Bushido, uporczywie mitologizowane już od momentu powstania, było niczym innym, jak wyjątkowo skutecznym narzędziem kontrolowania potencjalnie groźnej warstwy społecznej. Przemiana umysłowości całego społeczeństwa dokonała się oczywiście nieprzypadkowo- jest wynikiem celowej, planowej manipulacji której rezultaty- o ironio- obecnie są interpretowane jako autentyczny wyraz duchowości kasty wojowników.
Owi bushi, którzy dość niezgrabnie pojawili się na scenie w czasie wojen Gempei, początkowo nie byli nikim więcej niż pogardzanymi prostakami, burakami upchanymi w sztywne i odporne na uszkodzenia opakowania. Korzystało się z ich pomocy kiedy było to niezbędne, potem zaś odsyłało z powrotem na prowincję, nagradzając (albo i nie) dobrym słowem, czego śladem jest zresztą nazwa samurai, pochodząca od mało chwalebnego terminu saburai określającego tych, którzy służą (w domyśle- szlachetnie urodzonym). Rzeczy zaczęły się komplikować w chwili, kiedy owi w gruncie rzeczy nieskomplikowani ludzi zdali sobie sprawę z prostego faktu- król (bądź cesarz) jest nagi, nie dysponuje tak naprawdę żadną liczącą się siłą a dobra którymi ma być szafarzem są w rzeczywistości "do wzięcia". Pół biedy kiedy administracja państwowa miała dość marchewek i mogła sowicie wynagrodzić poskramianie buntowników. Gorzej, kiedy wraz z rozwijającym się niedomaganiem administracji- problemami ze ściąganiem czy choćby naliczeniem podatków- pojawiły się pustki w skarbcu i okazało się że państwo jako organizacja nie ma masom zbrojnych do zaoferowania zupełnie i absolutnie niczego, ba- staje się jedynie sztywną i coraz bardziej pijącą w tłuściutkie boczki ramą. Nie trzeba było długo czekać na pierwszego "wyzwoliciela" który pod pretekstem chronienia majestatu sięgnął po władzę. Jeszcze mniej czasu zajęło lokalnym pankom postawienie sobie pytania "zaraz, skoro jemu się udało to dlaczego ja mam nie spróbować ?". Od tego momentu Japonia stała się krajem nieustannych przetasowań, przebiegających w znajomej atmosferze wszechobecnej podejrzliwości. Kiedy szło o władzę, wszelkie związki międzyludzkie szły w kąt. Ojcowie mordowali synów, ci odwzajemniali się im tym samym. Truto, duszono, gwałcono, kamienowano, słowem- robiono wszystko co tylko się da byle tylko dopchać się do koryta lub przy nim utrzymać. Sukces bądź porażka w dużej mierze zależały od tego czy i na jak długo dany przywódca potrafił sobie zapewnić poparcie mas którymi miał kierować. Lojalność była towarem wysoce cenionym, ale nieczęsto spotykanym i prawie nigdy nie bezinteresownym. Było to więcej niż niewygodne dla każdego przywódcy, niezależnie od poziomu na którym musiał pełnić swoją rolę. Trudno się więc dziwić, że w interesie każdego, kto wspiął się po drabinie nad głowy innych było wpojenie znajdującym się pod nim, że ich pozycja jest nie tylko słuszna i zgodna z wolą bogów, ale że ich świętym obowiązkiem- ba, pragnieniem- jest wspieranie zwierzchnika. Absolutna, bezgraniczna i ślepa lojalność, wpajana była coraz silniej wraz z krystalizowaniem się struktury zależności feudalnych. Ostateczne skodyfikowana- jakżeby inaczej- na wyraźne zapotrzebowanie policyjnego reżimu Tokugawów i pod jego nadzorem, już po stu latach pokoju stała się legendą. Ten fragment totalitarnej propagandy przetrwał upadek shogunatu i przewijał się w historii Japonii przez różnego rodzaju konstrukcje ideologiczne zawsze, kiedy w grę wchodziło uzyskanie psiego posłuszeństwa.
Smycz która przetrzymała śmierć tak psa, jak i jego pana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz