niedziela, 15 listopada 2009
Bez tytułu IV
Co za cholera ? Przez dobrych piętnaście minut stałem patrząc pod światło na zawartość szklanki. To że chwilę wcześniej obudziłem się nijak nie poprawiało moich zdolności analitycznych, podobnie jak i nie robiła im najlepiej ziębiąca w bose stopy podłoga. Im bardziej byłem przytomny tym mniej wierzyłem własnym oczom. To, co właśnie ciekło z kranu i chlupało w naczyniu nijak nie chciało przypominać wody. No dobrze- było z grubsza rzecz ujmując mokre, ale jeśli wziąć pod uwagę kolor i konsystencję bliżej temu było do krwawej Marry. Gdyby jeszcze smak... niestety, jeśli o niego idzie rzeczy miały się o wiele gorzej. Niestety- bo pierwszym co zrobiłem po zwleczeniu się na dół i dobrnięciu na półślepo do kranu było napicie się. Drugim co zrobiłem było wyjątkowo dynamiczne pozbycie się zawartości jamy ustnej połączone z próbą uniknięcia równie dynamicznego pozbycia się zawartości całej reszty układu pokarmowego. Smakowało toto jak mieszanka zakisłego końskiego moczu i pozostałości po płukaniu zardzewiałych kotłów w jakiejś fabryce. Nie żartownisiu, nie próbowałem. To tylko wyobraźnia podsuwa mi takie połączenie. W każdym razie zawartością szklanki była paskudna, rdzawa breja. Koszmarna pobudka, wymuszająca wyrobienie miesięcznej normy mycia zębów w ciągu pięciu minut. Szorowałem je bodaj trzy razy... no, może cztery. W łbie kołatał mi złośliwie przyczepiony obrazek studni ze snu. Może dlatego że z moją było coś nie tak ? Zdążyłem o tym pomyśleć i zamarłem. Zaraz, skoro myję zęby, woda w łazience jest zdatna do użytku, to znaczy że ani chybi coś nie tak z kranem w kuchni. Wytarłem usta ręcznikiem i poczłapałem sprawdzić. Przekręciłem kurek nad zlewozmywakiem. Woda która popłynęła z kranu była chłodna i jak na warunki polskie krystalicznie wręcz czysta. Niedobrze. Miałem nieodparte wrażenie że ktoś na górze uparł się żeby robić mi od rana głupie kawały. Spokojnie. Bez nerwów. Wdech, wydech... Może nie do końca się obudziłem ? Niemożliwe żebym ciągle się mylił i spijał wodę z pędzli czy kamieni szlifierskich. Pogapiłem się jeszcze przez chwilę, zakręciłem wodę i poszedłem włożyć coś na tyłek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz