piątek, 14 lutego 2020

I rycerz. I pies. I jaszczurka

No dobrze- pora na główną postać.

Mamy jeźdźca, w pełnej zbroi “gotyckiej” (mocno anachroniczne określenie jednego z typów zbroi płytowej, pochodzącego-  traf chciał- z warsztatów norymberskich), okrytej- o ile mnie wzrok nie myli- sajanem. Na głowie saleta z nakarczkiem pokrytym ozdobną plecionką, pod szyją obojczyk, u pasa długi miecz. W prawej dłoni kopia, na której końcu przyczepiona jest lisia kita. Siodło z wysokim, ozdobnym łękiem, ogłowie z munsztukiem, podwójny zestaw lejc, koń niewątpliwie masywny (zdecydowanie nie jakiś wiejski podjazdek- wygląda wręcz na pełnego destriera)  i równie niewątpliwie męski idzie mocno paradnym krokiem. Na końskim łbie i nad ogonem pęczki liści dębu. Całość sprawia wrażenie siły i zdecydowania, mocno przypominając konne pomniki włoskiego quattrocenta, które Durer miał okazję oglądać.


Dwa pomniki prześladujące młodocianych historyków sztuki- Gattamelata (1453, Donatello)..


...i Colleoni, tu w Petersburskim odwzorowaniu. Verocchio, około 1480


Symbolika? Nienachalna. Liście dębu wiązano na terenie Rzeszy wierzchowcom zwycięzców i szczęśliwych myśliwych. Gdyby podłubać dłużej można od biedy próbować szukać tu innego rodzaju nawiązań- według średniowiecznej tradycji krzyż Chrystusa miał być wykonany z drewna dębu- choć moim zdaniem to już mocno naciągana analogia.

Lisia kita- tu będzie ciut ciężej. Lis jako taki był kojarzony jednoznacznie negatywnie, zwykle symbolizował diabła. Gdyby przyjąć taką wykładnię rycerz byłby wysłannikiem zła, towarzyszem diabła i śmierci. Tłumaczenie sensowne, ale przeczy mu dość powszechna praktyka przedstawiania rycerzy z lisimi kitami przytwierdzonymi do lanc. Inny trop niesie ze sobą stara occytańska piosenka “Ai vist lo lop, lo rainard, la lèbre” (“Widziałem wilka, lisa i łasicę”- choć niektórzy próbują przekładać la lebre jako "zająca"). Jest króciutka więc zaśpiewajmy sobie:

Widziałem wilka, lisa i łasicę
Widziałem wilka i lisi taniec
Wszyscy troje tańczyli wokół drzewa
Widziałem wilka, lisa i łasicę
Wszyscy troje krążyli wokół drzewa
Wszyscy krążyli dookoła rozkwitającego krzaku

Pracujemy jak niewolni przez cały rok
By zarobić kilka monet
A w czasie ledwie miesiąca
Widzę wilka, lisa i łasicę
I nic nie zostaje
Widziałem łasicę, lisa i wilka






Piosneczka ludowa i zjadliwie satyryczna. Według znawców tematu wilk jest tu symbolem króla, lis- feudała (czyli naszego rycerza), a łasica- kleru. Rzecz zdecydowanie pasująca do pro-chłopskich sympatii Durera ale, biorąc pod uwagę powszechność wizerunków rycerzy z tego rodzaju ozdobą lancy nadawanie lisiej kicie jakiegoś wyjątkowego znaczenia zakrawałoby o nadinterpretację, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że pojawia się ona w innych, czysto “dokumentalnych” rysunkach samego Durera. Ot- wbrew twierdzeniom starego zbola Freuda, ogórek to czasami po prostu ogórek i nic więcej.


Studium rycerza na koniu. Durer, 1495.


Skoro już omówiliśmy główne dramatis personae, dorzućmy przyprawy.

 Pies. Biegnie przy tylnych nogach koni. Uroczo nierasowy. Znaków szczególnych- poza swobodnie dobranymi cechami wyglądu zewnętrznego- brak. To, co wiemy, wynika raczej z wykluczania kolejnych potencjalnych funkcji jakie mógłby pełnić. Nie jest to pies do walki (w tym czasie Hiszpanie z dużym powodzeniem używali do tego celu mastifów, zwłaszcza w trakcie podboju Ameryki)- jest na to zbyt lekko zbudowany. Nie jest to chart i brak mu wiele do alaunta. Jeśli wypić dość dużo, można uznać go za jakąś odmianę spaniela, ale trudno się upierać przy takiej klasyfikacji. Ot- jeden z psów gończych, o bliżej nieokreślonej progeniturze. Symbolicznie? Oczywiście wierność, ale to samo w sobie byłoby nudne. Ciekawszą w kontekście naszej sceny jest historia o tym, jak to pies jest w stanie sam wyleczyć swoje rany liżąc je, przez co stawał się emblematem spowiedzi leczącej rany duszy zadane przez grzech. Dodatkowo, jeżeli wierzyć Pliniuszowi, a średniowiecze często popełniało ten błąd, psy zawsze rozpoznają swoich panów i nigdy nie zapominają drogi którą raz przebyły.

