskał w dłonie- trudno powiedzieć czy czcząc w niej małżonkę boga na ziemi czy też władczynię (zwykle zresztą- w przypadku choćby Fujiwarów- będącą jego własną córką). Ilość klaśnięć może być różna. Najczęściej klaszcze się dwa razy ale dla uhonorowania szczególnie ważnych bóstw (jak choćby Amaterasu) liczbę tą podwaja się, chociaż w niektórych rytuałach zdarza się ponad trzydzieści klaśnięć pod rząd.

Zdaniem antropologów sam gest ma wiele wspólnego ze zwykłym i wspólnym dla wszystkich kultur modlitewnym złożeniem dłoni, wywodzącym się z niewolniczego oddawania rąk "pod sznur". W przypadku rytualnego klaskania owa wiernopoddańcza czołobitność przybiera cechy natręctwa czy wręcz mściwej złośliwości- odgłos składanych rąk ma wybudzić bóstwo z letargu i sprawić że zwróci ono uwagę na uporczywego suplikanta (stąd klaszcze się po złożeniu ofiary a przed modlitwą- nigdy po). Nie wiem jak zachowują się wybudzone z drzemki kami ale sądząc po ilości kataklizmów nawiedzających Japonię potrafią właściwie ocenić namolność swoich wyznawców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz