piątek, 9 kwietnia 2010

Dao Master Cutlery

Mimo tego że chińskimi sztukami walki zajmuję się od dość dawna, chińska broń biała nigdy nie pociągała mnie tak, jak, było nie było wywodząca się od niej, japońska. Być może winne temu były kontakty z "papierowymi" mieczami wu-shu, będącymi na dobrą sprawę raczej akcesoriami treningowymi niż bronią, może brak właściwego PR-u który wyniósł na szczyty popularności nihonto. Ni mam pojęcia. Po prostu nie iskrzyło między nami i jedyną z chińskich broni która mnie jako- tako interesowała był kij. Skoro jednak tak się złożyło że wróciłem do ćwiczenia Tang Lang, a nie chcę ograniczać się do samych form ręcznych, wypadło mi wreszcie zainteresować się tematem chińskiej broni białej, czego pochodną jest niniejsza mini- recenzja mojej pierwszej chińskiej szabli (dao) firmy Master Cutlery.





Dla osoby przyzwyczajonej do obcowania z bronią japońską miecze chińskie są raczej mało skomplikowanymi tworami. Na dobitkę dao to historycznie broń używana raczej przez ochroniarzy i szeregowych żołnierzy niż atrybut arystokratów. Prosta, masywna, niezbyt finezyjna: narzędzie walki i mówiąc "narzędzie" mam na myśli raczej siekierę niż dłutko. Ot- kawałek sprężystej stali w funkcjonalnej (choć rzadko estetycznej) oprawie. W przypadku dao Master Cutlery trudno się nie zgodzić z tego rodzaju opinią- stworzona przez nich broń pozbawiona jest jakichkolwiek ornamentalnych wygibasów, co zdecydowanie wyszło jej na dobre. Surowa, funkcjonalna czarna oprawa, solidna klinga, czarna drewniana pochwa z trzema okuciami i... to już. Dao jest to dość długa (86 cm) z klingą w formie "ogona wołu", w piórze obusieczną. Jest ostra, co nie dla wszystkich musi być zaletą, w każdym razie ja nie cierpię ćwiczenia z tępą bronią, moim zdaniem prowokuje do traktowania miecza czy szabli jak niegroźnego kawałka metalu który można chwytać jak popadnie "bo i tak nic się nie stanie". W przeciwieństwie do podobnego Watersong Dao od Hanwei klinga jest raczej gruba (3mm), dzięki czemu w czasie ćwiczenia nie ma się wrażenia jakby manipulowało się kawałkiem blachy czy wręcz radziecką ręczną piłą do drewna. Jak w prawdziwych, przystosowanych do silnych cięć z ramienia dao, środek ciężkości przesunięty jest w stronę sztychu co rzeczywiście bardzo zmienia sposób w jaki operuje się bronią.

Główne zalety ? Z pewnością bardzo "realne" ostrze, solidna konstrukcja i brak jarmarcznej ornamentacji. Wady ? Tych też kilka się znajdzie. "Uszczelnienie" jelca tarczowego bezbarwną żywicą (szczęściem dość łatwą do usunięcia). Kiepsko wykończone powierzchnie ostrza, prawdopodobnie po prostu "pociągnięte" szlifierką której śladów nikt już nie usuwał. Fakt- akurat ta wada jest dość łatwa do usunięcia (papier ścierny, pasty polerskie i odrobina cierpliwości) i nie wpływa na walory użytkowe broni ale nie ma sensu udawać że wszystko jest cacy.

Rzecz która jest równocześnie zaletą jak i wadą, zależnie od upodobań i podejścia: ostrze wykonane jest ze stali nierdzewnej. Oznacza to że można go dotykać paluchami a po treningu nie martwić się o wycieranie i oliwienie tylko odwiesić na stojak i zapomnieć aż do chwili kiedy znowu będzie potrzebne. Z drugiej strony to raz- niewątpliwe odstępstwo od tradycji a dwa- nie ma się co oszukiwać, stal nierdzewna jest zdecydowanie mniej odporna od węglowej. Jako że szukałem szabli stricte treningowej, służącej głównie do form a nie do cięcia użycie tego rodzaju materiału było dla mnie jak najbardziej akceptowalne.

Na koniec drobny detal: frędzel, jak każe tradycja przyczepiony do grzybka rękojeści. Kwiatek u kożucha. Biały, z jakichś kiczowatych, prujących się syntetycznych sznurków, z drewnianym koralikiem. Koszmarek. Odczepiłem bo bardziej przeszkadzał i irytował (tu akurat pewnie niebagatelną rolę odgrywa mój brak doświadczenia w operowaniu bronią tego typu) niż zdobił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz