poniedziałek, 1 listopada 2010

Sadako & Co.

Traf chciał że ostatnio, bezpośrednio przed naszym narodowym świętem palenia stearyny, zajmowałem się yurei czyli, mówiąc bardzo ogólnie, japońskimi duchami. Oczywiście uznanie że yurei to po prostu "duch" i kropka w jakiś sposób rozwiązywałoby sprawę, byłoby jednak pójściem po najmniejszej linii oporu. By rzecz nieco uporządkować: japońskie „strachy”- demony, duchy, widma i potwory- to wszystko yokai. Każda mniejsza lub większa nadnaturalna potworność mieści się w worze z tą etykietką, choć zawiera on całe mnóstwo pomniejszych woreczków i przegródek, między innymi właśnie yurei czyli- mniej lub bardziej kulawo tłumacząc termin- dusze ulotne. Te z kolei dzielą się na funayurei (duchy tych którzy utonęli, pokryte łuskami bądź posiadające inne rybie atrybuty), goryo (dosł. szacowne duchy- dusze arystokratów załatwiających po śmierci niedokończone interesy), ubume (duchy matek zmarłych w połogu lub tych które osierociły małe dzieci), zashiki-warashi (duchy zmarłych dzieci, jak wszystkie dzieci stworzenia wredne i złośliwe) i wreszcie najważniejsze z punktu widzenia wielbicieli horrorów- onryo czyli dusze które dostały przepustkę z czyśćca by móc dopełnić zemsty na żyjących.




Warto zauważyć że o ile w przypadku duchów europejskich zemsta bywa ukierunkowana na sprawców tragedii, o tyle japońskie onryo, być może z racji silnej nadreprezentacji płci pięknej w tej grupie, nie zwykły przejmować się tego rodzaju drobnostkami. Ich zemsta jest w większości przypadków ślepa i dotyka wszystkiego i wszystkich którzy znajdą się w polu rażenia, czego znakomitym przykładem jest choćby los większości postaci pojawiających się w seriach horrorów „Ring” czy „Ju-on (The Grudge)” bądź- bardziej klasycznie- osób związanych z legendarnym kimonem Furisode, opisanym w relacji Lafcadio Hearn'a. Tytuły nieprzypadkowe- było nie było to od nich zaczął się tryumfalny przemarsz horroru japońskiego przez sale kinowe globu.

Najbardziej charakterystyczne cechy azjatyckiego ducha w stroju służbowym ? Jakoś tak się składa że w przypadku onryo zwykle mamy do czynienia z postacią ubranej na biało kobiety, przesuwającej sie nad ziemią z bezwładnie zwisającymi z nadgarstków dłońmi. Długie, lejące się czarne włosy, zdeformowana twarz i podkrążone oczy dopełniają obrazu. Pierwszy z filmów serii był dla mnie odkryciem, przy kolejnych typowość przedstawiania onryo zaczęła irytować, bo w końcu ileż razy można oglądać włosy wyłażące z kranu czy przeciskające się pod drzwiami, a później- zastanawiać.



Obrazek który prześladował mnie przez sporą część dzieciństwa- klasyczne, XIX wieczne przedstawienie onryo, autorstwa Ito Sei.

Jak się okazuje zdaniem większości badaczy typizacja wyobrażeń onryo pojawiła się w epoce Edo, wraz z eksplozją zainteresowania teatrem kabuki (w epokach wcześniejszych trudno szukać jej śladów). Komunikacja z widzem rządziła się swoimi prawami i wymuszała – w identyczny sposób w jaki miało to miejsce choćby w niemym kinie- stworzenie łatwo rozpoznawalnych typów, kanonów przedstawiania postaci, dzięki którym będą one rozpoznawalne już na pierwszy rzut oka. Jako że duch japoński przemieszcza się lewitując nad ziemią, z dłońmi zwisającymi bezwładnie z przegubów, na scenie aktorzy grający te postaci ubierani byli w białe (w domyśle: pogrzebowe) kimono z bardzo długimi rękawami a dla zwiększenia efektu czasem podwieszano ich na systemie lin i bloczków, co pozwalało na imitację „lotu”. Kolejną tradycją funeralną jaką skopiował teatr było rozczesywanie długich, za życie kunsztownie ułożonych włosów i układanie ich luźno- na potrzeby teatru dla spotęgowania efektu fryzurę dodatkowo mierzwiono. Obrazu dopełniał makijaż w odcieniach indygo, z oczyma podkreślonymi czerwienią.

Mamy tu- jak się okazuje- pudełko w pudełku. Współczesna popkultura amerykańska kopiuje popkulturę współczesnej Japonii, która z kolei wzoruje się na popkulturze Japonii epoki Edo, która znów sięgała do wzorców pochodzących z kultury japońskiej starożytności, a wszystko to krytycy filmowi obwołują nowym nurtem kina grozy.

Wesołych świąt.

1 komentarz:

  1. Facet, Twój blog jest po prostu świetny! Kiedy nowa nota? Nie bądź taki :D

    OdpowiedzUsuń