Jaszczurka. Zwierzątko mocno niecodzienne. Symbolicznie- mocno dwoiste. Z racji tego że niezaprzeczalnie gadzie, chętnie łączone z wężem i dorzucane do wszystkich paskudztw rojących się przy trupach. Z drugiej strony jej zdolności do regeneracji staje się egzemplifikacją zmartwychwstania. Według Izydora z Sewilli ślepnąca ze starości jaszczurka włazi w szczelinę w murze skierowaną na wschód, a kiedy promienie wstającego słońca padają na jej oczy- odzyskuje wzrok- podobnie dusza bogobojnego chrześcijanina ma powstać dzięki blaskowi Chrystusa- słońca. Inna interpretacja, częsta w sztuce nagrobnej (ot, choćby renesansowe nagrobki mieszczańskie z klasztoru dominikanów w Krakowie), pokazuje jaszczurkę ni z gruchy ni z pietruchy przycupniętą na ramieniu czcigodnego zmarłego. Gad ma symbolizować duszę wygrzewającą się w promieniach łaski boskiej.

Czaszka na pniaku. Niby… ozdobnik, ale, moim zdaniem, dość ważny. Oczywiście czaszka sama w sobie jest jednym z najpopularniejszych symboli jakie można sobie wyobrazić. Instynktownie odczytujemy ją jako denotat śmierci, śmiertelności, wreszcie nieosiągalności wiecznego trwania. Moim zdaniem Durer nieprzypadkowo umieścił “swoją” czaszkę na pniaku. Myślę że odwołuje się tu do starego motywu czaszki Adama i powiązanych z nim znaczeń które, być może, stanowią klucz do odczytania całości. Jako że w kraju zamieszkanym przez katolików historie te pozostają kompletnie nieznane, pozwolę sobie przypomnieć pewne legendy z wczesnych wieków chrześcijaństwa. Otóż wierzono (o czym pisze tak Orygenes, jak i “Księga zwojów” Kitab al-magall, jak etiopskie opowieści z Geez o konflikcie pomiędzy prarodzicami a szatanem, jak “Księga skarbów”, jak wreszcie pisma Sa'id ibn Batriq czyli- prościej- Eutychiusza z Aleksandrii) że Szem i Melchizedek odnaleźli Arkę Noego, a na niej- ciało praojca Adama, które przywieźli do Jerozolimy i pochowali w miejscu później nazwanym Golgota. Jak zwykle w przypadku apokryfów detale, jakkolwiek smakowite by nie były i jak tłumnie nie pchałyby się pod pióro (czy klawisze)  nie do końca się zgadzają. Dla nas nie będą one przesadnie istotne. Ważnym jest to, że z drzewa, które wyrosnąć miało na grobie Adama zrobiony miał zostać krzyż na którym zawisnął Jezus. Grób Adama miał być miejscem środka, Axis mundi, w którym Adam został stworzony, a później również pochowany. Początek i koniec tak praojca, jak i grzechu- i całej kreacji. Według legend z trzeciego wieku krew spływająca z krzyża miała ożywić spoczywającego pod nim Adama i sprawić, że pokazał się on wielu świadkom w Jeruzalem. Jakkolwiek mgliście nie przedstawiałaby się całość tej historii, wystarczyła ona do stworzenia motywu ikonograficznego nazywanego “czaszką Adama”.



Ukrzyżowanie, Carlo Crivelli, druga połowa XV wieku, o ile pamięć mi służy. Okrwawiona czaszka Adama u stóp krucyfiksu.

Inny przykład, tym razem Fra Angelico.

Miasto. Ot, typowe germańskie miasteczko. Niektóre wieże przypominają Norymbergę, ale… nie ma chyba sensu iść tak daleko. Ważniejszym jest fakt, że umieszczone jest w górnej części grafiki, na wzgórzu. Czy jest to “miasto położone na górze”? Trudno przesądzać, ale warto zatknąć mentalną zakładkę.

To chyba wszystko. Kule znalazły się w bębnie maszyny losującej, pora zabrać się za poskładanie wszystkich klocuszków w jakąś całość… lub kilka całości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz